Günter Grass był moim ukochanym pisarzem. Gdy jako nastolatek poznałem „Blaszany bębenek”, potem „Kota i mysz”, „Psie lata” czy publikowany w Wydawnictwie Morskim wybór wierszy, sam postanowiłem pisać. Moje pierwsze literackie próbki były wzorowane na poetyce Grassa, bo Grass był poetą prozy, niebywale liryczny w obrazowaniu, a przy tym gawędziarz – rozwlekły w opowieści. Kontakt z twórczością Grassa przede wszystkim jednak zdecydował o moich dalszych studiach i na wiele lat pracy zawodowej. Zostałem dziennikarzem, krytykiem literackim, tak bardzo bowiem jako nastolatek chciałem poznać osobiście ulubionego pisarza, Mistrza. Dziś te marzenia sprzed lat mogą wydawać się śmieszne, ale ukształtowały moje życiowe wybory, a marzenia się spełniły. Bo marzenia zawsze się spełniają jeśli im z determinacją pomagamy. Mój pierwszy kontakt z Grassem nastąpił jeszcze w latach PRL. Był bodaj 1988 lub 1989 rok, Grass miał spotkanie w warszawskim klubie „Hybrydy” i prowokował publiczność, porównując Matkę Boską do Róży Luksemburg. Moja fascynacja rosła. Zostałem dziennikarzem, zająłem się książkami, w tym wywiadami z pisarzami. Jako wysłannik „Rzeczpospolitej” jeździłem po świecie, odwiedzając dziesiątki imprez książkowych – od Chicago przez Jerozolimę, Moskwę, Paryż, Londyn i wiele innych miast. Mogłem uczestniczyć w lipskim Gewandhaus podczas niezapomnianej debaty między Grassem a Tadeuszem Różewiczem. Kilkakrotnie spotkałem pisarza we Frankfurcie, brałem tam m.in. udział w konferencji prasowej zaraz po tym jak dostał nagrodę Nobla. Przez lata recenzowałem wszystkie polskie wydania jego książek, pisałem eseje o jego twórczości, a w 2003 roku w Gdańsku przeprowadziłem wywiad z nagrodzonym już Noblem pisarzem. Kiedy po latach sam wróciłem do pisania prozy, nie wzorowałem się już na zawiłej liryce autora „Blaszanego bębenka”, literacko bardziej zainteresowali mnie Styron, Nabokov, Llosa czy Fuentes, ale Grass na zawsze pozostał tym największym. To też jeden z nielicznych pisarzy, do którego starych książek wciąż wracam. Nieodmiennie zachwycony ich ciężarem gatunkowym, finezją odniesień do ludowej gawędy, plastycznością obrazów, rytmem języka, niebywałą umiejętnością dzielenia włosa na czworo, ale też b e z komprom i s owo - ścią. Choć jestem raczej apolityczny i mało ideowy, nie przeszkadza mi u niego duży ładunek jednego i drugiego, Grass bowiem był nie tylko pisarzem, ale też trybunem ludowym, mówcą, agitatorem, na dokładkę o tak staromodnie socjalistycznych poglądach jakby czas wokół niego płynął wstecz. To w co wierzył – idealistycznie i naiwnie – nie miało dla mnie nigdy (może poza nastoletnim okresem) znaczenia, ważne było jak o tym potrafił pisać. Obok Tomasza Manna był największym niemieckim pisarzem XX wieku. Nazywany sumieniem narodu, nie …