Poniedziałek, 10 grudnia 2012
Rozmowa z Lechem Woźniakiem, właścicielem Warszawskiego Antykwariatu Naukowego Logos
CzasopismoWiadomości Księgarskie
Tekst pochodzi z numeru73

Antykwariat Logos wywodzi się z Antykwariatu Domu Książki. Z jakimi problemami boryka się firma o tak długiej tradycji?

Głównym problemem, podobnie jak i innych antykwariatów, jest podaż. Na rynek trafia coraz mniej ciekawych i poszukiwanych publikacji. Jest to sytuacja znacznie odmienna od tej, jaką mieliśmy w latach dziewięćdziesiątych, kiedy ruch kupujących i sprzedających był olbrzymi. Z tego też powodu, po prywatyzacji, przez cztery lata nie
organizowaliśmy aukcji [od lutego 1989 do listopada 1994 – przyp. red.] – ruch był zbyt duży, by można było w spokoju przygotowywać dużą ofertę aukcyjną. Wszystko kupowało i sprzedawało się na pniu. Obecnie mniej jest kupujących, którzy odwiedzają nasz antykwariat. Również mniej jest sprzedających…

Jaki jest tego powód? Potencjalni oferenci wyrzucili te książki? Oddali do bibliotek?

Zmienił się sposób zagospodarowania spuścizny po zmarłych kolekcjonerach. Kiedyś mieliśmy znacznie więcej ofert na całe księgozbiory oferowane przez dzieci, które były spadkobiercami. Dziś, takie odnoszę wrażenie, zbiory trafiają do wnuków, którym obca jest współpraca z tradycyjnym antykwariatem, a bardziej znana i prostsza wydaje się sprzedaż poszczególnych rzeczy przez portale aukcyjne czy ogólnie Internet.

Klienci, a co za tym idzie ich wymagania i nawyki, są bardziej nowocześni, co powoduje potrzebę zmian w tradycyjnych firmach…

Zmiana polega również na tym, że potencjalnym klientom trzeba zaoferować więcej informacji dotyczących książek. Nie może to być oferta jak na portalu aukcyjnym, gdzie często możemy znaleźć tylko podstawowe
informacje z dopiskiem „stan jak na zdjęciu”. Renoma firmy wymaga, aby oferta była przedstawiona profesjonalnie. Klient potrzebuje kompleksowej informacji dotyczącej zawartości czy też powodów
traktowania pozycji antykwarycznej jako ważnej czy unikalnej. W latach dziewięćdziesiątych katalogi były siermiężne, bez ilustracji, z podstawowym opisem bibliograficznym i to wystarczało – klienci byli doskonale zorientowani w tych pozycjach. Dziś ci kolekcjonerzy najczęściej już mają większość poszukiwanych książek, lub ich sytuacja materialna nie pozwala na bardzo aktywny udział w rynku, część z nich oczywiście odeszła… Początkującym zbieraczom trzeba natomiast podać nawet podstawowe informacje…

Jakie są tego powody?

Myślę, że część odpowiedzi na to pytanie znajdziemy w słabszej edukacji oraz tym, że współczesny świat oferuje nam wiele różnych ciekawych zajęć i hobby. Literatura czy też ogólniej książki zeszły na dalszy plan. Przecież przed 1989 rokiem, poza czytaniem było niewiele możliwości na spędzanie wolnego czasu. Telewizja miała tylko dwa programy i to od godziny 16, było mniej rozrywek, wszyscy coś kolekcjonowali – jak nie znaczki lub monety, to książki. Nie było Internetu…

Czy istnienie aukcji internetowych – takich jak Allegro – czy też antykwariatów internetowych, które często nie prowadzą tradycyjnego sklepu, powoduje, że ludziom nie chce się już chodzić do antykwariatów?

Uważam, że podstawowa zmiana dotyczy współczesnego tempa życia. Dawniej świat podążał znacznie wolniej – dziś ludziom się spieszy. Widać to również w tym, że dużo klientów szuka pozycji potrzebnych im zawodowo, lektur profesjonalnych, a mniej literatury, która ma umilić czas. Warto również zaznaczyć, że w Internecie
dostępnych jest coraz więcej zeskanowanych starych książek. Ma to dwa skutki. Jeden to zmniejszenie zainteresowania zakupem niektórych pozycji, które były potrzebne klientom np. do pracy naukowej,
a z drugiej strony takie wirtualne biblioteki pozwalają nam, a także naszym klientom, porównać egzemplarze, dowiedzieć się o ich kompletności i na tej podstawie wzbudzić chęć posiadania oferowanego do sprzedaży egzemplarza.

Czy ten „odpływ” klientów spowodował, że postanowiliście otworzyć sprzedaż internetową?

Można tak to określić. Klientów odwiedzających antykwariat jest coraz mniej. I trzeba się z tym pogodzić, dostosowując działalność do czasów współczesnych. Za zmniejszającą się aktywnością naszych stałych klientów idą inne problemy, na przykład rosnący czynsz za lokal. Ostatnia podwyżka wyniosła 300 proc.! Na to trzeba zarobić!

Jak przygotowywaliście się do uruchomienia sklepu internetowego?

Do sklepu internetowego przymierzaliśmy się od kilku lat. Na przeszkodzie stał głównie brak czasu – codzienna praca, przygotowywanie kolejnych aukcji… Konkretne przygotowania zaczęliśmy od analizy innych antykwariatów obecnych w Internecie. Przyglądaliśmy się stosowanym rozwiązaniom informatycznym, ofercie, ale również szacie graficznej.

I taki zbiór waszych wymagań przedstawiliście informatykom?

Firm oferujących wykonanie takiego serwisu internetowego jest dużo. Przy wyborze wykonawcy oczywiście ważnym była kwestia finansowa, jednak nie był to decydujący argument.

Na jakie inne ważne elementy zwróciliście uwagę?

Bardzo ważny, wręcz najistotniejszy, był dla nas warunek, aby zaproponowany system nie wiązał się z koniecznością utraty niezależności. Nie chcieliśmy tańszego systemu, który wiązał się z dodatkowymi stałymi opłatami za współpracę i trwałe związanie z firmą informatyczną, tylko system przygotowany dla nas, po zakupie którego możemy, ale nie musimy dalej współpracować. Dodatkowym ważnym argumentem były kwestie komunikacyjne – najlepiej współpracuje się z firmami i osobami, które już znamy, które rozumieją naszą działalność i którym nie musimy tłumaczyć rzeczy podstawowych. Takie rozwiązanie pozwala także na bardziej elastyczne modyfikowanie funkcjonalności serwisu.  Może się okazać, że zaproponowane przez nas rozwiązania nie do końca się sprawdzają, a klienci potrzebują np. bardziej zaawansowanej wyszukiwarki, co wymaga kolejnych prac informatycznych…

Czy też automatycznego powiązania ze sprzedażą na Allegro…

Na razie tego nie planujemy. Takie narzędzie, które bez dodatkowej pracy pozwalałoby wystawiać aukcje internetowe, a po ewentualnej sprzedaży książki w sklepie internetowym czy tradycyjnym usuwało
trwającą aukcję, jest bardzo ciekawym rozwiązaniem. Na razie nie przygotowujemy się do takich procedur. Chcemy dobrze wykonać zadanie, jakie przed nami stoi, czyli sklep internetowy. W miarę rozwoju będziemy rozważali takie i inne pomysły rozszerzające naszą działalność. Oczywiście na Allegro byliśmy obecni od dawna – traktując te aukcje najczęściej jako źródło nowych nabytków, a nie sprzedaży.

Jakie zmiany w funkcjonowaniu firmy wymusza prowadzenie sprzedaży internetowej?

Podstawowym i najważniejszym zadaniem jest ścisłe kontrolowanie tego, co mamy na półkach i tego, co mamy na swojej stronie. Antykwariat nie może pozwolić sobie na bałagan i oferowanie w Internecie książek, które właśnie zostały sprzedane. Początkowo wydzielimy księgozbiór oferowany w Internecie od tego obecnego na półkach w sali sprzedaży. Pozwoli to przygotować się i poprawić procedury związane z rejestrowaniem sprzedaży, abyśmy nie zaskoczyli niemiło klienta, który po zamówieniu poszukiwanej książki, otrzyma przeprosiny i wyjaśnienie, że książka została już sprzedana w formie tradycyjnej. Takie sytuacje są niedopuszczalne. Dodatkowym, czasochłonnym zadaniem jest dołączanie zdjęć i skanów książki. Przy organizacji tradycyjnych aukcji możemy fotografować wybrane pozycje, bo większość kupujących obejrzy sobie interesujące ich pozycje przed aukcją. W przypadku sklepu internetowego fotografia jest ważnym elementem oferty i nie możemy tego ignorować.
W waszym antykwariacie można płacić kartą kredytową.

Czy w sklepie internetowym również będzie taka możliwość?

Na razie nie planujemy takich rozwiązań. Jak już wcześniej wspomniałem, staramy się rozpocząć sprzedaż przez Internet przy jednoczesnej minimalizacji płynących z tego tytułu zmianach w sposobie działalności
naszej firmy. W miarę rozwoju będziemy brali pod uwagę także i takie rozwiązania.

Autor: Paweł Podniesiński