Poniedziałek, 19 listopada 2018
Wywiad z Krzysztofem Piotrem Łabendą

Przedstawiamy wywiad z człowiekiem niezwykle utalentowanym i niebywale pozytywnym. To przede wszystkim doktor praw, praktyk bankowy oraz wieloletni pracownik naukowo-dydaktyczny uczelni trójmiejskich. Jednym z hobby Pana Krzysztofa jest pisanie książek. W swoim dorobku literackim ma publikacje o charakterze popularno-naukowym i naukowym oraz powieści obyczajowe, kryminalne, miłosne i o lekkim zabarwieniu erotycznym. Premierowa książka „Blizny” to opowieść o wspaniałej miłości i ogromnym smutku po jej utracie. Wydawać by się mogło, że człowiek z takim fachem naukowym to osoba bardzo poważna, która nie mogłaby napisać książek tak romantycznych czy sensacyjnych, cieszących się ogromnym zainteresowaniem wśród czytelników, a jednak… Krzysztof Piotr Łabenda – doktor praw jest tego doskonałym przykładem.

Panie Krzysztofie, latem rozmawialiśmy o wznowionym wydania powieści „Pierścionek z cyrkonią”. Nadeszła jesień, a wraz z nią „Blizny”. Czy nie obawia się Pan, że pojawienie się w tak krótkim odstępie czasu dwóch naprawdę świetnych pozycji sprawi, że któraś będzie mniej przykuwać uwagę czytelników?

W pierwszej kolejności chcę Pani podziękować za to stwierdzenie o dwóch naprawdę świetnych pozycjach. Łaskocze to moją próżność, choć – mówiąc całkiem serio – mam wewnętrzne przekonania, że w istocie są to dobre książki. Miałem obawy, o które Pani pyta, ale doszedłem do wniosku, że ryzyko wbrew pozorom nie jest tu zbyt duże. Jeśli wznowiony latem „Pierścionek z cyrkonią” zaciekawił (w co wierzę sądząc po reakcjach czytelników), to – tak sobie myślę – tenże czytelnik będzie chciał się dowiedzieć, co też autor ma do powiedzenia tym razem. Liczę też na to, że jeśli „Blizny” będą pierwszą powieścią mojego autorstwa, którą ktoś przeczytał, to wydadzą się na tyle ciekawe, że czytelnik zechce sprawdzić co miałem wcześniej do zaoferowania, o czym chciałem z nim porozmawiać i sięgnie po moje wcześniejsze powieści. Miałem też bardzo osobisty powód, by taka właśnie powieść ukazała się właśnie w październiku.

 

Motyw miłości jest jednym z silniejszych w Pana prozie. W „Bliznach” uczuć nie zabraknie. Czytelnicy przekonają się jednak, że miłość potrafi mieć różne oblicza i imiona. Skąd pomysł lub potrzeba, by tak wielostronnie opisać tę emocję?

Mógłbym, nieco żartobliwie, odpowiedzieć Pani tekstem Agnieszki Osieckiej z piosenki śpiewanej przez Bohdana Łazukę w filmie „Małżeństwo z rozsądku”: „Miłość złe humory ma, pije, pali w karty gra…” Nie kojarzy Pani filmu? Nic dziwnego, to było tak dawno temu, w ubiegłym wieku. Jedno czego bym nie chciał, to by moje książki trafiły na półkę z napisem „Harlequin”, gdzie z tego co zaobserwowałem jest słodko, bezproblemowo, bajkowo wręcz (choć o ilość sprzedanych egzemplarzy bym się nie pogniewał), z całym szacunkiem dla książek na takiej półce stojących. Świat nie jest jednowymiarowy, zawsze pachnący i dobrze uczesany. W „Przetrwać noc” pada taka oto kwestia: „To szczęście było przedmiotem zazdrości ich przyjaciół, którzy żartowali, że dzięki tej miłości ich życie jest jak nieustające Boże Narodzenie. Paweł i Bożena odpowiadali na to, że nie chcą, by takim było. Nadmiar słodyczy może spowodować wymioty”. W życiu, w relacjach między nim a nią, (czasem między nim a nim czy nią a nią) mamy całą paletę doznań. W moich powieściach staram się opowiadać o owych różnych obliczach miłości i – mówiąc szerzej – o tym, co mieszka w duszy ludzkiej, także i w tych mrocznych jej zakamarkach. To widać wyraźnie w „Przetrwać noc” czy „Kleszczu”. Nie ukrywam też, że w każdej z moich dotychczasowych książek pojawia się istotny dla każdego z nas problem śmierci.

 

„Blizny” to także opowieść o śmierci, złudnych nadziejach i bólu pojawiającym się po stracie ukochanej osoby. To trudna, choć wpisana w ludzkie życie tematyka. Czy zdradzi Pan, kiedy pojawił się pomysł na tę książkę i czy nie obawiał się Pan „dotykania” tak skomplikowanego emocjonalnie tematu?

Śmierć, którą we wcześniejszych moich książkach nazywam czasem z arabska Mal’akh, jest w każdej z moich książek. Najczęściej, aż do „Blizn”, na drugim planie nieco w tle, ale jest. Strasznie trudno jest o niej mówić czy pisać. Może ze mną jest tak, jak z małymi dziećmi, które nie potrafią jeszcze wyrazić swoich emocji słowami i w związku z tym swoje strachy bądź radości przedstawiają na rysunkach, używając do tego czarnych lub jasnych barw. Ciągłe z tą śmiercią się potykam, ciągle trudno mi zaakceptować, że ona jest i nic tego nie zmieni. Swoistym katalizatorem, który sprawił, że napisałem „Blizny” był październik ubiegłego roku, kiedy to przedwcześnie odszedł Janek, jedyny mój przyjaciel. Przygotowując drugie wydanie „Pierścionka z cyrkonią” myślałem, że już tam poradzę sobie z tą stratą. Nie wystarczyło, a „Blizny” już wówczas „się pisały”. Nie chciałem jednak, by „Blizny” były wprost opowieścią o śmierci przyjaciela. Nie byłbym w stanie, jeszcze nie jestem, napisać takiej powieści. Dlatego pojawia się Krzysztof i Natalia, ale poczucie buntu, niezgody na czyjeś odejście, uczucie pustki… to takie same uczucia.

 

 Czytelnicy, którzy nie zdążyli jeszcze sięgnąć po książkę, nie wiedzą, że główny bohater Krzysztof przeżył przykry, sercowy zawód nim spotkał młodszą od siebie Natalię. Parę połączyła prawdziwa miłość, ale wieloletnie małżeństwo przerwie śmierć Natalii. Uczucia zdają się jednak nieśmiertelne, a kochać można człowieka nawet po jego śmierci. To jeden z piękniejszych przekazów tej powieści. Czy chciałby Pan, aby odbiorcy doświadczyli podobnych refleksji?

Bardzo bym tego chciał, ale też chciałbym, by ta miłość (czasem przyjaźń), pozornie zakończona przez śmierć, była zwyczajnie mądrą. Jest taka ballada Okudżawy, w której on śpiewa: co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno ( …) a przecież mi żal… Tak właśnie być powinno: pamiętać, pielęgnować pamięć, kochać nadal, ale i nie unikać tego, co dzień kolejny niesie. Tak, można kochać kogoś, kto przeszedł już na drugą stronę, ale ból i rozpacz nie mogą zawładnąć naszym życiem. Zatopienie się w tym bólu i pozostanie w nim nie jest niczym dobrym. Kiedy spojrzymy na minione miesiące czy lata, to bez trudu w rzeczywistości za oknem znajdziemy potwierdzenie tej tezy. Kiedyś w końcu, tak jak Krzysztof w ostatniej scenie „Blizn” – trzeba zawiązać pod szyją muszkę i wyjść do świata.

 Po śmierci ukochanej Krzysztof wpadnie w sidła depresji. Będzie też łudził się, że to, co odeszło, może powrócić. Gdy serce Natalii zostanie wszczepione Annie, która zacznie przejawiać niewystępujące przed transplantacją zachowania, przez moment będzie miał nadzieję, że los po części zwraca mu ukochaną. Ostatecznie będzie musiał zrozumieć, że toułuda, ale mimo braku ukochanej warto żyć, bo wówczas przetrwa też pamięć o niej. To bardzo pouczająca puenta. Czy nie uważa Pan, że czytelnicy, którzy musieli zmierzyć się ze stratą kogoś bliskiego, a takich z pewnością będzie dużo, odbiorą ten przekaz bardzo osobiście? Może pokrzepi on ich serca?

 

No właśnie. To jest to, o czym mówiłem przed chwilą – nie wolno ulec rozpaczy. Po okresie żalu, smutku, przekonania o beznadziei trzeba wrócić do życia. Innego, bo bez ukochanej osoby, ale jednak do życia. Znów – cytując wspomnianego Okudżawę – „każda epoka ma własny porządek i ład”. „Kwiaty na mogile (…) pomagają pielęgnować i ożywiać wspomnienia. W istocie rzeczy nie są dla niej. (zmarłej Natalii). Bardziej już dla saren. Ale sarny nie żywią się tylko kwiatami, choć cmentarz jest ich pełen. Sarny żyją w pobliskich lasach i tam mają znajdować pożywienie. Nie można żywić się jedynie wspomnieniami” – mówi Natalia do Krzysztofa, kiedy po śmierci zjawia się w jego śnie, by się z nim ostatecznie pożegnać. Znaczy to tyle: miej mnie w sercu, pamiętaj, czasem wspominaj, ale nie możesz żyć rozpaczą. Kochasz mnie, pamięć o mnie, a nie to miejsce, gdzie leżą moje szczątki czy wręcz to, co z mojej ziemskiej powłoki pozostało. Ból po stracie, tak myślę, nie potrzebuje manifestacji i ostentacji.

 Pamiętając, że we wznowionym wydania powieści „Pierścionka z cyrkonią” wątek śmierci i intelektualnej walki z koniecznością jej akceptacji został pogłębiony, nie można nie zauważyć, że w „Bliznach” powrócił w bardziej dramatycznej i jeszcze bardziej poruszającej formie. Czy pisząc tę powieść, nie miał Pan problemu, by równoważyć śmierć z miłością. A może szala czasem „przechylała się” pod naporem, którejś z tych sił?

Już o tym kiedyś mówiłem. Odwołam się więc ponownie do słów Lechonia:

„Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną,
Powiem ci: śmierć i miłość-obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.”

W „Bliznach” śmierć pozornie bierze górę, chwilowo triumfuje nad Krzysztofem, ale w końcu musi ustąpić. W tej powieści pojawia się też pies – Spero. On symbolizuje to, że zawsze, do ostatniego tchu, trzeba mieć nadzieję. Śmierć tak długo będzie stać na pozycji przegranej, jak długo będzie istniał, oddychał Krzysztof.  Więcej, nawet kiedy on umrze historia jego i Natalii nie odejdzie w zapomnienie, bo przecież pozostanie ta ostatnia powieść Szablewskiego, w której on ową miłość opisze. Będzie też i Anka, która poznała ich historię, a przynajmniej jej część. Śmierć pozostanie suchym faktem, nad którym przechodzi się do porządku. Jest, bo tak być musi, ale opowieść o Natalii i Krzysztofie będzie trwać. Non omnis moriar – nie wszystek (nie cały) umrę. Dlatego też i ja sięgam po pióro.

Porównując, wiele Pana wcześniejszych powieści z łatwością można zauważyć, że w Pana prozie, jak w prawdziwym życiu, obok miłości często pojawia się śmierć. Czy nie ma Pan jednak wrażenia, że w „Bliznach” skończoność ludzkiego istnienia wysuwa się na pierwszy plan? Fabuła skłania także do refleksji na temat skończoności miłości, która może, ale wcale nie musi być ponad śmiercią. Każdy człowiek, a z nim jego uczucia, mają przecież swoją siłę, czyż nie? 

Dużo dziś o śmierci mówimy, ale przecież – co już uzgodniliśmy – ta koścista dama, owa Mal’akh, jest w moich powieściach obecna. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że wpakowała się na karty moich książek wykorzystując lęk autora przed „stanem nieistnienia”, poczucie bezradności, że kiedy ona przyjdzie skończy się wszystko. Tak myślałem i czasem jeszcze myślę, ale już wiem, że ten lęk nie ma sensu. Śmierć jest i nic nie jest w stanie tego zmienić. To nie oznacza jednak, że ona kończy wszystko. Jest pamięć i miłość innych, którzy po nas zostają, są nasze dokonania. Ta refleksja przychodzi, jak sądzę, z wiekiem. Właśnie teraz z wydawnictwa Psychoskok wyrusza do drukarni moja kolejna książka.  Na rynku pojawi się na początku 2019 roku. Tym razem jest to baśń „Smocze skarby”, którą napisałem w głównej mierze z myślą o moich wnukach. Dziadek stara się w niej powiedzieć wnuczętom co jego zdaniem jest w życiu najważniejsze, jak żyć, by móc powiedzieć, że wiodło się żywot szczęśliwy, kiedy nadejdzie już kres drogi. To także opowieść o tym, że ów kres, odchodzenie jednych by nadeszli inni, jest czymś naturalnym. Tam smok Agapit mówi do swego towarzysza Franka, że strach, także ten przed śmiercią, bierze się z niewiedzy. Teraz już wiem, że Mal’akh nigdy nie jest górą. Ona zabiera co prawda stan świadomości człowieka, jego fizyczność, ale nie niszczy jego istnienia. Przestaję się bać i mogę powtórzyć za Natalią, bohaterka „Blizn”, że jeśli się czegoś żałuje w chwili odejścia, to źle przeżyło się życie. Mam nadzieję, że niczego żałować nie będę. Jeśli ktoś na dodatek szczerze wierzy, że jest Bóg, niebo, piekło, to tym bardziej strach przed nieistnieniem po śmierci nie ma sensu. „Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci…”, że zacytuję tym razem Wisławę Szymborską. O to trzeba dbać. O pamięć.

 

Książka trafiła już do księgarń, warto wiec zapytać, w jaki sposób Pan chciałby zachęcić czytelników do lektury?

Drogi Czytelniku, czy raczej droga Czytelniczko, bo mam wrażenie, że po „Blizny” sięgają głównie panie, obiecuję, że historia Krzysztofa i Natalii da Ci wiele okazji do przemyśleń, chwil pełnych zadumy i poruszy Twoje serce. Żyjemy dziś w nieustającym pędzie. Wieczorem, kiedy zasiądziesz do lektury „Blizn” będziesz mieć szansę na zatrzymanie się w tej gonitwie dnia codziennego, szansę na pomyślenie o tym, co nieuniknione, a co wypierasz ze swojej świadomości. Zastanowisz się, wierzę w to głęboko, nad śmiercią, przemijaniem, bólem po stracie. Nie przestrasz się jednak. Książka jest mocno osadzona problematyce dnia codziennego, może chwilami trudna, wnikająca głęboko w zakamarki ludzkiej psychiki, ale też i pełna nadziei. Starożytni mówili: „amor omnia vincit” – miłość wszystko zwycięży. To też chcę Ci powiedzieć. Śmierć z miłością nie ma szans. Kochaj więc, Drogi Czytelniku, pamiętając, że – jak pisał ksiądz poeta – ludzie tak szybko odchodzą. Wszystko zaczyna się od miłości i to ona trwa na przekór wszystkiemu, choć może mieć wiele twarzy. Jeśli patrzysz uważnie, to zawsze ją dostrzeżesz.

 

Całkiem na wesoło nie można zadać także kolejnego pytania. Czy myśli Pan, że kiedykolwiek zdoła wyleczyć się z frankofil-izmu? Ponownie wraz z bohaterem Krzysztofem „odwiedził” Pan „stolicę miłości”.

Nie, nie zdołam i nie chcę. Jeśli istnieje przechodzenie jednego bytu w drugi, owa nieustającą wędrówka dusz, to z całą pewnością ostatnio byłem szlachetnie urodzonym w XVIII wiecznej Francji i kiedy już odejdę do źródeł istnienia, to znów kiedyś powrócę nad Sekwanę, do Normandii, Langwedocji czy gdziekolwiek w pięknej Francji.

 

Kończąc, należy podziękować za udzielone odpowiedzi, zapytać, czego możemy życzyć na przyszłość? Może powodzenia tej, a także kolejnych pozycji, które mamy nadzieję, że z czasem się ukarzą.

Bardzo proszę – czytajcie „Blizny”. Zasługują na to. Czytajcie „Pierścionek z cyrkonią” i „Wzgórze Młynarza”, bo to są nadzwyczaj udane opowieści o miłości, a tej przecież każdy z nas w życiu pragnie. Dodajmy opowieści bez przesłodzeń, lukru i kreacji świata wyidealizowanego. Jeśli irytuje Was to, co się dzieje w realu, za oknem, sięgnijcie po „Kleszcza” i Przetrwać noc”. Tam znajdziecie mroczną stronę dusz ludzkich, ale i obraz miłości także. Wbrew pozorom nie o politykę i krytykę naszej rzeczywistości w tych powieściach w pierwszej kolejności chodzi.

 

 

 

 

 

 

http://www.psychoskok.pl/produkt/blizny/

http://www.psychoskok.pl/autorzy/krzysztof-piotr-labenda/

Materiał przesłany przez wydawnictwo Psychoskok

 

Podaj dalej
Źródło: inf. komercyjna wyd. Psychoskok