środa, 29 sierpnia 2007
Rozmowa z Katarzyną Sobańską – dyrektor generalną wydawnictw Hachette Livre Polska i Larousse Polska
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru202
Od kwietnia jest pani dyrektor generalną wydawnictw Hachette Livre Polska i Larousse Polska. Jak się pani siedzi na tych dwóch – wymagających sporo uwagi – stołkach? Siedzenie na dwóch stołkach naraz to duże wyzwanie. Zacznijmy od tego, że pod względem formalno-prawnym są to niezależne od siebie spółki, które mają wspólnego właściciela i należą do francuskiej grupy Hachette. Natomiast w kwietniu rozpoczął się proces ich łączenia organizacyjnego. Wcześniej Larousse Polska funkcjonowała u boku byłego współudziałowca, wydawnictwa Siedmioróg z siedzibą we Wrocławiu. Ponieważ jej działanie przenieśliśmy do Warszawy, części pracowników – często bardzo doświadczonych – nie udało nam się zachować. Nad czym ubolewam. Pracownicy marketingowego biura Larousse’a pracowali w Warszawie i nadal to robią. Oprócz marketingu, w stolicy znajdują się redakcja, księgowość i administracja obu spółek. We Wrocławiu pozostała jedynie sprzedaż, którą prowadzi w dalszym ciągu firma Siedmioróg, na mocy zawartego terminowego kontraktu dystrybucyjnego. Czyja jest koncepcja takiego funkcjonowania obu organizmów? Wspólna – francuskich właścicieli, zarządów, moja… A kto wchodzi w skład zarządów? Zarządy są jednoosobowe. Prezesem jest Jerome Denoix, który pracuje we francuskim Hachette i który wizytuje nas co dwa miesiące. A pani często jeździ do Paryża? Na zmianę z prezesem. W jakim języku się państwo porozumiewają? Językiem korporacyjnym w Hachette jest angielski. Jednak firma umożliwia naukę zarówno języka angielskiego, jak i francuskiego, wszystkim pracownikom, niezależnie od zajmowanego stanowiska. Ja również pilnie uczę się francuskiego. Jak obecnie wygląda struktura obu wydawnictw? Struktury są połączone – w ramach istniejących już działów w Hachette Livre Polska zostały zatrudnione osoby odpowiedzialne za działania dla wydawnictwa Larousse Polska. Tworzenie dwóch identycznych działów nie byłoby optymalne finansowo i bezcelowe z merytorycznego punktu widzenia. Wartością dodaną jest fakt, że pracując razem ludzie ci uczą się od siebie. Czy po przeniesieniu redakcji zatrudnili państwo w Laroussie nowych redaktorów? Będziemy zatrudniać. W tej chwili prowadzimy rekrutację na stanowisko redaktora książki dziecięcej. W najbliższym czasie pozyskamy także osobę do działu słowników. A co z encyklopediami, w których segmencie w ubiegłym roku mocno zaznaczyli państwo obecność? Encyklopedie to dla tego wydawnictwa, także w Polsce, ważny projekt. „Encyklopedia Powszechna”, o której pan mówi, ukazała się w październiku ubiegłego roku i w celu jej aktualizacji będziemy ten dział rozbudowywać. We Francji encyklopedie Larousse’a są aktualizowane raz do roku, my najpewniej pójdziemy śladami tych krajów wchodzących w skład grupy Hachette, które dokonują aktualizacji co kilka lat. Dla koncernu encyklopedia cieszy się statusem bardziej dzieła niż produktu. A jak by pani określiła sukces komercyjny „Encyklopedii Powszechnej”? Bo na rynku panuje opinia, że publikacja raczej poniosła fiasko. Ja bym się z tym nie zgodziła, ponieważ znam wyniki jej sprzedaży. I jakie są te wyniki? Sprzedaliśmy już większość nakładu. A jaki był nakład? 40 tys. egz. I ile udało się sprzedać? Ok. 22 tys. egz. Przez prawie rok. Tak. Sprzedaż rozpoczęliśmy w październiku ubiegłego roku. Jest to zatem książka, z której możemy być dumni, ale która wymaga szczególnego marketingu, związanego z potrzebą wytłumaczenia, czym jest encyklopedia Larousse’a. Bo to nie jest zwykła encyklopedia. A jaka? Składa się z dwóch części: encyklopedycznego słownika języka polskiego i encyklopedii powszechnej. Drugą istotną cechą jest syntetyczny, skrótowy charakter haseł i niewielka liczba odsyłaczy wewnątrzhasłowych. Trzecim specyficznym aspektem są ilustracje – jest ich dużo i, co ważniejsze, są aktualne. Zwraca również uwagę znaczna liczba rycin, a to dlatego, że na podstawie wieloletnich doświadczeń wydawcy Larousse’a stwierdzili, że rysunki są znacznie precyzyjniejsze niż najlepsze nawet fotografie. Jest to zatem „twór”, jakiego dotąd w Polsce nie było. W jego marketingu popełniony został błąd, jeśli ludziom tej wyjątkowości nie wytłumaczono. Kampania marketingowa swoją drogą, a kampania informacyjna – której zabrakło – swoją. Może pani poprzednicy wyszli z założenia, że ważniejsze od tego, co jest w środku, jest fakt, że jest to Larousse. Na pewno silna marka wspiera sprzedaż, ale to zbytnie uproszczenie. Jak by pani scharakteryzowała ofertę Larousse Polska? Składa się z trzech filarów. Pierwszym jest olbrzymia oferta słownikowa – i to największe wyzwanie, jakie stoi przed nami w przyszłym roku, a które będzie polegać m.in. na dokonaniu analizy tej oferty, selekcji serii i promowaniu tych, które będą tego wymagać. Z tego, co pani mówi, można wnioskować, że nikt do tej pory tego nie robił. Dlaczego tak pan twierdzi? Bo te prace wykonuje się na bieżąco. Bez tego nie ma wydawnictwa. Po pierwsze, zawsze można je robić lepiej. Ale z tego miejsca niestosowne byłoby komentowanie wszystkiego, co wcześniej działo się (bądź nie) z Laroussem. Po drugie, oczywiste jest, że kolejnym krokiem po przejęciu odpowiedzialności za funkcjonowanie i wyniki spółki Larousse w Polsce, jest potrzeba i konieczność analizy m.in. jej oferty, w tym słownikowej. Ja widzę, że oferta tego wydawnictwa jest szeroka i znajdują się w niej dobre tytuły. Widzę również, jaka jest sprzedaż. Za niska. Analiza, którą przeprowadzamy, może przynieść zmiany w części słownikowej. To, czego również może się spodziewać rynek, to zmiana polityki cenowej. W górę czy w dół? W dół. Marka nie musi kosztować? Czy może rynek nie docenił marki? Marka musi i będzie kosztować. A więc nie będziemy wywoływać wojny cenowej. Słowniki to jednak nie wszystko w państwa katalogu. Drugim filarem Larousse’a jest oferta dziecięca, w ramach której funkcjonuje dużo serii, dla dzieci w różnym wieku i w różnych przedziałach cenowych Sztandarowa seria znana jest pod nazwą „Moje pierwsze encyklopedie Larousse’a” i doczekała się edycji w blisko dziesięciu językach na świecie. Trzeci filar to bogato ilustrowane poradniki albumowe i kompendia wiedzy oraz wspomniana „Encyklopedia Powszechna”. A ile w tym Laroussie jest Siedmioroga? Nie rozumiem pana pytania. Mam na myśli to, czy zachodził jakiś transfer licencji między tymi oficynami? Nigdy. Oferta Larousse Polska była i jest w 98 proc. ofertą na licencji francuskiej. Siedmioróg był i jest wyłącznym dystrybutorem oferty Larousse Polska, ale nie właścicielem licencji. A ile wyniósł w ubiegłym roku przychód …
Wyświetlono 25% materiału - 940 słów. Całość materiału zawiera 3761 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się