- Na pańskim przykładzie widać, że warto mieć dzieci... - Dzieci dają doświadczenie życiowe. Nie muszę wymyślać moich młodych bohaterów, wciąż spotykam ich pierwowzory. - Pierwszego czytelnika sam pan stworzył. Tylko pański syn, Michel, słuchał na początku fabuł ze świata "Zwiadowców". - Tak. Wymyśliłem tę rzecz wyłącznie dla niego, chcąc zainteresować syna lekturą, bez planu, że "Zwiadowcy" staną się osobną książką. Postępowałem chytrze. Prosiłem, by sprawdził, czy moje historie mogłyby się spodobać innym. Przez dwa kolejne piątki otrzymywał jakiś kolejny krótki tekst. Kiedy w trzecim tygodniu nic nie dostał, przyszedł z pretensjami: "Gdzie opowiadanie?!". W jednym z pierwszych nowel Will Treaty wspina się na wieżę i wślizguje się do komnaty. Wtedy jakaś ręka niespodziewanie chwyta zwiadowcę za nadgarstek. Nim Michel skończył czytać, przytuptał, oznajmiając, że sytuacja go przeraża. Do tej chwili nie sądził, że z kartek papieru potrafi wyłonić się lęk. - Oto miara pisarskiego sukcesu! Ożywił pan słowa. - Tak, tylko dodam, że pierwszą książkę przepisywałem czterokrotnie. Chociaż są w niej zdania, których nigdy nie zmieniłem. - Poczuł się pan jak Aleksander Milne, który Krzysiowi zbudował czarodziejski las i wymyślił Kubusia Puchatka? - Rozumowałem skromniej. Bardzo długo nie zamierzałem wydać moich opowiadań w formie drukowanej. W szufladzie pierwsi "Zwiadowcy" przeleżeli piętnaście lat. Aż wreszcie tekst wyszperała córka i rozkazała zrobić powieść. - Wcale się nie dziwię. Pracuję z książkami już całe dziesięciolecia, więc na ogół zachowuję sceptycyzm, zwłaszcza jeśli chodzi o utwory młodzieżowe. "Zwiadowcy" urzekli mnie od pierwszego rozdziału. Dziękuję pana dzieciakom! Kolejny cykl, "Drużyna", też powstał dzięki potomstwu? - Nie. Przecież wiedziałem, że saga "Zwiadowcy" kiedyś dobiegnie końca. Trzy lata przed zamknięciem tomu dwunastego zacząłem przemyśliwać, co trzeba począć dalej. Mieszkańcy Skandii, obecni również na kartach cyklu "Zwiadowcy", są cudowni, zwróciłem się zatem ku nim. W rezultacie rozwinęła się osobna seria, oparta na tych samych zasadach. Śledzimy przygody młodych ludzi oraz ich mentorów. Oczywiście, musi wystąpić także kobieta... Młodym dziewczynom sięgającym po moje powieści pragnąłem dać idolkę. Na razie "Drużyna" istnieje od trzech lat. Powstają następne tomy. - Tyle, że świat "Drużyny" zahacza co prawda o mityczny Araluen ze "Zwiadowców", lecz Skandia funkcjonuje samodzielnie. - Siadłem pewnego dnia do komputera. Napisałem: ">>Drużyna<<. Rozdział pierwszy". I zamarłem. Gdzie się podziali moi starzy przyjaciele?! Gdzie bohaterowie, …