Wtorek, 25 listopada 2014
Wyznania Petera Weidhaasa
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru394


Podczas otwarcia 18. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie przemówienie powitalne miał wygłosić Peter Weidhaas, legendarny i wieloletni dyrektor Targów Książki we Frankfurcie i niekwestionowany autorytet światowego rynku książki. Niestety, stan zdrowia uniemożliwił mu przyjazd do Krakwa, chociaż kilka dni wcześniej aktywnie uczestniczył
we frankfurckiej imprezie. Dzięki uprzejmości autora oraz organizatorów krakowskich targów mamy jednak możliwość zaprezentowania tego wystąpienia.

Szanowne Panie, Szanowni Panowie,
ogromnie się cieszę, że jestem w Krakowie i mogę być świadkiem wysiłków firmy wystawienniczej, która dziś w erze cyfrowej organizuje targi książki – targi, które wykraczają poza wydarzenie o charakterze regionalnym i stają się międzynarodowymi targami książki, księgarzy, wydawców i czytelników.

Co jest szczególnego w targach książki? Czy targi książki nie są tylko targami produktu, który jest dostępny od stuleci? Targi to rynek, w którym obowiązuje prawo podaży i popytu. W przypadku oferty targowej mamy do czynienia z klientem zewnętrznym – kupującymi są w pierwszej kolejności: księgarze, miłośnicy książek, bibliotekarze, instytuty, uniwersytety. Podczas międzynarodowych targów książki szczególny nacisk kładzie się na fakt, że sprzedawca staje się również kupującym, a w przypadku handlu prawami autorskimi wydawcy zawierają transakcje między sobą.

„Książka” nie oznacza w naszym przypadku tylko opisu towaru przeznaczonego na rynek, lecz określa treści, wartości i znaczenie kulturowe dla naszej imprezy targowej wraz z tematami takimi jak promocja czytelnictwa, przekazywanie informacji, tłumaczenia na różne języki i z różnych języków, komunikacja czy integracja określonego regionu. Są to tematy, które muszą być brane pod uwagę przy organizacji targów książki.

Rynek jest siłą

Część rynkowa targów przynosi pieniądze! Bez wątpienia jest to jaśniejsza strona targów. Podążając w tym kierunku, możemy bez wahania organizować targi samochodów, urządzeń sanitarnych czy wyrobów piekarskich. Tu biznesem jest prawie wszystko.

Złożoność naszej pracy związanej z targami książki, ale również jej urok, wynika z faktu, jakie treści niosą ze sobą nasze towary, tzw. „znaczenie społeczne“, wartości kulturowe, idee, które zawarte są w książkach. Dla mnie targi książki zawsze łączą dwie sprawy: rynek i książkę, handel i kulturę.

W przypadku targów książki, wydawcy muszą odnotować zysk w swoim bilansie, ale zysk ten musi pojawić się również w głowach uczestników.

Sukcesu biznesowego wydawcy po targach książki nie można po prostu przeliczyć na pieniądze, bo na ocenę udanego udziału w targach wpływają także inne czynniki. Sprzedaż bezpośrednia na stoisku targowym czy podpisane zamówienia to czynniki, które najrzadziej decydują o sukcesie. Powszechnie wiadomo, że rozwój gospodarczy silnie uzależniony jest od pewnych psychologicznych zachowań. Dotyczy to również wydarzeń na targach książki. Dlatego upraszczając, chodzi o przekonanie, że udział w udanej imprezie był czymś pomyślnym.

Można dostrzec faktyczną klamrę spinającą stronę rynkową i treściową naszych imprez: zdobyte przez wystawcę informacje, plany, jakie opracował sam lub z innymi, prawa nabyte lub przyznane, zdobytą orientację rynkową, nowe interesujące kontakty, poznanie panujących tendencji i nastrojów.

W przypadku naszych towarów chodzi mi przede wszystkim o książki drukowane. Jednak w latach 1993-1994 oficjalnie przyjęliśmy na Targach Książki we Frankfurcie inny rodzaj mediów komunikacyjnych w ramach akcji „Frankfurt goes electronic“, bowiem zostaliśmy zmuszeni przez amerykańskich wydawców groźbą, że więcej nie przyjadą do Frankfurtu, jeżeli nie dopuścimy również firm mających w swej ofercie e-booki. Amerykańscy wydawcy widzieli w tym lukratywną okazję do rozszerzenia swojego biznesu, co w kolejnych latach stało się faktem.

Przeoczyliśmy przy tym, a wówczas nie było nikogo, kto potrafiłby to zauważyć, że rewolucja cyfrowa zawierała w sobie wirusa, który lotem błyskawicy opanował całą komunikację, a w końcu również ludzi, ich umysły i serca oraz tych, którzy byli szczególnie podatni na nowe media, czyniąc z nich „digital natives” czyli dzieci epoki cyfrowej, do których z zewnątrz nie można już było dotrzeć, ponieważ zarażeni cyfrowym wirusem zanurzali się w autystycznej samotności.

Nowe elektroniczne media rozwijały się błyskawicznie od lat dziewięćdziesiątych i stawały się co raz większym wyzwaniem dla książek. Wprawdzie dzięki internetowi zyskaliśmy szybszą komunikację międzyludzką na skalę globalną, jednak komunikacja poprzez elektronikę stała się bardzo powierzchowna, a ponadto miała inną poważną wadę – była ulotna. W związku z bardzo szybkim rozwojem instrumentów medialnych zapisane teksty często przepadały. Po jakimś czasie nie można ich już było otworzyć i przeczytać. Długotrwała pamięć kulturowa zaginęła przy wyłącznym korzystaniu z mediów elektronicznych. Natomiast zaletą książek była możliwość zachowania historycznego myślenia oraz pamięci o wydarzeniach historycznych.

Wraz z całkowitym przejściem w kierunku mediów cyfrowych zanikło kreatywne czytanie wśród dorastających pokoleń. Faktem jest, że nowe media przez ukierunkowaną sprzedaż książek i to na skalę międzynarodową, jak to oferuje Amazon, dawały czytelnikowi korzyści i można to uznać za pewien sukces, nawet gdy w rezultacie stopniowo zanikają klasyczne księgarnie. Stacjonarny handel książkami nie może stanowić konkurencji dla monopolisty, który wszędzie oferuje książki taniej, agresywnie się reklamuje i na dodatek wysyła książki, nie doliczając kosztów wysyłki. Również wobec samych e-booków trudno znaleźć większe zastrzeżenia: przecież już nie wykuwamy naszych tekstów w kamieniu, ani nie malujemy ich na pergaminie. Elektronika oferuje dziś nowoczesny czytnik, który można łatwo wysłać i przewieźć. Każdy, kto znajduje przyjemność w czytaniu na Kindle’u lub iPadzie, powinien więc móc to robić.

Czytanie jest więc ważne, ale istotne jest również to, co czytamy. Jeśli książka pozwala nam przeżywać niezwykłe historie, pełne poezji i głębi literackiej, to nie może być obojętne, czy czytamy je w oprawionej książce, czy na elektronicznym czytniku. Z pewnością teksty naukowe łatwo czyta się i rozumie, nie tracąc niczego na cyfrowych czytnikach. Z reguły wymaga to tylko zrozumienia funkcjonalnego. Z kolei czytanie tekstów literackich wymaga bardziej wszechstronnych umiejętności czytania oraz siły wyobraźni, a płaskie elektroniczne ekrany niestety nie są w stanie ich wyzwolić.

Emocjonalną trudność w zaakceptowaniu bez zastrzeżeń mediów elektronicznych stanowi między innymi agresywność, z jaką przywiązują do siebie konsumenta oraz ich pozbawione kultury ukierunkowanie w odniesieniu do treści. Większość sprzedawanych dziś mediów elektronicznych rzadko prowadzi do poszerzenia umiejętności poznawczych, niemalże nie ma w nich niezwykłych, bogatych historii, które kogoś potrafią zachwycić lub poprowadzić, o wiele częściej oferują użytkownikowi bezduszne gry, pożerającą czas rozrywkę lub wręcz narkotyczne uzależnienie w wyniku osamotnienia i żądzy władzy.

Nie dają mi również spokoju szkody, jakie wywołują media elektroniczne w naszym ludzkim zachowaniu i straty, jakie ponosimy przez całkowite oddanie się temu wirtualnemu światu, które stają się cierpieniem zwłaszcza naszego młodego pokolenia. Tracimy zdolność duchowego przeżywania w realnym świecie. Tracimy orientację, bo już nie czytamy. Tracimy chęć do czytania czyli chęć do rzeczywistego orientowania się. Tracimy zdolność empatii, bo od samej wielozadaniowości nie mamy już czasu na tak zbyteczne rzeczy jak miłość. Mówiąc najkrócej, nasze ludzkie wartości są zjadane przez media techniczne. Nie możemy na to pozwolić.

Nie chodzi mi tutaj o to, aby demonizować część mediów. Moim celem w naszym nowym świecie, opanowanym przez media elektroniczne, jest zabezpieczyć drogę, dzięki której książka i kultura czytania przetrwają, bo wierzę w wyzwalającą moc czytania.

Obawy Alberta Einsteina.

Zmarłemu w 1955 roku Albertowi Einsteinowi przypisuje się następujący cytat: „Boję się dnia, kiedy technologia wyprzedzi nasze człowieczeństwo. Świat stanie się wtedy pokoleniem idiotów.” I dokładnie tak się dzieje w tej chwili: technologia wyprzeda nasze człowieczeństwo!

Nasz świat książek został nagle wyzwany przez nowy, zupełnie inny sposób komunikowania niż ten, który przez ponad sześć stuleci determinował nasze myślenie i naszą kulturę. Od ostatniej rewolucji kulturalnej w tej dziedzinie, czyli od wynalezienia druku, nigdy nie doszło do aż tak fundamentalnej zmiany w zachodniej komunikacji. Nasz sposób myślenia, nasza aktywność społeczna i zachowanie się w dużej mierze sterowane były przez media, którymi się porozumiewamy. Jesteśmy tacy jak się komunikujemy. Myślimy to, co medium, przy pomocy którego się komunikujemy i przekazujemy treści: „medium jest przekazem”, jak stwierdził McLuhan.

Kiedy zobaczyłem, jak nowe cyfrowe medium przejmuje całe społeczeństwo, a zwłaszcza młodych ludzi i jak ludzie wchłaniają nową technologię, która jest propagowana i doświadczana niczym nowa doktryna zbawienia – musiałem dokonać przynajmniej bilansu strat, jakie ponieśliśmy na skutek całkowitego oddania się nowemu cyfrowemu światu mediów. Zrozumiałem, że nowego cyfrowego świata nie można powstrzymać, ani usunąć. Nie byłem przeciwnikiem mechanizacji. Jako lobbysta ginącego świata analogowego chciałem tylko pokazać, co naprawdę tracimy. Mam jednak nadzieję, że niektóre wartości naszego świata książki, w którym żyliśmy przez ostatnie stulecia, będzie można uratować w nowej erze.

Autor: Paweł Waszczyk