Wtorek, 22 kwietnia 2014
Rozmowa z Józefem Henem
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru4/2014
– Panie Józefie, słuchając pańskich opowieści, trudno uwierzyć, że skończył pan 90 lat. To po prostu niemożliwe! – Ale taka jest matematyka, 90 lat. Jeśli trudno pani uwierzyć, to panią uspokoję, bo nagle nie umiałem przypomnieć sobie nazwiska autora „Świec na wietrze”. Chodziło o Grigorija Kanowicza. Na podstawie jego książki zrobiłem scenariusz, który uchodził za wielki. Kanowicz też był tego zdania i przetłumaczył go z powrotem na rosyjski, bo on pisał po rosyjsku. I teraz, może to jest ciekawe zjawisko, kilka dni temu nie umiałem wywołać nazwiska wspaniałego reżysera, jeszcze z czasów niemego kina… To był Dowżenko. I oba te nazwiska nie układały mi się – jak w objawie dysleksji. Pisałem, chyba w „Nie boję się bezsennych nocy”, o Jerzym Srokowskim, grafiku, który robił ilustracje do „ Króla Maciusia”. On doznał wylewu i utracił pamięć wizyjną. Dla grafika było to okrutne… – Było dramatem… – Tak, dramatem. Rozmawialiśmy, zapytałem jak to się stało, Jerzy powiedział: „rysowałem, usiłowałem sobie coś przypomnieć i tak się napiąłem, że pękła pewna żyłka”. To ja już wiem, to jest ostrzeżenie, że nie należy za mocno wysilać się, żeby coś sobie przypomnieć. Daje się rozkaz mózgowi i on szuka. I nagle wśród nocy wyskoczyło mi…DOWŻENKO! – Przypomniał pan sobie… – Nie! Wyskoczyło, ja myślałem zupełnie o czymś innym. To są tajemnice mózgu, których bardzo często badacze jeszcze nie znają. – Oczywiście, ale o ile wiem, takie zapominanie przytrafia się niezależnie od wieku. – Tak, wszystkim się zdarza. – Pańskie książki czyta się jednym tchem, na pewno ma pan tłum wielbicieli. Czy chętnie spotyka się pan z czytelnikami? – Ja nie mam tłumu czytelników, ale mam wspaniałych czytelników. I to nie jest żadne podlizywanie się. Dostaję czasem listy. Bywa to uciążliwe, bo staram się odpowiadać, choćby króciutko na każdy list, czasem majle. Właściwie to nigdy nie byłem pieszczochem krytyki. Jan Brzechwa się za mną ujmował, kilkakrotnie, bo w jakimś sprawozdaniu, na zjeździe w 1965 roku wzięty krakowski krytyk w ogóle nie wymienił mojego nazwiska, a ja byłem po wydaniu opowiadań z „Krzyża Walecznych”, po „Bokserze i śmierci”, po „Kwietniu”, który w 1961 roku był Książką Roku i mnie nie wymienił, za to wymieniał swoich redaktorów pracujących w „Życiu Literackim”. I wtedy Brzechwa się zdenerwował, napisał o mnie dwa felietony. Ale ostatnio zmądrzałem i chociaż nie wierzy pani, że mam 90 lat, to jednak był czas żeby zmądrzeć. Pomyślałem, że jak się miało i ma takich czytelników jak Ksawery Pruszyński, Jan i Joanna Kulmowie, Andrzejewski, jak obaj Brandysowie, jak Herbert, Kopaliński, Dygat, Szymborska, Różewicz, to czemu mam się przejmować, że ktoś szarpie za nogawkę (śmiech). Rzeczywiście czasami jest to uderzające, to ignorowanie mnie. Nawet gdyby ktoś napisał: „wyszła książka Hena, ale mnie się nie podoba, jest niedobra”. – Nie każdego na to stać… – Właśnie, ale w „Niezbędniku inteligenta” wydanym przez zaprzyjaźnioną „Politykę” jest rozdział „ Autorzy Dwudziestolecia” (III RP – przyp. Red.) i mnie tam nie ma! A ja w tym dwudziestoleciu wydałem „Nikt nie woła”, po raz pierwszy „Oko Dajana”, „Nowolipie”, „Błazna – wielkiego męża” o Boyu, „Mojego przyjaciela Króla”, „Nie boję się bezsennych nocy” i inne książki, ale mnie tam nie ma… To zasługa jednej młodej pani, ale nie wymienię jej nazwiska, bo nie warto. Jak mówił Tuwim: „Jednym pociągnięciem pióra unieśmiertelniłem wroga…”. Prawda? – Prawda, ale przyznam, że to dziwne. Pańskie książki nie są powierzchowne, niosą one w swojej treści mnóstwo wartości. – W 2001 roku razem ze Zbigniewem Domino otrzymaliśmy wyróżnienie poznańskie „Książka lata”. I w Poznaniu mówił o mojej powieści „Nikt nie woła” profesor, który chyba nic mojego nie czytał. Akcja „Nikt nie woła” toczy się pod Taszkientem i w Samarkandzie w 1942- 43 roku. Tymczasem on zaczyna opowieść: „Nikt nie woła”– powieść sensacyjna z XVII wieku… – Zła, nieprawdziwa recenzja bardzo krzywdzi książkę i pisarza. – Gdy w 1991 roku ukazało się „Nikt nie woła” nie było żadnej informacji w prasie codziennej. Nic. W tej chwili „Nikt nie woła” jest reaktywowane i ma wspaniałe przyjęcie. Tomasz Piątek mówi– arcydzieło, Dariusz Bugalski – arcydzieło, a dlaczego? Zastanówmy się. Dlatego, że ta książka jest dla nich niespodzianką. Piątek wyraził to tak – „szukałem jakiegoś polskiego arcydzieła, i nagle natrafiłem na książkę napisaną kilkadziesiąt lat temu, i to jest dla mnie odkrycie”. A w Holandii Ambasada RP z Uniwersytetem w Amsterdamie przygotowała „Dzień Józefa Hena”. W trakcie panelu zrobiono konkurs wybranych fragmentów „Nowolipia” w oparciu o tłumaczenia z angielskiego „Nowolipie Street”, które wyszło w Ameryce. Timothy Snyder wyraził się o niej, że jest to książka nieporównywalna z żadną inną, opisującą przedwojenne życie tej dzielnicy. – W „Nowolipiu” pisze pan, że jest warszawiakiem z dziada pradziada i że mieszkając w różnych miastach za każdym razem wracał pan do Warszawy. Czy tu się czuje pan najlepiej? – Dla mnie to jest centrum, tutaj w Warszawie, z tym, że ja dzisiejszego Nowolipia nie zwiedzam. To moje Nowolipie jest tu w głowie… A wracając do krytyki. „Pingpongista” w „Gazecie Wyborczej” został zrecenzowany przez pana, który książki nie czytał. Przerzucił tylko. Napisałem do niego list: „Wiem, że nie należy pisać do recenzenta, ale ponieważ Pan przeinaczył dzieje tych postaci, to chcę Panu powiedzieć, że ten to nie był synem tego, a ten tamtego. Bohater nie jest Żydem, tylko Polakiem, który usiłuje ratować Żyda…”. Recenzent odpowiedział mi po dwóch tygodniach, ale zaczyna się śmiesznie ta odpowiedź: „Nie wiem czy ma Pan rację, bo nie mam książki przy sobie, bo ją komuś pożyczyłem (to znaczy, że ja nie znam swojej książki, tak?). Ale jeśli Pan ma rację, to jest mi wstyd i przepraszam”. Tylko że on mnie przeprosił w prywatnym liście, nie opublikował tego w „Gazecie Wyborczej”! – W „Nie boję się bezsennych nocy” wspomina pan bliski memu sercu Lwów i bohaterów „Lwowskiej Fali”. – Lwów był wyjątkowy, bliski wszystkim. Co niedziela cała Polska słuchała „Lwowskiej Fali”. Ten geniusz radiowy Wiktora Budzyńskiego! Poznałem Szczepcia, nazywał się Kazimierz Wajda i właśnie w „Nie boję się bezsennych nocy” jest zapis naszych rozmów. – Hen to pański pseudonim, wiem, że to skrót od drugiego imienia – Henryk. Ale tak sobie pomyślałam, że wybrał pan właśnie ten skrót, nie tylko dlatego, że to fragment imienia, ale dlatego że jest coś hen daleko przed panem, a głowa jest pełna marzeń… – Nie, o tym nigdy tak nie myślałem. Myślałem tylko o tym, że powinno być krótkie i wdzięczne, coś jak Boy, prawda?! Moja matka opowiadała mi, że czytała w „Szpilkach” humoreskę Józefa Hena, jeszcze nie wiedziała, że to jej syn i tak pomyślała: „Mój Józio to tak by napisał” (śmiech). Ale skoro mówimy o przedwojniu, to opowiem pani o moim nauczycielu angielskiego. Ponieważ trochę zaniedbałem angielski w gimnazjum (do którego chodziłem, jak pani wie, z Nowolipia), to brałem dodatkowo lekcje prywatnie. Nauczyciel w ciągu kilku lekcji podgonił ze mną angielski, ale on był ciekawym człowiekiem, lubił ze mną rozmawiać, opowiadał mi – bo on był równocześnie nauczycielem w gimnazjum żeńskim, i to mi się przydało, prozaikowi wszystko się przyda – jak dziewczyny czasem mu dekolt pokazują, jak usiłują go kokietować. Zawsze zostawiał, jak przychodziła dziewczyna do gabinetu, drzwi otwarte, i czasem widział jak dyrektorka się przechadzała, i patrzyła, co się dzieje. – Sprawdzała czy nie dochodzi do prowokacji… – Tak. W powieści „Przed wielką pauzą” opisuję historię nauczyciela, którego nazywano „Swój Chłop”, naprawdę nazywał się Chłopski i występuje pod nazwiskiem w „Nowolipiu”, w powieści jest reżyserem teatru szkolnego. Prawie wszystko biorę z życia. – A „Szóste najmłodsze”? – Jest to opowiadanie o córce Goebbelsa. Okazuje się, że każde opowiadanie ma za podstawę coś autentycznego, tylko zostaje to rozwinięte przez wyobraźnię pisarza. Czasem pisarz nie wie, że odwołuje się do czegoś i to dzięki temu nie przepada… – Ważne jest, żeby pisarstwo nie krzywdziło innych, zgadza …
Wyświetlono 25% materiału - 1269 słów. Całość materiału zawiera 5079 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się