Walka o współpracę, a co za tym idzie – dalsze istnienie kameralnych księgarń nie jest trochę walką z czasem? Na jedną uratowaną przypadają dwie, które znikają z mapy miasta. A może kreślę zbyt katastroficzną wizję? Zdecydowanie zbyt katastroficzną. Bardzo mało kameralnych księgarń zamyka się w ostatnim czasie, a jeżeli to robią, to głównie w celu konsolidacji. Taka sytuacja miała ostatnio miejsce w Koluszkach, gdzie dwie staromodne księgarnie połączyły się w jedną, w którą warto będzie dalej inwestować – Skład Główny. W Krakowie zamyka się właśnie Księgarnia Pod Szesnastką, ale też bardziej z powodów organizacyjnych niż finansowych. Natomiast nowe księgarnie powstają – w trakcie ostatniego Weekendu Księgarń Kameralnych narodziły się trzy: w Białymstoku, Łodzi i Koluszkach właśnie. Stała aktualizacja stworzonej przez was mapy księgarń wynika więc raczej ze zjawisk pozytywnych niż negatywnych? Tak, choć jest jeszcze dodatkowa kwestia. Chcemy tego czy nie, ale część księgarń kameralnych zostaje przejęta przez duże sieci. Niekoniecznie chodzi o Empik czy Matras, ale choćby BookBook czy Bookszpan i wtedy jesteśmy zmuszeni zdjąć te lokale z naszej mapy, gdyż siłą rzeczy nie są już niezależne i kameralne. Cofnijmy się o kilka lat do czasów przed powstaniem Kolektywu i wdrożeniem w wielu księgarniach nowoczesnego myślenia o książce. Księgarnie były masowo likwidowane lub przejmowane przez dużych graczy na rynku, a przyszłe scenariusze rysowano w jeszcze czarniejszych barwach. Z czego twoim zdaniem wynikał ówczesny stan rzeczy? Gdy myślę o tamtych czasach, to przypomina mi się wykres dużych spadków w liczbie księgarni, który „Gazeta Wyborcza” zamieszczała z lubością przy artykułach o tym, że darmowe podręczniki zabijają księgarnie. To półprawda. Proces masowego znikania księgarń zaczął się w 2008 roku, kiedy o darmowym podręczniku nikt jeszcze nie słyszał. Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, formuła księgarni z poprzedniej rzeczywistości – bez internetu, zaangażowania księgarzy i ze sprzedażą produktów innych niż książki – się wyczerpała. Takie punkty sprzedające w małych miastach głównie podręczniki, kredki i długopisy nie miały dalszej racji bytu. Nie miały do zaoferowania nic innego niż Empik czy Matras. I to w nie uderzyło dodatkowo wprowadzenie darmowego podręcznika. Natomiast ja bym w tym nie upatrywała bezpośredniej przyczyny krachu księgarstwa w Polsce. Żadna z księgarń, które mam na mapie, nie opierała istnienia na sprzedaży podręczników. Druga kwestia to konkurencja internetowa w drapieżnym wydaniu, czyli sklepy internetowe, które nawet nowe książki sprzedają za bezcen i z darmowym transportem. Wiadomo, że ludzie są z reguły wygodniccy i lubią, gdy książki dostarcza się im do domu. Wojna cenowa, która kilka lat temu rozszalała się na całego miała bardzo zły wpływ na stan księgarstwa. Na szczęście powoli udaje nam się docierać do ludzi z przekazem, że książka ma swoją określoną cenę i nie powinna być sprzedawana z 40-procentowym rabatem w dniu premiery. To przecież jasny sygnał, że nie jest warta tego, co zostało zapisane na okładce. Sprawiło to tylko, że wydawcy z myślą o przyszłych rabatach zaczęli z góry podnosić ceny okładkowe i szukać wszelakich sposobów, by wyniosła jak najwięcej. Mnóstwo pracy dla niewielkich, jeżeli jakichkolwiek korzyści. Dokładnie. A nie dość, że zepsuło to rynek, to jeszcze dodatkowo zepsuło konsumentów. Wielokrotnie od klientów słyszałam, że „książki w księgarniach są za drogie”. A tak naprawdę jest na odwrót. To w internecie są za tanie i wysyłają do czytelników negatywne sygnały o wartości książki jako takiej. Można się również zastanawiać, na ile drastyczne przeceny są faktycznie dobrą strategią marketingową. Przecież gdyby masowo zachęcały Polaków do zakupu książek, to nie mielibyśmy tak niskich wyników czytelnictwa. A one obejmują też książki nabywane w inny sposób. Na taki stan rzeczy zareagowaliście stworzeniem Kolektywu Księgarzy Kameralnych. Jakie założenia stały za jego powołaniem? Dobre pytanie. Nie wiem, czy ktokolwiek dwa lata temu się nad tym zastanawiał. Na pewno nie ja. Moim jedynym celem, gdy zakładałam stronę Książki Kupuję Kameralnie, było pokazanie ludziom, gdzie mogą znaleźć księgarnie, ponieważ co rusz od znajomych słyszałam, że oni chodzą do Empików, bo wiedzą gdzie są, a księgarnie są poukrywane po mieście. Potem stworzyłam służącą do odnalezienia tych księgarni mapę, ale szybko zdałam sobie sprawę, że i to nie są wystarczające działania. Zaczęłam jeździć po kraju i robić reportaże z wizyt w różnych księgarniach, które spisywałam na blogu. W dalszym ciągu miało to jednak wymiar głównie promocyjny. Dopiero później na spotkaniu z warszawskimi księgarzami okazało się, że oni chcą działać razem. Gdy wcześniej, podczas moich podróży, poruszałam temat współpracy między księgarzami, to wszędzie mnie wyśmiewano. Bo jak działać razem, skoro księgarze ze sobą konkurują na rynku? Życie pokazało, że jak zwykle miałam rację! (śmiech). Owszem, księgarnie ze sobą rywalizują, ale ich właściciele pracują z pasji, a nie …