Poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Rozmowa z Dariuszem Pachockim, autorem książki „Broniewski w potrzasku uczuć”
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru3/2014



– Kim dla Władysława
Broniewskiego była Irena Helman?

– Zachowało się niewiele
informacji na jej temat, co dodaje tajemniczości tej kobiecie. Może warto
byłoby zacząć od brzmienia nazwiska, gdyż pojawia się ono w dwu wariantach:
Helman lub Hellman. Ona sama różnego typu podania podpisywała na dwa sposoby.
Kwestię w jakimś stopniu może rozstrzygnąć świadectwo dojrzałości (z maja 1930
roku), na którym występuje jako Irena Elza Helman. Dzięki dokumentom, które
zachowały się w Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego wiemy też coś o jej
przeszłości. Urodziła się w Warszawie w 1911 roku w rodzinie żydowskiej.
Podczas I wojny światowej wyjechała wraz z rodzicami do Rosji, gdzie przebywała
przez 9 lat. Warto nadmienić, że jej ojciec w związku z polskim pochodzeniem
był na terenie Rosji prześladowany i więziony. Po wyjściu z więzienia ojciec
Ireny postanowił wrócić z rodziną do Warszawy, gdzie Helmanówna ukończyła Gimnazjum
Marii Taniewskiej, następnie dostała się na wydział Prawny UW. Na marginesie
wspomnę, że przyjęcie na uniwersytet poświadcza decyzja dziekana, zobowiązująca
Irenę do przedłożenia przed immatrykulacją „świadectwa moralności”. Gdyby to
się działo kilka lat później, mogłaby mieć pewne problemy… Wiemy, że podczas
studiów miała poważne kłopoty finansowe i zdrowotne. W tym waśnie momencie los
postawił na jej drodze starszego od niej o 14 lat poetę. Wśród materiałów,
dokumentujących akademickie losy Ireny zachowało się jej zdjęcie. Bezsprzecznie
była osobą o nieprzeciętnej urodzie, więc nie dziwię się, że przyciągnęła uwagę
Broniewskiego, no i zaiskrzyło.

– „Jestem na Ciebie pijany”
pisał w jednym z listów. Pod wpływem alkoholu?

–  Broniewski do abstynentów nie należał. Nie
raz i nie dwa wracał do domu nad ranem po lokalowych eskapadach. Zdarzało mu
się po alkoholu, w środku nocy dzwonić do znajomych, ale to znane historie.
Wracając do zasadniczej kwestii, w listach Ireny nie ma wzmianek dotyczących
tej sprawy. Nie ma wyrzutów, czy jakichś aluzji, więc może rzeczywiście był
oszołomiony, odurzony kolejną dozgonną miłością [śmiech].

– Płomienny romans zaowocował
pojedynkiem…

– Zanim przejdę do sprawy
pojedynku chciałbym zarysować tło zdarzeń. Kochankowie długo starali się
utrzymać swoje relacje w sekrecie. Mieli cały specjalny system komunikacyjny:
były więc telefony z szyfrowanymi rozmowami, podobnie telegramy, potajemne
spotkania, unikanie publicznych miejsc. Ona wielokrotnie chciała uczynić ich
związek jawnym, on za każdym razem wybijał jej to z głowy. Kiedy cała sprawa
się w końcu wydała, zrobiła się z tego wielka afera. Broniewski, że posłużę się
wojskową terminologią, znalazł się pod ostrzałem z kilku stron jednocześnie. Co
najdziwniejsze, to nie żona atakowała go najintensywniej, a niedoszła teściowa.
Uznała ona tę historię za skandal. Nie wyobrażała sobie goja za zięcia. W tym
czasie ojciec Ireny już nie żył, więc w sprawę zaangażowała się jej matka i
brat. Matka Ireny zdecydowała się szukać wsparcia u żony Broniewskiego, jakież
musiało być jej zdziwienie, kiedy okazało się, że Janina Broniewska nie jest
przeciw, ale nawet, jak pisała w swych wspomnieniach: „zasadniczo – za”. Dalej
sekwencja zdarzeń układa się w scenariusz międzywojennego „wyciskacza łez”.  Broniewski obiecuje zrozpaczonej matce Ireny,
że więcej się z jej córką nie spotka, dlatego też wymyśla różne przeszkody,
które uniemożliwiają mu pojechanie do czekającej nań w Kazimierzu nad Wisłą
kochanki; w końcu wysyła do niej, w roli pośrednika, żonę (sic!), która ma
pocieszyć Irenę po stracie ukochanego. Obietnice szybko jednak zostały złamane,
a sprawy w swoje ręce wziął brat Ireny – Anatol. Wyzwał Broniewskiego na
pojedynek. Poeta miał przywilej wyboru broni. Najpierw zdecydował się na pistolety,
jednak jeden ze świadków zwrócił uwagę na to, że mogą one pociągnąć za sobą
tragiczny rezultat i zaproponował lekkie szable. Przebieg pojedynku znam z
relacji samego poety (listy), ponadto opowiadał mi o tym profesor Andrzej
Kazimierz Olszewski, którego ojciec miał być tam sekundantem. Cała sytuacja tak
go jednak rozbawiła, że został z tej funkcji zwolniony. Brat Ireny przegrał ten
pojedynek. Odniósł niewielkie rany, za to odciął Broniewskiemu pukiel włosów,
które ten wysłał swej kochance wraz z melodramatyczną relacją. Anatol jako
jedyny z rodziny Helmanów przeżył wojnę i osiedlił się w USA. Wykładał
architekturę na Uniwersytecie Kalifornijskim.

– Czemu Władysław porzucił
„ptaszynę” i „ślicznego kwiatka”, jak określał kochankę?

– Tytuł książki nie jest
przypadkowy. Broniewski chciał zjeść ciastko i mieć ciastko, a to wymagało od
niego wspięcia się na szczyty dyplomacji, a czasem zręcznych manipulacji.
Przeciągał podejmowanie jakichkolwiek postanowień w nieskończoność w końcu
„męską” decyzję podjęła jego małżonka i wyprowadziła się z domu. Zabrała
ukochaną córkę Broniewskiego Joannę, którą nazywano Anką. To musiało poetę
zaboleć i to bardzo. Janina prezentowała dość dziwną postawę, gdyż z jednej
strony twierdziła, że nie ma nic przeciwko temu romansowi, ale z drugiej
straszyła męża ograniczeniem kontaktów z córką, jeśli zostanie przy kochance –
wiemy to z jej listów do Broniewskiego. W końcu uległ i po dwu latach
romansowania rozstał się z Helmanówną. Poprosił ją, by się z nim więcej nie
kontaktowała. Także i tym razem zabrakło mu odwagi, napisał list.
Prawdopodobnie nie było to rozstanie ostateczne, bo jeszcze rok później
widywano ich razem, ale wkrótce Broniewski uległ zupełnie nowej fascynacji.

– Jak potoczyło się życie
Helmanówny po rozstaniu?

– Niewiele o tym wiadomo. W
1937 roku złożyła podanie do rektora UW z prośbą o zaliczenie jej w poczet
studentów drugiego roku prawa. Pisała tam, że musiała przerwać studia z powodu
choroby. Chyba nie wiodło się jej najlepiej. Już pod koniec lat 20., po śmierci
ojca, rodzina popadła w finansowe tarapaty. Lekarz w zaświadczeniu, które Irena
przedłożyła władzom uniwersyteckim, sugerował, że studentce potrzebny jest
kilkumiesięczny urlop „zarówno fizyczny, jak i umysłowy”. Sama zainteresowana,
w podaniu do przewodniczącego komisji egzaminacyjnej z prośbą o przeniesienie
egzaminów, informowała, że jej choroba „pochłonęła zgromadzone ciężką pracą”
pieniądze. Ponadto, wciągnęła ją w długi, które powiększyły się w czasie, gdy
brat przechodził ciężką operację.

– Na wikt zarabiała piórem, a
właściwie maszyną do pisania, pracowała bowiem jako dziennikarka.

– Dorywczo, dlatego zarobki
nie wystarczały na utrzymanie trojga osób – matki, jej i brata, który po
hospitalizacji nie był zdolny do podjęcia pracy. Czasowo wyjechała na
prowincję, gdzie była nauczycielką, pisała tam też do lokalnych pism. Później
współpracowała z „Bluszczem”, ale większości posłanych tam tekstów nie
opublikowano. Lepiej powiodło się jej w redakcjach „Czasu” i „Kuriera
Warszawskiego”. Interesowała się literaturą i filmem, przeprowadzała wywiady.

– Największym jej
osiągnięciem prasowym był chyba wywiad z Julianem Bryanem, zamieszczony 23
września 1939 roku na łamach „Kuriera Warszawskiego”.

– Ten wybitny amerykański korespondent i
fotoreporter był we wrześniu 1939 roku kronikarzem oblężenia stolicy Polski.
Uwiecznił w kadrze tragedię miasta i jego mieszkańców. W rozmowie z Helmanówną
opowiadał, że widział rzeczy niewyobrażalne. Zachwyciła go postawa ludności
cywilnej, kiedy wszyscy stali się żołnierzami.

– Data i okoliczności zgonu
Helmanówny pozostają niewiadome.

– Ze wspomnień prof.
Olszewskiego wiem, że po zajęciu Warszawy przez Niemców ukrywała się w
mieszkaniu jego rodziców. Choć miała semickie rysy, była pewna siebie i
wychodziła z domu. Pewnego dnia nie wróciła. Zachowała się dokumentacja
dowodząca, że na początku marca 1943 roku trafiła na Pawiak. Pod koniec
miesiąca została wywieziona w nieznanym kierunku. I tu trop się urywa.

– Pierwsza żona poety Janina
była chyba przyzwyczajona do „potrzasków uczuć” małżonka.

– Około roku 1925 Broniewski
nie widział świata poza przyszłą żoną Janiną. W listach do niej pisał, że nie
może spać, że włóczy się po mieszkaniu i ciągle myśli tylko o narzeczonej.
Jednak na kilka miesięcy przed ślubem, wiosną 1926 roku, wdał się w romans z
krakowianką – Wandą Sz. Być może nikt by się o tym nie dowiedział, gdyby
kochanka nie zaszła w ciążę, której nie chciała usunąć, choć Broniewski ją do
tego namawiał. Zdenerwowany postanowił wyżalić się narzeczonej. Pisał do niej,
że nie wie, co ma zrobić, bo tamta nie chce pozbyć się płodu. Czy jakiś
scenarzysta telenoweli wymyśliłby coś takiego? Nie mamy informacji, co do
dalszych losów dziecka i kochanki. Jej personalia dotąd nie zostały przez
biografów pisarza ujawnione, ja też nie widzę powodu, by ten stan rzeczy
zmieniać.

– Kres małżeństwu z Janiną –
zawartego w zborze ewangelicko-augsburskim, bo tam przez palce patrzono na
religijność młodej pary – przyniosło poznanie przez poetę pewnej aktorki, która
została jego drugą żoną. Ponoć tylko z jej powodu nie został po II wojnie
światowej na emigracji.

– Po historii z Helmanówną
małżonkowie bardzo się od siebie oddalili. Janina kolejny raz dała się
przebłagać i zamieszkała z Władysławem dla dobra córki. Prawdopodobnie w 1937
roku Broniewski wdał się w nowy romans – z Marią Zarembińską, wychowującą
kilkuletnią córkę Majkę. Rok później Janina ostatecznie wyprowadziła się od
męża, wzięli rozwód, a on wkrótce ożenił się powtórnie. Podczas wojny otrzymał
wiadomość, że Maria zginęła w obozie koncentracyjnym. Był to dla niego cios,
rozpaczał. W połowie 1945 roku, kiedy przebywał jeszcze poza Polską, dowiedział
się, że Maria jednak przeżyła obozową gehennę. I wtedy postanowił wrócić, co
zostało bardzo źle odebrane w kręgach emigracyjnej inteligencji, gdyż zdał
sobie sprawę z tego, że w Polsce zostaną najważniejsze dlań osoby: Anka, Maria
i jej córka – Majka. Pojawił się w Polsce pod koniec roku 1945 roku – na
lotnisku czekała na niego Maria. Szczęście nie trwało jednak długo, gdyż
obozowe przeżycia i niedożywienie odcisnęły na jej zdrowiu nieścieralne piętno.
Chorowała na tyfus, serce, białaczkę. Broniewski stawał na głowie, żeby
załatwić jej leczenie w szwajcarskiej klinice, co się w końcu udało. Kuracja
była bardzo kosztowna, dlatego czynił dosłownie wszystko, co mógł, żeby zdobyć
każdy grosz: jeździł, pisał, przemawiał, namawiał. W końcu pieniędzy zabrakło.
Maria miała wrócić do Polski, by kontynuować leczenie w rządowej klinice, jednak
nie zdążyli jej sprowadzić. Umarła w lipcu 1947 roku.

– Ostatnią połowicą
„sztandarowego poety PRL-u” była Wanda, po zgonie małżonka traktowana przez
władzę ludową, jako „narodowa wdowa”…

– Po raz trzeci wziął ślub
zaledwie kilka miesięcy po śmierci Marii, toteż trudno się dziwić, że nie
znalazł zrozumienia w oczach rodziny. Wanda, to w opinii wielu osoba dość
kontrowersyjna. Niewątpliwie miała wielkie zasługi, gdyż była inicjatorką
powstania Muzeum Broniewskiego w Warszawie, została także jego kustoszem.
Mariusz Urbanek w monografii „Miłość, wódka, polityka” napisał, że nie
tolerowała jego przyjaciół i nigdy nie ułożyła sobie, choćby poprawnych,
stosunków z rodziną poety, a przypadające jej prawa autorskie do utworów męża
zapisała w testamencie kolejnemu kustoszowi w Muzeum Broniewskiego, a nie
osobom najbliższym poecie, czyli wnuczce Ewie i adoptowanej córce Majce.

– Najważniejsza kobietą w
życiu Broniewskiego była jednak bez wątpienia biologiczna córka Anka, po której
tragicznej – niewyjaśnionej do dziś – śmierci powstały strofy porównywalne
jedynie z trenami Jana Kochanowskiego…

– Relacja Broniewski – Anka była
wyjątkowa: piękna, ale też niepokojąca, a z pewnego punktu widzenia nawet
przerażająca. Poeta traktował córkę już od wczesnych lat jak osobę dorosłą.
Doskonale ilustrują to listy, które pisał do niej np. z więzienia. Nie
oszczędzał jej wówczas nawet drastycznych opisów. Dzielił się z nią swymi
myślami, trwogami, radził się, to było coś nieprawdopodobnego. Niewątpliwie
Anka była dla niego nie tylko najważniejszą kobietą, ale też najważniejszą
osobą w życiu.

Autor: Tomasz Zbigniew Zapert