W 2011 roku książek słabych czy wręcz złych i fałszywych mieliśmy w literaturze polskiej znacznie więcej niż tytułów wartościowych, potrzebnych, pięknych. Do tego stanu rzeczy zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Książką, która — moim zdaniem — wysunęła się na czoło literackich obrzydliwości roku było najnowsze dzieło skandalistki prozy polskiej — Manueli Gretkowskiej: „Trans” (Świat Książki). W epatowaniu bluźnierstwem i pozorowaną odwagą obyczajową przeszła samą siebie. Posmakujmy zresztą te artystyczną prozę: „Łatwo rozpuszczalny biały krążek wypiekany z wody i mąki włożyłam sobie nocą do pochwy. Ona go najbardziej potrzebowała. Prawdziwej miłości leczącej z pożądania. Zakonnica nie myliła się. Byłam pokutnicą. Tęsknota jest pokutą za przeżyte kiedyś szczęście. Największą pokutnicą była Maria Magdalena. Ona modliła się do swojego przebóstwionego mężczyzny — Jezusa Zmartwychwstałego. Ja już do nikogo. Ostrygowym nożem wepchnęłam eucharystię głębiej w moje ciało. Przełknęło je, rozpuściło w śluzie”. Zwracam uwagę, że Gretkowska nie jest już młodziutką dziewczyną szturmem zdobywającą salony artystyczne i… polityczne. To dzisiaj celebrytka, działaczka feministyczna, ba — założycielka Partii Kobiet, słowem, niewiasta nowoczesna i wyzwolona. Najpierw — powiada — wyzwoliła się z komuny, niebawem z katolicyzmu, zaraz potem ze złego małżeństwa. Następnie zaś z iście toksycznego uzależnienia, w jakie popadła w trakcie związku z reżyserem, występującym w „Transie” jako Laski, jeszcze większym od niej kabotynem, tyle, że mocno już zezgredziałym. Efektem ich kooperacji był chyba najgorszy film zrealizowany w III RP czyli „Szamanka”. Kto widział, nigdy nie zapomni: taki gniot się zdarza raz. Obecnie Manuela Gretkowska odcięła kupony od tamtej produkcji, „ubogacając” powieść o nowe przemyślenia. Nie wszystko było złe O „Złotych żniwach” Grossów (Znak) powiedziano już wszystko. To książka z naciąganą tezą, o fałszywych przesłankach i wnioskach. Ciekawe, że Jan Tomasz Gross swoimi trzema książkami rozbudził nad Wisłą antysemityzm, zdawało się, że dawno już zdechły. Kuriozalną była też firmowana przez Wydawnictwo Literackie (!) „Makatka” Katarzyny Grocholi i Doroty Szelągowskiej czyli pisarskiego duetu matki i córki, w którym pierwsze skrzypce zagrała zresztą, o dziwo, latorośl autorki „Nigdy w życiu”. Grocholi w tak fatalnej formie nie pamiętam. To, że mamy do czynienia z literaturą popularną nie usprawiedliwia infantylizmu, złotych myśli rodem z magla i pitolenia o niczym, co od biedy można znieść w serialu Ilony Łepkowskiej ale nie w książce stroszącej się w pióra czegoś więcej niż tylko czytanka dla półanalfabetów. Ale że — jak to śpiewał niezapomniany Jan Kaczmarek — „nie wszystko było złe, nie wszystko”, wyróżniam książki z pogranicza historyczno-literackiego, przede wszystkim dwa tysiącstronicowe monumenty: obejmujący grubo ponad pół wieku „Pamiętnik” Henryka Grynberga (Świat Książki), zniewalający przede wszystkim swą niepoprawnością polityczną i autentyczną(!) odwagą w głoszeniu sądów, za które jedni biją a drudzy obrażają się na całe życie oraz biografia Czesława Miłosza, w której tego czy owego może brakuje, ale cieszmy się tym, co jest. Andrzej Franaszek opublikował książkę wartościową („Miłosz. Biografia”, Znak), w której dał mówić faktom, swoje komentarze ograniczając do minimum, choć tam, gdzie to było konieczne, dawał upust swoim przekonaniom, odczuciom, emocjom. Nie pamiętam na przykład, by ktoś u nas tak całkiem wprost, bez owijania w bawełnę, zdyskredytował zakończenie sławnego wiersza „Campo di Fiori”. Fakt, że od wydania ostatniej książki przez Tomasza Burka minęło dziesięć lat jest już wystarczającym, by na „Niewybaczalne sentymenty” (Iskry) zwrócić baczną uwagę. W końcu gdy głos zabiera najwybitniejszy żyjący polski krytyk, nie podobna tego prześlepić. I choć zbiór ten miejscami stanowi jedynie zapowiedź podjętych przez autora i porzuconych tematów, swoisty remanent jego działalności krytycznoliterackiej, to przynajmniej w końcowej części książki Burka mamy do czynienia z „pospolitym ruszeniem wartości, mobilizacją ‘pamięci ran’ i najskromniejszych nawet redut pamięci w bitwie z neonihilizmem jako kulturową modą naszych dni. Modą okropną”. W bitwie tej, wydanej takim „osiągnięciom” współczesnej literatury polskiej jak „Trans” Gretkowskiej, mogę być aliantem tylko jednej strony. I dlatego z pełnym przekonaniem sytuuję „Niewybaczalne sentymenty” na podium najlepszych książek kończącego się roku. Upiorny chichot historii Na pewno warta odnotowania jest zakrojona niesłychanie ambitnie saga rodzinna Bronisława Wildsteina „Czas niedokonany” oraz dwie powieści kresowe: „Każdy żyje jak umie” Andrzeja Mularczyka (świetnie napisany prequel popularnych „Samych swoich”) i „Żniwo gniewu” Lucie Di Angeli-Ilovan (Zysk i S-ka). Ta ostatnia książka powinna znaleźć czytelników w każdym polskim domu. Opowiada bowiem o polskim losie, w którym cierpienie sąsiaduje z nadzieją, wierność …