Wtorek, 23 października 2018

Pytanie piąte: jakie nagrody są dobre, czyli czy przekładają się na prestiż?

– Jako wydawnictwo dostajemy regularnie nagrody, zarówno literackie w Polsce, jak i za granicą, nasi autorzy podobnie – mówi Joanna Rzyska, jedna z trzech właścicielek wydawnictwa Dwie Siostry. – Do tej pory miałyśmy wrażenie, że nagrody nie przekładają się na sprzedaż, a czasem wręcz przeciwnie. Jest taka kategoria książek, ambitnych, pięknie wydanych i opracowanych graficznie, której awangardowość – np. „Brzuchem do góry” Urszuli Palusińskiej (nagroda Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY, nagroda Targów Książki w Szanghaju) powoduje, że trafia do bardzo wyselekcjonowanego grona czytelników. Takie książki bywają dostrzegane przez jury, ale nie oznacza to, że rekomendacja w postaci nagrody przekłada się na sprzedaż. Inna sprawa, że „rażenie” nagród Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek czy IBBY jest znikome. Na uroczystości rozdania nagród rzadko zaglądają dziennikarze, nigdy nie ma telewizji, więc jak tu „razić”? – pyta retorycznie Joanna Rzyska.

– Nagrody, które przekładają się na nakład, to nagrody Empiku „Przecinek i Kropka”. Nie są to nagrody literackie w żadnej mierze, nie tylko dlatego, że dotyczą książek z dystrybucji Empiku, a wielu wydawców nie zgadzając się z polityką sieci związaną z rabatami, płatnymi promocjami etc., nie współpracuje z tą siecią. W efekcie wygrywają książki najbardziej popularne, bo głosują czytelnicy, co nie zawsze oznacza, że wygrywa jakość. Jedno jest pewne – nagroda jest gwarancją zamówienia do salonów Empiku – twierdzi wydawczyni.

– My odczułyśmy efekt nagrody dopiero teraz, kiedy dostałyśmy nagrodę dla najlepszego wydawcy dla dzieci w Europie na targach w Bolonii. Dlaczego? Zaczęły o nas pisać nie tylko gazety, ale zapraszały nas telewizje śniadaniowe, radio, etc. To dało efekt promocyjny, niekoniecznie długofalowy, ale kto wie, poczekamy, zobaczymy.

W 2013 roku książka wydawnictwa Dwie Siostry pt. „Gdzie jest wydra, czyli śledztwo w Wilanowie” otrzymała Literacka Nagrodę m.st. Warszawy. Nagrodzona książka nadal się sprzedaje, ale wydawczynie nie zauważyły zwiększonego zainteresowania po przyznaniu nagrody.

– Rolą nagrody – podkreśla Joanna Rzyska – skoro już musimy się zadowolić jedynie jej prestiżem, jest raczej motywacja autora do dalszej pracy.

Ponieważ średnie nakłady książek dla dzieci to 2 do 5 tys. egz., proporcjonalnie honoraria autorów nie są wysokie. Nagroda pomaga, utwierdza, że książka została doceniona, czyli zrozumiana, ma to wielkie znaczenie motywujące i PR-owe dla każdego twórcy, który z natury rzeczy jest wrażliwy i potrzebuje pozytywnego odbioru. Sytuacja rynku księgarskiego przypomina trochę rynek muzyczny, na którym im więcej się mówiło złego o disco polo, tym więcej jego twórcy sprzedawali płyt. Dziś oficjalni krytycy zamilkli, a sam gatunek nie wzbudza emocji bardziej muzycznie wyrobionych słuchaczy. Nikt nie wstydzi się przyznać, że słucha tej muzyki. Rynek księgarski żyje własnym życiem. Niezależnym od nagród. Danuta Wałęsowa sprzedała 300 tys. egz. swoich wspomnień. Najpopularniejsze autorki romansów nie dbają o nagrody literackie, Katarzyna Michalak osiągnęła pułap miliona sprzedanych książek bez ani jednej nagrody, podobnie jak: Małgorzata Kalicińska, Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Katarzyna Grochola, Anna Ficner-Ogonowska. To tylko nieliczne polskie pisarki  tworzące kobiecą literaturę obyczajową, sprzedającą się w bardzo wysokich nakładach. Bez wsparcia nagród.

Sukces komercyjny ich książek to prawdziwy fenomen na polskim rynku księgarskim. Książki Katarzyny Bondy sprzedają się świetnie, mimo że pisarka jest laureatką tylko jednej nagrody literackiej. Remigiusz Mróz, mistrz wysokich nakładów, oprócz nominacji do nagrody Wielkiego Kalibru nie jest laureatem żadnej nagrody. Autorki książek miały zresztą przez pięć lat swój Festiwal Literatury Kobiet „Pióro i Pazur”, na którym przyznawały nagrody. Niestety z braku środków finansowych siedleckich władz festiwal już się nie odbywa.

Jednak trudno z faktu istnienia ogromnej strefy literatury nienagradzanej wyciągać wnioski za lub przeciw nagrodom. To osobne światy i tylko od czasu do czasu daje się słyszeć kąśliwe uwagi z jednej lub drugiej strony. Bardziej ekstrawagancka i osobliwa wydaje się wypowiedź dyrektora Instytutu Książki Dariusza Jaworskiego dotycząca przyznania Oldze Tokarczuk nagrody Bookera. „To jest oczywiście  kwestia lat pewnej promocji, przekładów, faktu, że Instytut Książki – może w niewielkiej części, ale jednak – przyczynił się do tego, chociażby poprzez liczne wspomaganie tłumaczeń, czy uczestnictwa Tokarczuk w festiwalach, seminariach, spotkaniach” – ocenił. A o samej nagrodzie i nagrodzonej powiedział tak: (cytuję za Piotrem Jagielskim z portalu Onet.pl): „Kiedyś miarą wielkości było to, jak pisarz był odbierany, jaką społeczeństwo nadawało mu funkcję i rolę. Obecnie natomiast często posiłkujemy się nagrodami, które decydują o opinii publicznej”.

Pytanie szóste: czy nagrody są coś warte?
Niektóre nagrody z pewnością są istotnym drogowskazem dla ludzi z branży. Renata Paczewska, dyrektorka w agencji Booklab, dużo czyta, przegląda wiele książek, a dla siebie szuka tych najbardziej wartościowych. – Nie ukrywam, że pod wpływem pozytywnych rekomendacji fachowców, ale i pod wpływem nominacji do wielu nagród (nominacje do Nike i Nagrody Literackiej Gdynia) kupiłam debiut literacki Martyny Bundy, która jest już laureatką Nagrody Literackiej Gryfia. Gryfia przyznawana jest za najlepszą książkę literacką bądź książkę humanistyczną o wartościach literackich. Jak twierdzą fundatorzy – to jedyna w Polsce nagroda literacka tego rodzaju. Dość karkołomnie to brzmi, jakby inne nagrody literackie nie ceniły walorów literackich.

Według Przemysława Czaplińskiego i Piotra Śliwińskiego u schyłku lat  dziewięćdziesiątych istniało już (według szacunkowych obliczeń) ponad 100 konkursów i nagród, z czego duża część powstała dopiero po zmianach, jakie nastąpiły w Polsce po 1989 roku. Ile jest dziś – nie wiadomo. Wikipedia wymienia 35 nagród literackich w Polsce. Z listy wymienionych jedna trzecia już od paru lat nie istnieje, a nie ma na tej internetowej liście takich nagród jak Nagroda Conrada, Nagroda Literacka im. Cypriana Norwida, Nagroda Literacka im. ks. Jana Twardowskiego, Nagroda Literacka Warmii i Mazur. I wielu innych. W zasadzie nie ma miejsca, gdzie wszystkie nagrody zostałyby uwzględnione, opisane i uporządkowane, bo nawet rzetelna publikacja Biblioteki Analiz pt. „Rynek Książki w Polsce” nie wymienia wszystkich nagród, choć wylicza ich o wiele więcej niż Wikipedia, bo aż 86, też z pewnymi brakami.

W Niemczech przyznaje się największą liczbę nagród. Szacuje się, że wyróżnianych zostaje około 15 proc. wszystkich wydanych książek. Jest tam o wiele wyższy poziom czytelnictwa niż w Polsce, ale jak silny jest związek pomiędzy nagrodami a czytelnictwem doprawdy trudno zbadać. Problem z nagrodami literackimi w Polsce wynika głównie z braku spójnej opinii środowiska. Nie ma swoistej miary dla literatury. Takiej miary nie ma nigdzie, a jednak wszyscy wiedzą, że najbardziej prestiżową nagrodą literacką na świecie jest Literacka Nagroda Nobla.

Wydaje się, że nagrody nie są niezbędne, ale są potrzebne. Szczególnie dziś marzy się nagroda ponad podziałami, uwzględniająca czystą literaturę. Nagrody nie są „końmi pociągowymi” sprzedaży, ale zdarza się, że stają się „czarnymi końmi” rynku książki. Nie są bezstronnym i obiektywnym świadectwem literackiej mocy, ale zdarza się jury konkursu wyłowić literacką perłę. Są przede wszystkim ważnym PR-owym elementem układanki marketingowej dla wydawcy i plastrem dla duszy autora. Czasami są ważniejsze dla tych, co je przyznają niż dla tych, co je otrzymują. Wielu urzędnikom podnoszą poziom samozadowolenia, ale czytelnicy nie są do nich mocno przywiązani. Dla dystrybutorów mogą być powodem zaproszenia na dobrą imprezę. Dla przyszłych pokoleń czytelników – hasłem w Wikipedii. Żadna polska nagroda nie wyznacza swoistego kanonu współczesności. Za to każda uważa się za prestiżową.

A jak się tworzy prestiż danej nagrody: składem jury czy wysokością pieniężną nagrody? Kiedy w 1997 roku Fundacja Agora oraz „Gazeta Wyborcza” powołały Nike, 100 tys. zł było nagrodą powalającą, dziś Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus fundowana przez Miasto Wrocław gwarantuje czek na kwotę 150 tys. zł. Sieć dyskontów Biedronka ufundowała nagrodę literacką w wysokości 100 tys. zł. Licha w tym zestawieniu jest nagroda Paszporty „Polityki”, bo to zaledwie 10 tys. zł, ale w jej przypadku działają również inne czynniki tzw. przełożenia medialnego. Kolejną ważną nagrodą jest Nagroda Poetycka Silesius, przyznawana najważniejszym twórcom oraz debiutantom. Wynosi ona 100 tys. zł za całokształt twórczości i 20 tys. zł za debiut. Oprócz tych dwóch kategorii przyznawana jest również nagroda za książkę roku w wysokości 50 tys. zł. Najwyższą nagrodą literacką na rynku, ze względu na walor finansowy, porównywalną z wysokością nagród międzynarodowych, wydaje się być Nagroda im. Wisławy Szymborskiej – wynosząca 200 tys. zł.

Północne miasta Polski też sypnęły groszem na nagrody: i Gdynia – finansując swoją złożoną z wielu kategorii nagrodę, i Gdańsk – wykładając na nagrodę Europejski Poeta Wolności po 100 tys. zł. Podziw budzą też nagrody fundowane z prywatnych pieniędzy, jak np. Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza ufundowana przez parę przedsiębiorców – Jana Michała Małka i Dorotę Boetcher – w wysokości 10 tys. dolarów. Wyjątkiem jest tu przyznawana od 1962 Nagroda Fundacji im. Kościelskich. Fundatorzy nie tylko nie ogłaszają nominowanych, ale i nie podają do wiadomości publicznej wysokości nagrody. O randze nagrody (mówi się, że prawdopodobnie najbardziej prestiżowej w Polsce) decyduje nie medialna wrzawa i nie wysokość czeku, ale lista laureatów.

Pozostałe nagrody związane z mediami umiejętnie dozują napięcie. Siódemkę finalistów Nagrody Nike, wyłonioną z ogłoszonej kilka miesięcy wcześniej dwudziestki, ogłasza się przez tydzień w tempie jeden dziennie. Są emocje.

W kontekście blisko 40 tys. corocznie wydawanych książek, paru tysięcy wydawców oraz 5 tys. piszących okazuje się, że nagród i pieniędzy na nie wcale nie jest dużo. Szacuje się, że utrzymujących się wyłącznie z pisania jest zaledwie około 30 autorów, a zatem cała reszta musi zarabiać w inny sposób niż pisanie. W 38 mln kraju to nie są imponujące dane. Niestety, Polska nie należy, jak powszechnie wiemy, do gigantów czytelniczych, co też prosto przekłada się na temat nagród.

Pytanie siódme: czy nagrody są ładne?
Nagrody mają też i swój wymiar estetyczny dla obdarowanego. Może to wątek poboczny tematu, ale zaciekawił mnie wpis Doroty Masłowskiej na Facebooku pod zdjęciem Kryształowego Zwierciadła – nagrody, którą otrzymała od miesięcznika „Zwierciadło” w 2015 roku w kategorii „Ludzie dialogu”. „Parę lat temu zostałam uhonorowana nagrodą Kryształowego Zwierciadła. Co ta nagroda wytrzymała, upychana po szafkach i zaułkach. Wczoraj Jacek Świdziński zabrał ją do Przytułku dla Brzydkich Nagród. W PdBN zyskała nie tylko dostęp do okna, ale i poznała partnera seksualnego. Aż miło spojrzeć na ich szczęście. Ludzie, uwalniajcie swoje wstrętne nagrody! Jeszcze nie jest za późno”.

Ciekawym aspektem tematu jest wkład rzeźbiarzy polskich w polską literaturę. Zwykle do powstania statuetek symbolizujących nagrody byli angażowani wybitni rzeźbiarze, ale czy zawsze dzieła wybitne wychodziły spod ich rąk lub dłut? Czasami nagroda zaczyna i kończy się na dyplomie, a w ślad za nią nie idzie żadna gratyfikacja finansowa, bo i takich nagród nie brakuje.

Może dobrym podsumowaniem rozważań o nagrodach literackich będzie wspomnienie wpisu Witolda Gombrowicza z „Dziennika”, kiedy pisał bardzo źle o nagrodach literackich, zwłaszcza w kontekście tego, iż sam nie dostał Prix Formentor, prestiżowej nagrody międzynarodowej. Ale zmienił diametralnie zdanie, gdy w 1967 roku został jej laureatem. Napisał wówczas, że jest ogromnie zadowolony i że wszyscy pisarze powinni mieć sportowego ducha i być gotowi na publiczną ocenę.

Mirosława Łomnicka

Autor: Mirosława Łomnicka
Źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI