Wtorek, 15 maja 2018
ROZMOWA Z AGNIESZKĄ STANKIEWICZ-KIERUS, DYREKTOR WYDAWNICZĄ W WYDAWNICTWIE KOBIECYM
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeruBiblioteka Analiz nr 479 (7/2018)

W tym roku mija 10 lat od waszej premiery na rynku wydawniczym. Zaczynaliście od ezoteryki, książek o magii, rozwoju duchowym i medycynie. Czy to wynikało z waszego zainteresowania? Czy może dekadę temu było duże zapotrzebowanie na tego typu publikacje?
Powołanie do życia Illuminatio wynikało z dwóch rzeczy. Po pierwsze, gdy poznałam się z moim obecnym mężem i właścicielem wydawnictwa to on już wówczas miał założone wydawnictwo Illuminatio, a na koncie oficyny były dwie wydane książki. W zamyśle nie miał w ogóle zakładać firmy wydawniczej, ale wydał te publikacje w odpowiedzi na potrzeby klientów sklepu ezoterycznego online CzaryMary. pl, który prowadził, a który jest do dzisiaj największym e-sklepem ezoterycznym.

Wcześniej w ofercie sklepu nie było żadnych publikacji?
Były, i to różnych wydawnictw, ale nie było tytułów bardzo niszowych, magicznych. Łukasz postanowił spróbować i je wydał. Były to książki Barbary Marciniak: „Ścieżka mocy”, „Zwiastuni świtu”, następnie „Ziemia zwiastunów świtu” i „Świetlana rodzina”. Później, jak się poznaliśmy, postanowiliśmy tę wydawniczą działalność w zakresie ezoteryki kontynuować, co wynikało z naszych wspólnych zainteresowań. Ukazywały się kolejne tytuły, później też książki o rozwoju duchowym, ale cały czas nie zbaczaliśmy z naszej głównej drogi. Wydawnictwo Illuminatio powstało więc w wyniku naszych zainteresowań oraz jako odpowiedź na potrzeby klientów e-sklepu.

Przeczytałam na waszej stronie internetowej, że labirynt umieszczony w logotypie wydawnictwa Illuminatio to symbol, archetyp transformacji i wewnętrznej przemiany. Doskonale obrazuje to, co się w firmie dzieje. Początki Wydawnictwa Kobiecego sięgają 2008 roku, choć przez większą część tego okresu firma działała pod nazwą Wydawnictwo Illuminatio. Pod obecnym szyldem oficyna funkcjonuje od 2015 roku. Skąd ta zmiana?
To był proces. Wydawnictwo powstało w 2008 roku i przez kilka lat wydawaliśmy książki ezoteryczne. Później urodziła się nam nowa koncepcja – również wynikająca z naszych zainteresowań – związana ze zdrowiem i różnymi trendami prozdrowotnymi, które do Polski docierały z zagranicy. Zaczęliśmy wydawać książki z tej dziedziny, tym razem pod marką Vivante. Mieliśmy już więc ofertę z dziedziny magii, zdrowia oraz poradniki. Cały czas jednak obracaliśmy się wokół non-fiction, a ja wciąż czułam niedosyt, marzyło mi się wydawnictwo literackie, z prawdziwego zdarzenia. Wydawało mi się to bardzo kuszące, ale nie wiedziałam, w jaki sposób można to połączyć z naszą działalnością. Było to w sferze moich marzeń do czasu, gdy nasza redaktor Beata stwierdziła: „damy radę, zrobimy to!”. Trzeba było tylko stworzyć kolejny imprint. Wspólnie zaczęłyśmy wyszukiwać tytuły, przeglądać oferty agencji i wydawnictw w zakresie beletrystyki. Było dla nas wiadome, że nie uderzymy nagle z 50 tytułami, ale kilkoma, żeby spróbować, czy damy radę. Łukasz bardzo dopingował i zachęcał – „nie
przekonasz się, dopóki tego nie zrobisz”. Zaczęliśmy nabywać prawa do zagranicznych tytułów, które może nie były w topce bestsellerów, ale dały nam dużo wiedzy i doświadczenia w wydawaniu beletrystyki. Skupiliśmy się na książkach adresowanych do kobiet. Od razu wiedzieliśmy, że nie będziemy się poruszać po bardzo ogólnym gruncie, tylko zawęzimy grupę odbiorców właśnie do kobiet. Pół roku wymyślaliśmy nazwę. Propozycji było mnóstwo, ale wciąż to nie było to. I okazało się, że proste rozwiązania są najlepsze.

Pierwsze tytuły były na licencjach?
Tak, ze Stanów Zjednoczonych.

Główne źródło tytułów pochodzi właśnie stamtąd. Macie tam swoje wtyki?
Rzeczywiście. Coraz śmielej sobie poczynamy, zwłaszcza że teraz wyspecjalizowaliśmy się w literaturze erotycznej. Mamy tam już dobrze przetarte ścieżki, znamy agentów, oni bardzo dobrze znają nas. Mamy w zespole bardzo dobre osoby do wyszukiwania, wiemy co jest dobre, a co niekoniecznie, jaka autorka jest popularna, jaka może być popularna, bo drzemie w niej potencjał. Tych tytułów jest naprawdę mnóstwo. Sporo z nich powstało w self-publishingu. Te autorki, które odniosły na tym polu w Stanach Zjednoczonych większy sukces, nawiązywały współpracę z wydawnictwami i tak trafiały do nas.

Czy sami też bywacie w Stanach? Np. na targach?
Bywamy, ale nie mieliśmy jeszcze okazji być na targach za oceanem. Pomimo tego mamy dobre i wypracowane kontakty z zagranicznymi agentami.

Najpierw było więc wydawnictwo Illuminatio, potem pojawił się brand Vivante, po drodze jeszcze była Samsara, ukierunkowana na rozwój duchowy, następnie do życia powołana została marka Wydawnictwo Kobiece, która przeobraziła się w markę nadrzędną…
Doszło do tego, że 90 proc. naszego woluminu stanowiło Wydawnictwo Kobiece, tymczasem cały czas w dokumentach funkcjonowało Illuminatio, które kojarzy się z czymś zupełnie innym i stanowi zaledwie część naszej działalności, nie jest już głównym nurtem. I myślę, że tak już zostanie, że nasza specjalizacja to literatura dla kobiet.

A Samsara, Vivante?
Też są kontynuowane, tyle że książek pod tymi markami nie wydajemy już tak dużo, a jeśli już to wynikają one z naszego badania rynku czy też naszych zainteresowań. Bardzo lubimy tematykę prozdrowotną, śledzimy wszelkie nowinki w tej dziedzinie, redaktor, która się tym zajmuje potrafi wyszukać ciekawe tytuły. To jest ważne, że mamy w zespole osoby, które zajmują się tym, co lubią. I wiem, że jak mi zaproponują jakiś tytuł, to on rzeczywiście wart jest uwagi.

Dobry zespół to podstawa dobrego przedsiębiorstwa. Ile osób liczy wasz team?
W tej chwili jesteśmy na etapie przejściowym, w ciągu ostatniego roku odchodziły osoby i zarazem przychodziły nowe. Cały czas się rozwijamy. Obecnie jest to 13 osób. Z czego większość zajmuje się promocją.

Zauważyłam, że promocja wydawnictwa bardzo się wyróżnia. Zwłaszcza w internecie…
Tak, stawiamy na internet, nowe technologie, social media. Wynika to też z tego, że prowadzimy księgarnię internetową, wcześniej też rozkręcaliśmy sklep internetowy, od wielu lat po prostu funkcjonujemy w internecie, nasi pracownicy też bardzo dobrze się w sieci odnajdują. W ten sposób wychodzimy do nowej grupy czytelników. Niedawno mój mąż w Radiu Białystok mówił o czytelnictwie w Polsce i diagnozach, dlaczego Polacy nie czytają. Zastanawiamy się nad kanałami dotarcia do tych osób. Przecież młode osoby, które za kilka lat dorosną, jeśli nie znajdą informacji o książkach w internecie, to nie będą czytać. Jeśli my zaczniemy do nich docierać, to może uda się ich przyzwyczaić do nas. Dlatego nasza działalność skupia się w głównej mierze na internecie, ale robimy też to, na czym się znamy, wydaje się nam, że jakąś wiedzę na ten temat mamy i wiemy co robimy.

Ale wasi odbiorcy to przede wszystkim czytelniczki. I to w różnych grupach wiekowych….
Staramy się też dotrzeć do nich przez targi, przez naszą księgarnię. Staramy się również wyróżnić za pomocą okładek czy opisów. Na pewno nie jesteśmy zwolennikami reklam w gazetach. Zdajemy sobie sprawę z tego, że my i nasz młody zespół nie do końca możemy dotrzeć do każdego. Osoba, która ma 24 lata może najlepiej sformułować komunikat, który trafi do jej rówieśników. Osoba, która ma 40 czy 50 lat ma pewnie inne spojrzenie na świat. Nie mniej staramy się.

Wspomniałaś o okładkach. Spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami, m.in. takimi, że cieszą oczy i „przyciągają czytelniczki, jak ćmy do ognia”. Kto je dla was projektuje?
Mamy kilku grafików na miejscu, współpracujemy też z grafikami na zewnątrz, ale nad całością czuwam ja. Bardzo lubię pracować nad okładkami, to bardzo przyjemne i kreatywne działalnie. Oczywiście, dużo do powiedzenia ma każda osoba, która promuje dany tytuł. Staram się to wszystko spinać.

Zawodowo nigdy nie zajmowałaś się wydawaniem?
Z zawodu jestem prawnikiem, ale od dzieciństwa kocham książki. Tak się w moim życiu stało przewrotnie, że się nimi zajmuję, chociaż nic nie wskazywało na to, że ani ja, ani Łukasz będziemy mieć do czynienia ze światem wydawniczym. Pewnie w paragrafach nie byłoby tak kreatywnie.

A twój mąż?
Jest biologiem. Jest fanem nowoczesnych technologii, internetu. Był pierwszą osobą w Białymstoku, która miała internet. Jest też miłośnikiem natury, środowiska.

Pamiętasz ja zaczynaliście w tej branży? Czy było coś, co was zaskoczyło? Wiedziałaś, jak funkcjonuje ten rynek?
Kompletnie nic nie wiedzieliśmy na temat rynku wydawniczego i wiem, że to może zabrzmi śmiesznie lub naiwnie, że się na to porwaliśmy, nie mając żadnej wiedzy, chociaż trudno się tu edukować, bo wszystkie umiejętności nabywa się w praktyce. Na pewno zaskoczeniem były mechanizmy dystrybucyjne. Ta strona medalu, której czytelnicy nie widzą. Przekonałam się, jak ciężkie jest życie wydawcy. Nadal tego doświadczamy. Jesteśmy małym wydawnictwem i w moim mniemaniu jest jeszcze dużo do zrobienia.

Powiedziałabym, że wcale już nie takim małym. W 2016 roku przychody ze sprzedaży książek Wydawnictwa Kobiecego wyniosły 4,18 mln zł, notując wzrost wartości w stosunku do 2015 roku o 68 proc… Ten wzrost wynikał z pewnością ze wzrostu oferty…
Obecnie wydajemy około 100 tytułów rocznie. Kiedyś było to maksymalnie 40. Ta nowa oferta rzeczywiście zaczęła nam się bardzo dobrze sprzedawać, podczas gdy np. tytułu o magii nie dałoby się sprzedać w podobnym nakładzie. Może i się da, ale nie widzimy aż takiego zainteresowania. Oczywiście taki tytuł też znajduje swoich odbiorców, ale na spektakularne sukcesy nie ma co liczyć.

Żeby dobrze sprzedawać, musicie mieć dobrych partnerów wśród dystrybutorów.
Współpracujemy chyba ze wszystkimi dystrybutorami. Tak jak się uczyliśmy wydawania, tak cały czas wypracowujemy relacje handlowe. Obecnie pracujemy nad poszerzaniem dystrybucji i dostępności naszych książek.

Jaka część produkcji własnej przechodzi przez księgarnię internetową Taniaksiazka.pl?
Znaczną część klientów księgarni stanowią kobiety, więc siłą rzeczy bardzo wykorzystujemy ten kanał sprzedaży. Myślę, że jest to ok. 15 proc. Taniaksiazka.pl jest też naszym największym odbiorą detalicznym, mamy inne instrumenty oddziaływania, możemy tam swoje książki promować, możemy powalczyć o klientki różnymi formami promocji i rzeczywiście to działa.

Wracając do autorów, zauważyłam w waszej ofercie książki nie tylko zagranicznych, ale i polskich autorek. Jak procentowo prezentuje się w wydawnictwie reprezentacja twórców zagranicznych i rodzimych?
90 proc. a może nawet i więcej to są książki wydawane jednak na licencji. Nie mamy doświadczenia we współpracy z rodzimymi autorami, ale widzimy, że to wygląda trochę inaczej. Wymaga to więcej czasu, uwagi, skupienia, poświęcenia i zaangażowania. Ale pewnie z czasem przybędzie więcej polskich autorów.

Czy w ramach Pogotowia Wydawniczego, na zasadzie vanity publishing?
Nie, to stara inicjatywa. Niestety, nie możemy tej działalności poświęcić tyle czasu, ile byśmy chcieli, więc wydajemy tylko pojedyncze tytuły. Natomiast otrzymujemy sporo propozycji wydawniczych, nie tylko od pań, ale również od panów, które planujemy włączać do programu Wydawnictwa Kobiecego.

Głównie jednak przeważać będą autorki zagraniczne?
Tak, wydajemy sporo tytułów w ramach różnych serii, zwłaszcza literaturę erotyczną. Czytelniczki domagają się od nas jak najszybszego udostępniania na rynek księgarski kolejnych tytułów, a najlepiej byłoby, gdyby wszystkie tytuły ukazały się w cyklu na raz. Musimy sobie tak ustawić pracę, żeby odstępy czasu były jak najmniejsze, tłumaczenie, redakcja, wszystko musi być idealnie zaplanowane. Odstęp między poszczególnymi tytułami jest często trzymiesięczny, bo wiemy, że czytelniczki dłużej nie będą na nie czekać.

Macie własnych redaktorów, korektorów czy zlecacie usługi na zewnątrz?
Mamy dwie redaktorki prowadzące, które odpowiadają za wszystkie książki i one współpracują z całą siecią zewnętrzną redaktorów i korektorów. Mamy grono osób, które są już sprawdzone.

Zanim powstało wydawnictwo Illuminatio ruszyła księgarnia internetowa, o której wspomniałaś. W tym roku świętowaliście dwunaste urodziny…
Najpierw było CzaryMary.pl, potem pojawiła się Taniaksiazka. pl. Nazwa sugerowała nieco inną ofertę niż w rzeczywistości, kojarzyła się z tytułami przecenionymi, końcówkami nakładów. Teraz wygląda to już inaczej.

Teraz jest bardzo wysoko notowana w różnych rankingach. Konkuruje z największymi, jak Empik.com. Ale w Białymstoku przy tej samej ulicy działa też inna księgarnia internetowa – Selkar…
To prawda, że przez lata byliśmy tą mniejszą księgarnią z Białegostoku. Jednak kilka lat ciężkiej pracy dało nam możliwość dotarcia do czołówki.

Księgarnia ma swój oddzielny zespół?
Tak, to jest odrębna firma – Glosel, aczkolwiek od końca maja ponownie będziemy mieć wspólną siedzibę. Jesteśmy w trakcie przeprowadzki. Przez wiele lat funkcjonowaliśmy razem, od dwóch lat rozdzieliliśmy się. Ograniczenia lokalowe nas niestety dobijały. W nowym budynku znów będziemy razem.

A będzie tam też magazyn?
Tak, w nowej lokalizacji będziemy mieć też magazyn, który pozwoli nam przyspieszyć dostawy i jeszcze lepiej obsłużyć naszych klientów.

Imponujące są statystyki jakie podaliście w czerwcu 2017 roku: 980 tys. zrealizowanych zamówień, ponad 2,8 mln sprzedanych produktów, 470 tys. klientów i 340 tys. produktów.  Najlepiej sprzedającą się książką w historii księgarni były „Ukryte terapie” Jerzego Zięby, której sprzedaliście ponad 10 tys. egz. Czy możesz pokusić się o statystyki po niemal roku?
Kolejny rok to kolejne lepsze statystyki: 151 mln wyświetleń w wyszukiwarce Google, 2 mln sprzedanych produktów, 500 tys. zamówień. Najlepiej sprzedające się książki w minionym roku to: „Macierewicz i jego tajemnice”, „Ukryte terapie” i „Kajko i Kokosz. Szkoła latania”.

Jak wygląda zatrudnienie?
W księgarni pracuje sto osób.

W tym kreatywny zespół ds. promocji. Widać to było bardzo dobrze po kampanii „Pogotowie czytelnicze”…
Jej celem było zachęcenie młodych ludzi do czytania. W akcję zaangażowało się siedem portali promujących literaturę, w tym Lubimyczytac.pl, krótkie filmiki udostępnione były na YouTubie i Instagramie i miały bardzo wiele odsłon. Pierwszy raz zdarzyło nam się przygotować akcję tego typu, która miała postać kilkuodcinkowego scenariusza i była dokładnie wyreżyserowana. Muszę przyznać, że spotkała się z bardzo pozytywnym odzewem ze strony naszych klientów, którzy czekali na kolejne odsłony i wyrażali bardzo dobre zdanie na temat tego pomysłu. Trzeba pamiętać, że akcja miała podwójny wymiar, bo poza zachęcaniem do zakupów w naszej księgarni miała również pokazywać, jak ważne są książki i czytanie. Mam nadzieję, że dzięki dotarciu do dużej ilości osób udało nam się zmotywować kogoś do sięgnięcia po książkę.

Taniaksiazka.pl oferuje również odbiór osobisty, na razie w Białymstoku, ale pojawią się też kolejne punkty…
Jesienią zeszłego roku uruchomiliśmy przy ul. Kolejowej w Białymstoku miniksięgarnię czy też showroom z możliwością odbioru osobistego. Na wyposażeniu jest stand z tabletem, dzięki któremu można również złożyć zamówienie na miejscu. Prezentujemy tam największe bestsellery i oczywiście wybraną ofertę Wydawnictwa Kobiecego. Spotkało się to z bardzo dobrym przyjęciem ze strony klientów, notujemy dużą liczbę odbiorów ze strony Białostoczan. Pracujemy nad kolejnymi punktami w naszym regionie, które będą obecne w mniejszych miastach. Mogę też zdradzić, że otwieramy punkt odbioru zamówień w Warszawie.

Z kim współpracujecie jeśli chodzi o zatowarowanie?
Współpracujemy z wszystkimi największymi dystrybutorami obecnymi na naszym rynku.

Największy bestseller Wydawnictwa Kobiecego?
Oczywiście „Był sobie pies” W. Bruce`a Camerona, książka która doczekała się ekranizacji. Co zabawne, my już tę książkę kiedyś wydaliśmy, jako Illuminatio, w 2011 roku ukazała się pod tytułem „Misja na czterech łapach”. Później okazało się, że książka będzie przeniesiona na duży ekran, przeprowadzono ogromną kampanię promocyjną. Autor stał się za oceanem bardzo popularny. Wydaliśmy tę książkę ponownie, z nową filmową okładką. Książka sprzedała się w nakładzie 100 tys. egz. Wkrótce ukażą się kolejne książeczki tego autora, skierowane do dzieci 8-12 lat, będą to opowieści czterech szczeniaczków, które występowały w książce „Był sobie pies”. Premiera pierwszej książki „Był sobie szczeniak: Ellie” już w maju.

Czyli to czas na powołanie do życia nowej marki…
Już ją nawet stworzyliśmy. Zaczęliśmy pod nowym brandem wydawać książki dla młodzieży. Ta marka to Kobiece Young. Stricte dziecięcego imprintu jeszcze nie zakładamy, chociaż kto wie?! A jeśli chodzi o ofertę młodzieżową, to będą to zarówno książki o miłości, romansowe, obyczajowe, jak i fantastyka. Co miesiąc będą wychodzić dwie-trzy książki.

Literatura erotyczna chyba też się dobrze sprzedaje.
Też, ale tu jest spore rozdrobnienie. Trudno jest wydać drugą książkę na miarę „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Wiadomo, że pierwsza była E.L. James i później długo nie było nic. Była
jeszcze Sylvia Day z serią „Dotyk Crossa”, która była bardzo popularna. Natomiast teraz, gdyby zsumować sprzedaż tych wszystkich erotyków to byłaby z pewnością spora liczba. Świetne jest też to, że nasze czytelniczki same polecają nam tytuły, które wcześniej przeczytały w e-booku po angielsku. Nie jesteśmy w stanie wydać wszystkiego, ale staramy się odpowiadać na potrzeby naszych czytelniczek i ufamy ich rekomendacjom. Pomimo tego, że dużo tytułów wydawanych przez nas ma łatkę erotyki, to ten gatunek jest bardzo bogaty i rozdrobniony, więc każda kobieta może znaleźć coś dla siebie.

Zauważyłaś jeszcze jakieś nowe trendy?
Cały czas dzieje się coś nowego, staramy się śledzić to, co się dzieje na rynkach zagranicznych na bieżąco. Niedawno wydaliśmy książkę, która skierowana jest bardziej do mężczyzn – „Zapytaj astronautę”, która wpisuje się w modny ostatnio trend książek popularno-naukowych pisanych przystępnym językiem. Obserwuję też w ofertach wydawniczych tematykę feministyczną, książki które inspirują dziewczyny, młode kobiety. Sami też wydamy w maju „Kosmiczne dziewczyny”, czyli 50 historii kobiet, które przyczyniły się do podboju kosmosu.

Czy masz taki wymóg, żeby przeczytać wszystkie książki jakie włączacie do planu wydawniczego?
Żadna książka nie ukaże się bez mojego poparcia. Chociaż w dziedzinie magii czy rozwoju osobistego to Łukasz bardziej decyduje, wybiera książki. Tak, znam fabułę każdej książki Wydawnictwa Kobiecego, ale nie jestem w stanie przeczytać każdej książki, bo poza naszymi książkami mam cały czas stos innych książek, które znajdują się w każdym miejscu naszego domu.

Jak rozkładają się u was kompetencje, kto odpowiada za co?
W wydawnictwie odpowiadam za wszystko, a Łukasz pomaga mi organizacyjnie i spina budżet. Natomiast w księgarni TaniaKsiazka.pl to on decyduje o większości rzeczy. Oczywiście, na bieżąco wymieniamy się informacjami, konsultujemy strategie i aktualną sytuację. Cały czas wzajemnie się wspieramy w działalności zarówno wydawniczej, jak i księgarskiej.

W domu też pojawia się temat pracy?
Chyba nie da się inaczej. Może to nie jest zbyt zdrowe i wielu ludzi powiedziałoby, że źle robimy, może kiedyś będzie ten moment, że przestaniemy przynosić pracę do domu, ale faktycznie sporo o niej teraz rozmawiamy, planujemy.

Autor: Rozmawiała Ewa Tenderenda-Ożóg