Z książek o Chopinie można ułożyć pokaźną bibliotekę — pisał w październiku 1961 roku Jarosław Iwaszkiewicz. — Znam przecie tę moją chopinowską półkę, a jest to tylko drobna część tego, co da się o nim zebrać”. Cytat ten zaczerpnąłem z najlepszego bodaj wyboru testów poświęconych kompozytorowi, jaki ukazał się z okazji dwusetnej rocznicy jego urodzin. Opublikowany został nie nakładem PWM czy Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina, instytucji jak najbardziej tematyce oddanym, ale w postaci 109. numeru „Zeszytów Literackich”. Prosty pomysł, a jakże trafny — są tu komentarze, wypowiedzi, cytaty, fragmenty wierszy, krótkich zapisków i długich powieści, w ten czy inny sposób tyczących się Fryderyka Chopina. Niektóre z nich zaskakują. No bo co powiedzieć o takich słowach: „Ja sam zawsze jeszcze nazbyt jestem Polakiem, by za Chopina nie oddać całej reszty muzyki”. I któż to się do takiego nacjonalizmu przyznawał? Friedrich Nietzsche w „Ecce Homo”. Ta zajmująca niemal połowę numeru antologia pozwala nam poznać, ilu ludzi na całym świecie wypowiadało się w ten czy inny sposób o naszym kompozytorze. Lista nie jest bynajmniej pełna, daleko jej do tego, tym niemniej spełnia rolę minibibliografii chopinowskiej, jakiej znaleźć nie sposób w Instytucie. Dwa regały oddane publikacjom w tym ładnym skądinąd budynku nie pokazują nawet pełnego zestawu opublikowanych w roku chopinowskim tytułów. Sprzedawca na pytanie, czy ma może jakiś ich katalog czy spis odpowiada jednoznacznym „nie”. A dlaczego? Bo nikomu nie przyszło do głowy, by to zrobić. Chopinowska proza Ukazało się rzeczywiście sporo tytułów. Wymieniam ubiegłoroczne, bo wpisują się bezpośrednio w chopinowskie celebracje, ale wspominam również starsze, które stanowiły podstawę dalszych prac lub też dziwnym trafem nie zostały teraz przypomniane. Sporo jest wznowień, choć uderza brak niektórych dzieł klasycznych, jak np. biografii autorstwa Ferdynanda Hoesicka czy Kazimierza Wierzyńskiego. Mamy za to jedną powieść współczesną („Dagerotyp”), jeden hit historyczny („Chopin i Potocka”), jedno odkrycie („Lukrecja Floriani”). I ani jednego wyboru poezji, która tak podobno inspirowała licznych twórców Potentat, czyli Instytut, też na nią miejsca nie znalazł, ale można go lubić za wiele innych publikacji, w tym za „Magazyn Chopin”, miesięcznik, który — wedle słów dyrektora NIFC Andrzeja Sułka — „ma wypełniać lukę na polskim rynku prasowym, gdzie w miejscu gazety muzycznej adresowanej do szerokiego grona zainteresowanego muzyką poważną, koncertami i fonografią ziała od wielu lat pusta dziura”. „Kalendarz 2010” jest z założenia wydaniem snobistycznym: gruba księga, zdecydowanie biurkowa, klarowny projekt Macieja Buszewicza, 3000 numerowanych egzemplarzy, jak można przeczytać w kolofonie. Tyle że ten elegancki a mało praktyczny tom dostępny jest w sklepie NIFC „sauté”, by tak rzec, z wolnym miejscem na wstawienie numeru. Ciekawym, ile egzemplarzy oznaczonych jest jedynką… Pociągająca graficznym wysmakowaniem jest seria szeroko pojętej prozy artystycznej, obejmująca na razie trzy tytuły. Najważniejszy to „Lukrecja Floriani George Sand (tłum. Zofia Jędrzejowska-Waszczuk), pierwszy polski przekład powieści napisanej w 1846 roku! Aż trudno uwierzyć, bo to wszak dzieło, które, zdaniem wielu chopinologów, zawiera klucz do rozpadu związku autorki z kompozytorem. Heinrich Heine komentował książkę po latach: „Ta emancypantka obeszła się obelżywie z moim przyjacielem Chopinem w obrzydliwej powieści bosko napisanej”. Pojawia się w niej wątek uczucia, które niespodziewanie łączy sławną aktorkę, z wyboru mieszkającą na prowincji z czwórką nieślubnych dzieci, i młodszego od niej arystokratę. Podobnie jak w romansie Sand i Chopina, para przeżywa okres wielkiego szczęścia, lecz zazdrość księcia przywodzi go do szaleństwa, ją zaś do śmierci: „Istotą jej życia była miłość; kiedy przestała kochać, musiała pożegnać się z życiem”. Sand przedstawiła się pod postacią Lukrecji, biednej ofiary męskiej neurastenii, choć protestowała przeciw takim porównaniom. Nikt jej nie wierzył, zaś przyjaciele Fryderyka nie kryli — jak Heine, Delacroix czy Liszt — swego zdegustowania. Autorkę „wsypał” zresztą własny syn, Maurycy, który zilustrował opowieść: książę Karol de Roswald ma rysy Chopina. W pieczołowicie przygotowanej polskiej edycji nie zapomniano o tych sztychach. Książka, dzięki pracy projektantów Magdaleny i Artura Frankowskich, wyróżnia się szykowną oprawą graficzną: wklejona na okładce ilustracja, drukowana wyklejka, kaligraficzny kartusz tytułu, dobre proporcje marginesów na kolumnach, wygodny format i zszywane arkusze, co pozwala łatwo tom otwierać mimo sporej jego grubości. Spod ich rąk wyszedł również tytuł Magdaleny Oliferko „Fontana i Chopin w listach”. Julian Fontana był kompozytorem i muzykiem, przyjacielem, opiekunem, nawet totumfackim Chopina, którego przeżył o 20 lat. Za życia Fryderyka przepisywał i edytował jego zapisy nutowe, po śmierci mistrza wydał — wbrew jego woli, ale podobno zgodnie z życzeniem rodziny — dwa zestawy kompozycji: opus 65-73 (23 utwory) oraz opus 74 obejmujący kilkanaście pieśni. Książka Oliferko to pozycja nader wartościowa dla badaczy, ale i dla przeciętnego czytelnika ciekawa — Fontana, także prawnik, żołnierz, publicysta i tłumacz, do swego adresata, Stanisława Koźmiana, historyka i krytyka teatralnego, śle listy pisane pięknym, bogatym językiem, o Chopinie opowiadając bez namaszczenia, ale i nie potępiając go. Uzupełnia ten materiał tom Jima Samsona „Cztery ballady”, rozprawa o metodzie muzycznej Chopina i historii jego ballad. Chopin z importu „Fryderyk Chopin” Jean-Jacques’a Eigeldingera (tłum. Renata Pragłowska-Woydtowa) to esej szwajcarskiego muzykologa i znawcy Chopina o jego życiu i twórczości. Piotr Mysłakowski zredagował „Pamiętniki Fryderyka hrabiego Skarbka”, ojca chrzestnego Fryderyka, ekonomisty, historyka i polityka. Jest to pierwsza pełna wersja pamiętników, uzupełniona z rękopisów, ilustrowana i opatrzona bogatymi przypisami i …