Poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Trzy głosy w sprawie
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru272


W 271. numerze Biblioteki Analiz Łukasz Gołębiewski podjął kwestię potrzeby zmian w zasadach działania Polskiej Izby Książki. Prezentujemy Państwu kolejne teksty poświęcone temu zagadnieniu. Ich autorami są: Barbara Jóźwiak – prezes Grupy PWN, Włodzimierz Albin – prezes Wolters Kluwer Polska oraz Piotr Dobrołęcki – wiceprezes Polskiej Izby Książki.

Polska Izba Książki to izba gospodarcza

Od jakiegoś czasu, przy okazji różnych dyskusji na temat PIK przypominam sobie (i innym), że organizacja ta jest izbą gospodarczą. Izbą gospodarczą, która niestety nie wypełnia takiej roli na co dzień, bowiem podstawowym jej zadaniem powinno być działanie na rzecz rozwoju i ochrony działalności biznesowej zrzeszonych członków. W moim przekonaniu, obecnie tak nie jest. Trzeba to zmienić, bo inaczej PIK popadnie w marginalizację zarówno w samym środowisku, jak i na zewnątrz.

Znamy narzekania obecnej Rady na brak środków i apele o dodatkowe składki, ale na kilkukrotne prośby dużych wydawnictw – które to głównie miałby ponieść ciężar dodatkowego finansowania – o przedstawienie listy projektów, które z dodatkowych składek miałyby być sfinansowane, a są ważne dla codziennej działalności wydawców – nie otrzymaliśmy żadnej konkretnej odpowiedzi. Żaden odpowiedzialny przed właścicielem menedżer nie wyda dodatkowej złotówki bez informacji, jakie korzyści z jej wydania miałyby wyniknąć. Wniosek 1: PIK musi przedstawić konkretny program korzystny dla wydawcy, który jako przedsiębiorca ma pełne prawo oczekiwać pomocy gospodarczej od swojej Izby. Skuteczny program PIK – czyli sprawy i kierunki, które uznamy za strategiczne i wspólne.

Skuteczne działanie wymaga jednorodności celów. To z kolei jest możliwe i łatwiejsze do osiągnięcia, gdy nie ma sprzeczności interesów wśród członków. Wniosek 2: Członkami PIK powinni być wydawcy.

Bez skutecznej organizacji i zarządzania efekty z reguły są mizerne lub w najlepszym razie przypadkowe. Bez skutecznego Biura i upełnomocnionego Dyrektora Biura, z kompetencjami reprezentowania Izby na zewnątrz, żadna Rada w obecnej formule działania nie będzie skuteczna. Najwyżej ulegnie inercji podążając za najsilniejszym – jak dzieje się to w przypadku obecnej kadencji. To prowadzi do działań arbitralnych i dyktatorskich. Wniosek 3: PIK musi dysponować dobrze zorganizowanym Biurem z odpowiednimi kompetencjami i pełnomocnictwami.

Komunikacja to podstawa. Oczywiste, ale jak rzadko skutecznie realizowane. To jeden z największych mankamentów obecnego działania. Brak konsultacji, brak reakcji na postulaty, w obie zresztą strony. Ale to, że członków PIK będzie trudno aktywizować, to akurat wiadomo od zawsze i nie tylko w PIK. Gorzej, gdy Rada Izby nie konsultuje się ze środowiskiem w istotnych sprawach. Nie pamiętam – oprócz prośby o finansowanie – aby Prezes lub Rada prosiła mnie bezpośrednio o konsultację, opinię, udział w międzynarodowej konferencji… Jestem przedstawicielem dużej grupy wydawniczej, mam długoletnie doświadczenie, mogłabym pomóc mimo braku czasu, ale pro wydawcy bono… Kontakty z innymi Izbami z branży, istotnymi organizacjami pracodawców, stowarzyszeniami, etc. Wniosek 4: PIK potrzebuje wprowadzenia nowej, skutecznej formy komunikacji i konsultacji ze środowiskiem i członkami.

Wniosków może (i powinno) być jeszcze bardzo wiele, ale już tylko te przytoczone oznaczają nieuchronne zmiany organizacyjne i programowe w PIK, zapewne włącznie z jej statutem. Nie mam też wątpliwości, że musimy wybrać nową Radę i Prezesa, którzy zrozumieją potrzebę zmian, będą otwarci na wyzwania i zadania, które stawia przed nami nowa „technologiczna” niełatwa przyszłość (nadchodzi szybciej niż się nam wydaje!) i będą działać na rzecz wydawców-przedsiębiorców. Musimy utrzymać nasze wydawnictwa, zadbać o pracowników i publikować jak najlepsze teksty. Inne „misyjne” cele i sprawy mogą być realizowane na zewnątrz przez wyspecjalizowane agendy. Czas na zmiany.

BARBARA JÓŹWIAK
PREZES GRUPY PWN

Przyszłość PIK

Redakcja Biblioteki Analiz poprosiła mnie o wyrażenie opinii na temat przyszłości Polskiej Izby Książki. Nie byłem wśród jej założycieli, moje wydawnictwo wstąpiło do PIK w połowie lat 90. Niemniej od 15 lat płacę składki, uczestniczę w Walnych Zgromadzeniach, a przez jedną kadencję miałem zaszczyt być członkiem Rady PIK. Te doświadczenia upoważniają mnie do kilku refleksji na ten temat.

Przez pierwszych kilka kadencji prezesem PIK był zawsze szef dużego wydawnictwa – najpierw Grzegorz Boguta z PWN, potem Andrzej Chrzanowski z WSiP. Było to potężne zaplecze, dzięki któremu Izba mogła się rozwijać i rosnąć nie narażając swoich zwykłych członków na nadmierne wydatki związane z finansowaniem swojej działalności. Także osobista pozycja prezesów tych wydawnictw w społeczeństwie pozwalała na funkcjonowanie PIK bez konieczności ponoszenia kosztów PR, marketingu itd. Uważam, że ta sytuacja w pewnym stopniu zdemoralizowała ruch wydawniczy. Otrzymaliśmy efekty, które były niewspółmierne do zaangażowania członków. A efekty te były bardzo znaczące i do dziś czerpiemy z nich jako przedsiębiorcy profity. Wspomnę tylko powtarzająca się walkę o odrębny VAT na książki, wiele korzystnych dla nas uregulowań prawa autorskiego i tym podobne. Efektem była także akceptacja swoistej urawniłowki: zróżnicowanie składek nie odpowiada zróżnicowaniu finansowemu wydawców, a szczególnie księgarzy. Jednocześnie nie stworzono struktury, która zachęcała by duże wydawnictwa do aktywnej działalności w PIK. Idea, że wszyscy członkowie ruchu wydawniczego są równi jest romantycznie piękna, ale rzeczywistość na rynku jest zupełnie inna. Nie możemy od niej abstrahować.

Do świata realnego wróciliśmy po roku 2000, kiedy okazało się, że nowi prezesi (a raczej ich firmy) nie udźwigną kosztów bycia zapleczem logistycznym PIK. Trzeba było wynająć biuro, zatrudnić więcej personelu. Okazało się też, że bardzo trudno jest być zarządzającym własnego, średniej wielkości biznesu, a jednocześnie aktywnie zarządzać PIK. Na to wszystko potrzeba pieniędzy, a tych po prostu nie ma. W dodatku na skutek naturalnego konfliktu interesów między wydawcami i księgarzami, którego nie udało się załagodzić wewnętrznie, PIK opuściła duża grupa księgarzy i hurtowników.

Aby sprostać zadaniu kolejni prezesi próbują realizować pomysły różnego rodzaju aliansów, dzięki którym mają się znaleźć pieniądze na działalność podstawową. Moim zdaniem z różnym skutkiem i czasami z kontrowersyjnym efektem dla ruchu wydawniczego. Takie działania widzimy także ostatnio i budzą znane wszystkim dyskusje.

Wydaje mi się, że 20 lat od założenia Polskiej Izby Książki, które minie we wrześniu, będzie dobrą okazją nie tylko do świętowania, ale i do przygotowania zasadniczych i potrzebnych zmian w funkcjonowaniu PIK. Bardzo łatwo jest powiedzieć, że PIK po prostu potrzebuje pieniędzy i one załatwią wszystkie problemy. Istnieje jednak jakaś przyczyna, dla której duże wydawnictwa, poproszone przez Piotra Marciszuk o zwiększenie finansowania, powiedziały zgoda, ale na konkretne projekty, które zaakceptujemy. Niechęć do podpisania „czeków in blanco” jest bardzo racjonalna – nie wszystkie działania obecnej Rady z prezesem na czele znajdują powszechną akceptację.

Zmiany, które, jak sądzę, są tym razem nieuchronne, powinny obejmować wszystkie aspekty funkcjonowania Izby, a więc: cele działania, strukturę niezbędną do realizacji tych celów oraz finansowanie.

Zacznijmy od celów działania PIK. Znajdziemy je zarówno w naszym statucie jak i w ustawie, na podstawie której Izba powstała. Oba dokumenty wstrzemięźliwie formułują zakres działania, zdając sobie sprawę, że zrzeszone w Izbie firmy to nie tylko koledzy po fachu, ale i konkurenci na trudnym wolnym rynku. Dlatego cele powinny być tak sformułowane, żeby nikogo nie faworyzować, wszystkim pomagać, a już na pewno nie konkurować z członkami Izby. Podchodząc do tego literalnie Izba powinna:
• W kontaktach z organami państwowymi:
– wyrażać opinię o ważnych dla branży projektach legislacyjnych, lobbować za rozwiązaniami korzystnymi dla członków (wszystkich!) oraz monitorować sytuację prawną zarówno w kraju, jak i za granicą; to ostatnie jest szczególnie ważne w przypadku praw autorskich i rozwiązań internetowych.
– na bieżąco oceniać, jak dotyczące nas przepisy prawne są wdrażane i jak funkcjonują.
• W ramach współpracy wewnątrz Izby:
– wspierać inicjatywy gospodarcze członków Izby, ale znowu w ten sposób, żeby nie faworyzować żadnej z grup uczestników Izby
– na przykład udział w targach międzynarodowych.
– promować rozwój zawodowy wydawców i ich pracowników
– promować i tworzyć warunki polubownego załatwiania sporów
– wydawać opinie o istniejących zwyczajach w działalności gospodarczej.

Nie wymyśliłem tych wszystkich punktów, ale pochodzą one wprost od naszego ustawodawcy, który w 1989 roku opanowany jeszcze ideą gospodarki liberalnej, zrezygnował zarówno z obowiązkowej przynależności do izb gospodarczych, ale też nie narzucał izbom działań, które w rezultacie prowadzą do różnych – izmów, które tak źle zapisały się w naszej historii gospodarczej.

Powiem szczerze, chciałbym, żeby aktywność Polskiej Izby Książki ograniczała się właśnie do tych działań. Wszelkie wykraczanie poza ten katalog, jakkolwiek pięknie może być oceniane z punktu widzenia inicjatywy społecznej, uważam za nieuprawnione i szkodliwe. Izba może stanowić forum, na którym wydawcy skrzykną się i zrobią coś razem. Ale wszelkie działania gospodarcze i quasi gospodarcze zawsze uderzą w kogoś z nas albo pozostawią kogoś niezadowolonego. Dlaczego mamy za to płacić? Ponadto, nie znam działań gospodarczych dobrze, efektywnie i z pożytkiem wykonywanych przez ciała społeczne i państwowe. Szkoda trochę na nie czasu.

Jesteśmy jako branża w nieco dla mnie ambarasującej sytuacji. Otóż nie słyszałem, żeby ktoś społecznie namawiał do konsumpcji stali, samochodów czy lekarstw. Robią to sami producenci, czasem pod pozorem akcji społecznej, jak to było niedawno z piciem mleka. Tymczasem do czytania książek namawiają wszyscy, gdyż to misja, kultura i rozwój. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ale stawia to Polską Izbę Książki przed ogromną pokusą włączenia się w ten ruch, a nawet przewodzenia mu. Tymczasem nie słyszałem, żeby jakiekolwiek badania rynkowe pokazały efektywność tych działań. A PIK robi to wydając pieniądze nasze i cudze od lat.

Nie słyszałem też nigdy, żeby izba producentów stali próbowała handlować stalą, tworzyć katalogi stali albo rankingi stali, a tymczasem nasza Izba próbuje to robić, angażując pieniądze nie tylko nasze, ale co gorsza – społeczne. Co więcej powołuje się przy tym na doświadczenia oraz przepisy europejskie, które jeszcze w naszym kraju się nie pojawiły. Po co? Nie mówiąc już o tym, że to wprost konkuruje z działaniami tych z nas, którzy chcą akurat książkami handlować, tworzyć ich katalogi i rankingi, angażując w to swoje pieniądze.

Ograniczmy te działania do minimum, w którym przyznawanie nagród i wyróżnień, organizowanie branżowych uroczystości i uczestnictwo w targach jest miłym i nikogo nie antagonizującym elementem. Uczestniczmy w działalności międzynarodowej, bo to honor i trzymanie ręki na pulsie przyszłych zmian. Ale może to wystarczy.

Działania wymienione na początku, niezbędne dla naszej branży, gdzie w dodatku mamy liczne sukcesy, są wystarczające. Resztę zrobią sami wydawcy, jak trzeba zrzeszając się w sekcje, jak ładnie to zadziałało w przypadku sekcji wydawców edukacyjnych trzy lata temu i sekcji wydawców elektronicznych teraz. Fakt, że wydawcy naukowi poza Izbą zdecydowali się sfinansować działania przeciw piractwu na wyższych uczelniach jest w rezultacie dość smutny.

Ktoś powie, że mieliśmy sukcesy na przykład przy negocjacjach z firmami wysyłkowymi. Czy naprawdę warte były wysiłku negocjacyjnego? Ja zapamiętałem głównie to, że ponad połowa przesyłek realizowanych przez firmę Opek pochodziła z firmy Dom Wydawniczy ABC. A to stanowiło podstawę ceny, którą wynegocjowaliśmy.

Rekomendowany przeze mnie katalog działań ma jeszcze jedną pozytywna cechę – ich koszty dadzą się dobrze i precyzyjnie określić, w przeciwieństwie do przedsięwzięć o charakterze quasi biznesowym i quasi promocyjnym, które sensu za dużego nie mają.

Kto powinien te działania prowadzić? Zgadzam się z Łukaszem Gołębiewskim, że obecna struktura temu nie podoła. Jeśli nie chcemy się ograniczać do prezesów dużych wydawnictw albo do pasjonatów, jak Piotr, Dorota i Andrzej z ostatnich trzech kadencji, musimy te strukturę ucywilizować. Musi powstać stanowisko dyrektora wykonawczego, dobrze opłacanego fachowca – lobbysty, który będzie na co dzień kierował pracą Izby. Pewnie oprócz zaplecza sekretarskiego powinien mieć osobę zajmująca się kontaktami z zagranicą. Prezes i Rada PIK, powinni spełniać role rady nadzorczej przedsiębiorstwa, w tym prezes – najważniejszej osoby ruchu wydawniczego, obecnej w mediach i rozpoznawalnej społecznie. Zgadzam się z Łukaszem, że obecna praktyka wybierania członków rady na życzenie prezesa jest wadliwa. Ale powstała ona jako odpowiedź na sytuację, w której prezes, nie mając aparatu wykonawczego, chciał przerzucić na Radę cześć swoich obowiązków, czyniąc z niej swoisty aparat wykonawczy. Powiedzmy sobie szczerze – aparaty wykonawcze działające społecznie na dłuższa metę się nie sprawdzają.

Jak zapewnić w tej strukturze miejsce dla przedstawicieli dużych i średnich wydawnictw, które powinny to w większości sfinansować? Nie wiem czy to potrzebne. Rozsądny prezes i Rada będą musieli się z nimi spotykać i konsultować. Nierozsądni po trzech latach kadencji pewnie będą musieli odejść.

Ta struktura wymaga finansowania o wiele większego niż obecnie. Oceniam, że samo funkcjonowanie, z udziałem kosztów ekspertów od prawa i technologii, to minimum 100 tys. zł miesięcznie. Mówimy więc o budżecie dwa razy większym niż obecnie. Przy 200 członkach to 6000 zł rocznie, 500 zł miesięcznie. Czy nasza branża nie jest w stanie temu podołać?

WŁODZIMIERZ ALBIN
WOLTERS KLUWER POLSKA

Tylko silna Izba

Łukasz Gołębiewski publikując w poprzednim numerze Biblioteki Analiz prowokujący do dyskusji tekst o przyszłości Polskiej Izby Książki sprowokował również mnie do zabrania głosu na ten temat. Czuje się do tego zobowiązany, gdyż od trzech kadencji izbowych władz jestem z nimi nie tylko związany, ale współodpowiedzialny za podejmowane (lub zaniechane) działania, szczególnie w obecnej kadencji, gdy jestem wiceprezesem. Tak długie działania w naszym samorządzie gospodarczym i zebrane doświadczenia spowodowały też, że mam swoje przemyślenia, jak Izba powinna działać.

Zacznę od przypomnienia, że PIK, jak zresztą wszystkie izby, jest formą samorządu gospodarczego i tylko przez izbę przedsiębiorcy reprezentowani są – zgodnie z przepisami – wobec władz ustawodawczych i wykonawczych państwa. Jest to szczególne uprawnienie, którego ustawodawca nie przyznał innym formom zrzeszania się – stowarzyszeniom, towarzystwom czy klubom. W praktyce sprowadza się to do opiniowania aktów prawnych z dziedziny, w której działa dany samorząd czyli izba, uczestnictwo w posiedzeniach komisji sejmowych czy obowiązek przedstawicieli władz do spotkania się z przedstawicielami Izby na ich wniosek. I w tym widzę klucz do przyszłych działań Izby – wykonywanie obowiązków reprezentacji środowiska i podejmowanie działań leżących w interesie swoich członków. Wszystkie inne inicjatywy leżące w szeroko rozumianym interesie społecznym Izba powinna wspierać, ale nie angażować w nie swoich sił i środków finansowych, bo tych jest zawsze za mało na sprawy zasadnicze. A więc zawsze ważniejszy powinien być zerowy VAT niż akcje promocji czytelnictwa.

To nie znaczy, że nie doceniam potrzeby prowadzenia takich akcji, wręcz odwrotnie, jestem wielkim zwolennikiem wszelkich działań dla promowania książki i czytelnictwa, ale tu widzę miejsce dla takich instytucji jak Instytut Książki (świetny projekt Klubów Książki) – ze strony państwa, czy wspaniała kampania „Cała Polska czyta dzieciom” Ireny Koźmińskiej – ze strony społecznej. I do tego trzeba tu od razu stwierdzić, że to wszystko za mało, że zgodnie z apelem, jaki Beata Stasińska wygłosiła na niedawnym Kongresie Kultury Polskiej, powinna być podjęta wielka ogólnonarodowa akcja promocji czytelnictwa wśród młodzieży, a której pozytywne skutki będziemy mogli docenić w ciągu następnych dziesięcioleci. Jeżeli tego nie zrobimy, to zamiast docenić będziemy płakać nad rozlanym mlekiem i rozpaczać nad poziomem cywilizacyjnym następnych pokoleń. I tego powinniśmy się domagać od państwa, które wreszcie – jak apelowała Beata Stasińska i inne osoby rozumiejące powagę sytuacji – powinno przeznaczyć ten niemal symboliczny jeden procent budżetu na kulturę. I to wszystko Izba powinna wspierać, podtrzymywać, umacniać, ale nie musi się angażować w sprawy organizacyjne, a zwłaszcza wydawać na to pieniądze.

Zastanówmy się teraz kogo nasza Izba obecnie reprezentuje. Odpowiedź jest prosta – w zasadzie jest to izba wydawców. A pamiętamy, że gdy Izba powstawała we wrześniu 1990 roku wówczas reprezentacja wydawców i księgarzy była w niej bardzo zrównoważona. Ale z grona członków Izby w ostatnich latach ubywało księgarzy, szczególnie po powołaniu w 2006 roku odrębnej Izby Księgarstwa Polskiego. Organizacja ta, przy jej wszystkich niewątpliwych zasługach, jest jednak znacznie słabsza od PIK chociażby z uwagi na swój krótki„życiorys”. Dlatego PIK powinien w dalszym ciągu utrzymywać ścisły „sojusz” z IKP pomimo naturalnej różnicy interesów między dwoma środowiskami i razem – jako jedyne dwie uprawnione do tego izby gospodarcze – występować wobec władz i wysuwać nasze wspólne żądania.

Uważam nawet, że trzeba iść jeszcze dalej w kierunku integracji środowiska. W działaniach, jakie podjęliśmy w ostatnich latach próbowaliśmy jednoczyć wszystkie organizacje branżowe. Zaprosiliśmy do Izby – jako członków zbiorowych – dwie mniejsze, ale znaczące organizacje wydawców: Stowarzyszenie Wydawców Katolickich, a potem Stowarzyszenie Wydawców Szkół Wyższych. Kilkakrotnie w różnych sprawach występowaliśmy razem w jeszcze szerszym gronie, raz nawet minister kultury z inicjatywy PIK przyjął przedstawicieli 11 organizacji branżowych, które jednym głosem przedstawiły wspólne stanowisko. Było to 23 kwietnia 2007 roku, a ministrem był wówczas Kazimierz Michał Ujazdowski, zaś temat był fundamentalny – utrzymanie zerowej stawki podatku VAT po 1 stycznia 2008 roku. I takie wspólne działania, noszące wręcz charakter presji, powinny być kontynuowane. Dlatego cenną inicjatywą było powołanie w 2008 roku Komitetu Porozumiewawczego Bibliotekarzy, Księgarzy i Wydawców. W pierwszym okresie zadaniem Komitetu była wspólna organizacja obchodów Światowego Dnia Książki, jednak istnieją perspektywy, aby Komitet zajął się również innymi wspólnymi sprawami. Oprócz obu wspomnianych izb i obu wymienionych już stowarzyszeń wydawców do Komitetu należą jeszcze PTWK, SKP i – co jest szczególnie ważne – SBP, najliczniejsza organizacja zawodowa w sferze kultury, która z uwagi na swą długą tradycję i poziom zorganizowania od lat znacząco wpływa na sprawy leżące w interesie jej członków. Konkludując ten wątek – PIK ma wielkie możliwości, aby w ścisłym porozumieniu z innymi organizacjami, a nawet na ich czele, z sukcesem dążyć do rozwiązań w sprawach dla nas, czyli jej członków, najważniejszych. Jednym ze wspólnych środków nacisku może być wstępnie zarysowany w swej idei odrębny Kongres Książki, który mógłby się odbyć w drugiej połowie tego roku.

A jakie to są sprawy? Odpowiedź nie jest trudna dla każdego, kto śledzi nasze środowiskowe spory z ostatnich miesięcy. Pomimo, że „na zewnątrz” nie wydaje się sporna sprawa podatku VAT i nasze oficjalne stanowisko środowiskowe jest jednolite i domagamy się przedłużenia tego przywileju na lata następne, to przecież w wielu rozmowach słyszymy, że są wydawcy opowiadający się za wprowadzeniem podatku VAT na książki, chociaż zawsze jest to oczekiwanie, że podatek ten nie będzie 22-proc., lecz koniecznie obniżony. Nie wchodząc teraz w dyskusję, do jakiego poziomu podatek ten może być obniżony (3 czy 7 proc.?), to takie opinie istnieją i trzeba je nie tylko przyjąć do wiadomości, ale też uwzględnić w naszych postulatach.

Spór, który wybuchł niedawno i jest obecnie najbardziej „rozgrzany” to sprawa egzemplarza obowiązkowego i to już nie dążenie do zmniejszenia liczby tych egzemplarzy w formie papierowej, do czego przychyla się nawet coraz większa liczba wpływowych autorytetów ze świata bibliotek, ale sprawa, która wręcz wybuchła w tym roku czyli obowiązek przekazywania egzemplarza elektronicznego do zbiorów bibliotecznych – oczywiście bezpłatnie i do którego chciałyby mieć dostęp coraz liczniejsze biblioteki, a na pewno biblioteki uniwersyteckie, nawet te, których nie ma na obecnej – niezwykle „rozdmuchanej” – liście placówek uprawnionych do otrzymywania egzemplarza drukowanego. Paradoksalnie jednak ta sytuacja stawia środowisko wydawców w zupełnie niezłej pozycji przetargowej, bo jak dotąd nie ma obowiązku przekazywania egzemplarzy elektronicznych do zbiorów bibliotecznych i ostateczne przyjęcie takiego rozwiązania powinno być przez państwo w odpowiedni sposób wynagrodzone wydawcom. Wynegocjowanie najkorzystniejszych dla wydawców zasad takiego rozwiązania będzie jednym z najważniejszych zadań dla Izby w nowej kadencji.

Inny palący temat w ostatnich latach to katalog składowy. Tutaj też są różnice zdań i to bardzo poważne. Jedni argumentują, że wszystkie cywilizowane rynki mają takie od lat funkcjonujące katalogi, inni stwierdzą, że jak od dwudziestu lat takiego katalogu nie mamy, to widać, że nie jest tak bardzo potrzebny i spokojnie jakoś dajemy sobie radę bez niego. Tę sprawę również trzeba rozstrzygnąć.

Inne sprawy – niezbędny jest udział Izby w kształtowaniu kalendarza targów książki. Dobry przykład SWSW, które ma decydujący głos w tej sprawie w zakresie targów czy salonów książki akademickiej powinien być zastosowany również dla najważniejszych imprez targowych. Od lat istnieje zrozumienie z organizatorami krakowskiej imprezy, nowa inicjatywa w Warszawie jest realizowana przy współudziale wydawców, więc i tu można liczyć na zrozumienie, ale nie wszyscy organizatorzy targów doceniają współpracę z wydawcami, co kończy się w sposób, jaki ostatnio widzimy.

W sprawach wewnętrznych Izby są trzy problemy, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę. Pierwszy to wzmocnienie biura, jego roli, ale też i zwiększenie obowiązków. Wymaga to umiejętności organizacyjnych i konsekwencji w działaniu, a także zapewnienia większych pieniędzy. Związane jest to z budżetem, który wymaga znaczącego wsparcia ze strony dużych wydawców, ale taka deklaracja ze strony kilku czołowych edytorów już padła, tylko trzeba spełnić postawiony przez nich warunek – odpowiednio umotywować przeznaczenie dodatkowych kwot.

Drugi problem wewnętrzny to właśnie zaangażowanie większej grupy członków Izby w jej działania, chociażby przez konsekwentne wykorzystanie potencjału, jaki daje powołane już gremium największych wydawców. Regularne spotkania tego grona i dyskusja nad najważniejszymi problemami pozwoli na uniknięcie przykrych konfliktów i umożliwi wytyczanie kierunku działania.

I trzecia sprawa – aktywność PIK na forum międzynarodowym. Że jest to potrzebne, nie ma wątpliwości, bo przecież ośrodek podejmowania wielu fundamentalnych decyzji przeniósł się do Brukseli i do ciał wspólnotowych. I dlatego słuszny jest postulat rozszerzenia liczby osób uczestniczących w działaniach zagranicznych, a w naszym środowisku nie brak osób posiadających własne doświadczenia we współdziałaniu z partnerami zagranicznymi.

Wszystkie te – i inne – sprawy są do rozwiązania, ale pod kilkoma warunkami. Chodzi o to, aby osoby wybrane do władz Izby w najbliższych wyborach kierowały się wyłącznie zdrowym rozsądkiem, żeby odrzuciły partykularne interesy i posiadały umiejętność patrzenia szerzej na problemy całego środowiska, a do tego posiadły umiejętność słuchania i godzenia racji wszystkich członków. Tylko tyle i aż tyle.

Piotr Dobrołęcki