„W maju zeszłego roku WS PWN zwróciły się do organów skarbowych z prośbą o wiążącą interpretację podatkową – czy koszt przekazania nauczycielom egzemplarzy podręczników można zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu. Fiskus odpowiedział, że nie. Spółka nie zgodziła się z interpretacją fiskusa i zaskarżyła ją do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Sprawa jest jedną z pierwszych, w których do sądu zaskarżono tzw. wiążącą interpretację wydaną przez fiskusa” „2,9 mln zł to wynagrodzenie WSiP za wydanie i dystrybucję dwunastu podręczników szkolnych dla uczniów z upośledzeniem umysłowym i niesłyszących na zamówienie MENiS” W prasie od morza aż do Tatr zapanowała względna cisza, ale dwa teksty warto odnotować. W pierwszym aż skrzy od przedziwnych liczb i opinii, autorka stosując system „cytatów nie wprost” naciągane interpretacje wkłada także w usta dyrektora Instytutu Książki. Ciekawe, czy dobrze zrozumiała Andrzeja Nowakowskiego. Miejmy nadzieję, że nie. W drugim obserwujemy walkę Wydawnictwa Szkolnego PWN z urzędem skarbowym – a to zawsze ciekawe. Pojawiło się też kilka innych, już mniej pasjonujących… „Gazeta Krakowska” 19 października drukuje tekst Ewy Kozakiewicz poświęcony czytelnictwu „Kto czyta więcej od Wojtka?”. Czytamy w nim m.in. „Średnia europejska czytelnictwa nie odbiega od naszej – podaje Instytut Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. (…) W Europie książek nie czyta 42 procent społeczeństwa, u nas 44 procent. Mieścimy się zatem w średniej europejskiej? Teoretycznie tak, tylko że w Europie do statystyk nikt nie wlicza podręczników – a u nas tak. Zwraca na to uwagę Andrzej Nowakowski, dyrektor Instytutu Książki. Jeśli ze statystyk wyeliminujemy podręczniki szkolne – a wśród wyodrębnionych typów najpopularniejszych książek największą poczytnością cieszą się właśnie lektury szkolne i podręczniki, które czyta 20 procent społeczeństwa – to można powiedzieć, że prawdziwych czytelników mamy naprawdę niewielu. Po takim zabiegu różnica między Polską a np. Niemcami jest ogromna. Liczba książek przypadająca na deklarowanego czytelnika w Niemczech wynosi 10, w Polsce waha się w granicach 1-2. (…) Aspekty ekonomiczne rynku księgarskiego mają niebagatelne znaczenie i choć to najmniej dochodowa gałąź gospodarki, to jednak wartość światowego rynku książki oceniana jest na 57 miliardów euro, z czego na UE przypada 21 miliardów. (…) Największe znaczenie i wpływ (…) mają jednak uregulowania prawne, w tym ustawa o podatku VAT. Zanim weszliśmy do Unii, nasza stawka na książki wynosiła 0 procent. Po akcesji wzrosła. Wydawało się, że z VAT-em wzrosną ceny książek, tak się nie stało, a podwyżkę VAT-u najboleśniej odczuli drukarze, nie wydawcy”. Aż prosi się o omówienie. Najpierw cytowane liczby z Biblioteki Narodowej. Autorce chodzi zapewne o wyniki badań z 2002 roku, kiedy 56 proc. Polaków deklarowało przeczytanie co najmniej jednej książki rocznie! Czyli 44 proc. Polaków deklarowało, że w ostatnim roku (!) nic nie czyta. Teraz normy europejskie. Cytowane w tekście 42 proc. to zapewne wyniki badań Eurobarometr z 2001 roku, przeprowadzonych dla ówczesnych 15 członków UE. Teraz co do 20 proc. społeczeństwa czytających podręczniki i lektury. Biblioteka Narodowa w ogóle nie ankietuje ludzi do 15. roku życia. W grupie 15-19 lat (takich respondentów było 106 na 1008 badanych w 2002 roku) 14 proc. deklarowało, że nic nie czyta w ciągu roku! Nic, to ciekawe. Wśród tych czytających 86 proc. aż 66 proc. deklarowało czytelnictwo sporadyczne – wg BN 1-6 książek rocznie – a tylko 33 proc. deklarowało czytelnictwo na poziomie siedmiu książek i więcej. Podsumujmy: w grupie respondentów w wieku 15-19 lat 14 proc. deklaruje, że nic nie czyta, …