Wtorek, 11 kwietnia 2006
Rozmowa ze Stanisławem Lemem
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru4/2006
– Czy z pomocą fantastyki odrywał się pan od niewygodnej rzeczywistości, czy wprost przeciwnie – ukazywał ją na swój sposób? – Byliśmy z żoną w Pradze, kiedy w Czechosłowacji został właśnie świeżo wydany „Eden”. Wędrowaliśmy od hotelu do hotelu i wszędzie było pełno. Ale w jednym z tych hoteli był taki recepcjonista w okularach, który popatrzył na mnie i mówi: „Vyste Lem? To vyste napisali ten „Eden”? Ja dobrze rozumim, o co tam chodilo!”. I dał nam klucze do pokoju. Ludzie bystrzy, inteligentni, zwłaszcza z naszych stron, mówiąc nieco metaforycznie, ci, którzy nosili „jarzmo komunistyczne” dobrze rozumieli, o czym ja piszę. Chociaż był też u mnie facet z Argentyny, który czytał po hiszpańsku „Pamiętnik znaleziony w wannie” i mówił, że to zupełnie jest Argentyna. Oczywiście, nie zajmowałem się tylko aluzjami. Nie po to pisałem. Co wygląda na aluzję, mogłem się zorientować po tym, czego mi nie wydawano w tak zwanych „demoludach”, inaczej „kadeelach”. No więc po pierwsze zaczęło się od tego, że i w kraju mnie nie chcieli wydawać. Sześć lat prawie czekałem na „Szpital przemienienia”. Ale duże trudności miałem właściwie i z „Obłokiem Magellana”. Ze wszystkim. Wtedy jeszcze cybernetyka była burżuazyjną łże-nauką i ja ją przerobiłem na mechaneurystykę. Wewnętrzny recenzent, to był profesor Złotowski, który potem dał dyla do Stanów Zjednoczonych, ale przedtem zrobił na mnie donos, że jestem przemytnikiem ideologicznym. – Kryptocybernetykiem? – Tak. A na samym początku nawet do „Astronautów” w Sowietach się przyczepili i chcieli wprowadzić kilkadziesiąt poprawek. Ja się nie zgodziłem na żadne i w końcu wydali bez poprawek. Bo to wszystko ulegało powolnemu rozmiękczaniu. – Jako jeden z pierwszych, w „Wysokim Zamku”, przyznał się pan do swego lwowskiego pochodzenia. Inni wówczas byli uparcie „rdzennymi” krakowianami, wrocławianami, sczecinianami. – Książka wyszła w Wydawnictwie Ministerstwa Obrony Narodowej i to pomogło [śmiech]. Otrzymałem wtedy dużo listów od ludzi, którzy w życiu nie brali do ręki żadnej literatury science-fiction, ale jak się dowiedzieli, że tam są opisane różne miejsca we Lwowie, to się oczywiście na „Wysoki Zamek” rzucili. Ale mój stosunek do Lwowa… To jednak muszę powiedzieć… Nie należę ani do Towarzystwa Miłośników Lwowa, ani nie zbieram pamiątek, ani nie mam w szufladzie kamyka ze Lwowa. Jak byłem w Moskwie, proponowano mi kilkakrotnie, abym Lwów odwiedził, to powiedziałem tak: „Jeżeli się żyło z ukochaną kobietą, najdroższą, i potem, mniejsza z tym, czy ona sama chciała, czy ją ktoś zabrał, ona żyje już z kimś innym, no to muszę powiedzieć, ja nie będę jej odwiedzał, jak ona jest z tym innym”. Dlatego niechętny jestem tym wszystkim wspominkowym książkom, pisanym po to, żeby się roztkliwiać… Lwów był. Ale już go nie ma. – Od dawna, czytając pańskie książki, zauważałem, że bardzo mało piszą o panu krytycy, polscy w każdym razie. – Tak, to prawda. – I co się dzieje? Najlepsza dla mnie książka pańska i może jedna z najlepszych polskich i światowych: profetyczna „Summa technologiae”, napisana na wiele lat przed Tofflerem i jego okrzyczanym „Szokiem przyszłości”… – Tak, w roku 1963… – Pozostała wówczas prawie nie zauważona. Jak pan myśli, dlaczego nie przyjęliśmy w Polsce nie tylko w latach 60., ale i w 70., i w 80., tego, co pan w niej zawarł? – Są tego cztery powody. Pierwszy jest taki, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Nemo propheta in patria sua. To takie przysłowie łacińskie, które pokazuje, że już starożytni Rzymianie mieli z tym problem. Po drugie, ja na takiej grzędzie siedziałem, która była poza obrębem zainteresowań polonistów. Bo krytycy to poloniści. Po trzecie: Roma lucuta, causa finita. W tym sensie, że wprawdzie nie Rzym się wypowiedział o mnie, ale Kołakowski. A był jedynym poważnym filozofem polskim, który napisał o tej książce …
Wyświetlono 25% materiału - 605 słów. Całość materiału zawiera 2422 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się