– Wyjaśnijmy na początek, jak doszło do powołania obu panów do zarządu WSiP. 30 września po raz kolejny zbiera się Rada Nadzorcza, głosuje nad wyłonioną w drodze konkursu finałową dziesiątką, po czym dowiadujemy się, że do zarządu wybrano osoby, których w niej nie było. Bogusław Dąbrowski: – Wiedza, którą posiadam, także kończy się na poranku 30 września. Nie ukrywam, że moje nazwisko pojawiało się wcześniej w różnych konfiguracjach personalnych, ale – jak sami zwracaliście uwagę w swoich tekstach – rozmaite nazwiska podawano na tzw. giełdzie. Kiedy wymieniono mnie jako potencjalnego kandydata na prezesa WSiP, oczywiście wyłączyłem się z obrad i z późniejszego głosowania. Stało się to właśnie 30 września. – Pańska decyzja tożsama była ze zgodą na wzięcie pańskiej kandydatury pod rozwagę? B.D.: – Można tak powiedzieć. Jak później przebiegało głosowanie, nie wiem. Podobnie jak wszyscy, znam tylko jego wynik. Dostałem siedem głosów „za” przy jednym wstrzymującym się. – Nie wie pan, do kogo należał ten ostatni? B.D.: – Nie wiem, nie chcę dociekać, a nawet nie mogę. – Rozumiemy, że mizeria wśród przepytywanych kandydatów była tak wielka, że członkowie Rady zaczęli poszukiwać prezesa wśród siebie. B.D.: – Pozwolą panowie, że nie zdradzę kulisów konkursu. O mizerii jednak bym nie mówił. – Pan miał swojego faworyta? B.D.: – Miałem. Rada nadzorcza – jako całość – postanowiła jednak inaczej. – A jak w ogóle trafił pan do Rady Nadzorczej WSiP? B.D.: – Moją kandydaturę zgłosił jeden z funduszy inwestycyjnych. Jednak zgodnie z kodeksem spółek handlowych w Radzie nie reprezentuje się interesów poszczególnych akcjonariuszy, ale interes firmy, którą się nadzoruje. Z tym że członkowie Rady Nadzorczej różnie mogą ten interes rozumieć. Ja chcę być lojalny wobec WSiP. – Długo trwało głosowanie nad pańską kandydaturą? B.D.: – Trochę sobie poczekałem. [śmiech] – Siedział pan jak na szpilkach? B.D.: – Wszystko mogło się zdarzyć. Miałem inne plany zawodowe. Widząc jednak, że Rada nie może się porozumieć, a poszukiwany jest kandydat z mocnym poparciem jej członków, zgodziłem się. – A pan, panie Tomaszu, jak tu trafił? Tomasz Gigol: – Propozycja wyszła z mojej strony. Od początku chciałem zasiąść w zarządzie WSiP, ale nie w fotelu prezesa. Liczyłem na stanowisko członka zarządu ds. handlu i marketingu. Poszukiwałem kontaktu z członkami Rady Nadzorczej i akcjonariuszami wydawnictwa, a kiedy znalazłem – złożyłem papiery. Choć było już po terminie. – WSiP tracą udziały w rynku. Akcjonariusze postawili przed panami zadanie powstrzymania tej tendencji. Jak to chcecie zrobić? Tu ciekawe może się okazać spojrzenie członka zarządu, który przyszedł z firmy konkurencyjnej, kulturowo zupełnie innej, która mocno szła do przodu. T.G.: – Powiedzmy sobie szczerze, że Ameryki żaden z nas tu nie odkryje. Wiadomo, że te segmenty, w których firma jest mocna, nadal trzeba wzmacniać, a te, w których jest słaba, trzeba wzbogacić o nowe produkty lub poprawić marketing już istniejących. Trzecie pole do eksploatacji powstanie po zapowiadanej zmianie podstaw programowych. Jedni postrzegają ją jako zagrożenie, my widzimy w niej szansę, dzięki której w 2007 roku będziemy mogli mówić o znaczącej poprawie wyników. B.D.: – Dla WSiP najważniejsza będzie koncentracja na głównym obszarze działalności, czyli na książkach szkolnych. – Pan Gigol wspominał o wprowadzeniu nowych produktów. To dość kosztowne przedsięwzięcie. Możecie powiedzieć, kiedy należy się ich spodziewać i co to będą za produkty? B.D.: – Nad częścią z nich wydawnictwo pracuje już od dawna. Nam pozostaje przyjrzeć się im i zdecydować o wprowadzeniu na rynek. Dzisiaj po raz pierwszy uczestniczyłem w kolegium wydawniczym i muszę powiedzieć, że nowych projektów jest bardzo dużo. Nie przyszliśmy na ugór. Chcemy skupić się na gimnazjum i liceum – w tych segmentach na przestrzeni ostatnich pięciu lat straciliśmy kilkadziesiąt mln zł. Także na nauczaniu początkowym. – W jakim stopniu możliwy jest wzrost organiczny przychodów, czyli bez kupowania innych wydawnictw lub linii produktowych? Mamy przecież niż demograficzny. B.D.: – Musimy przyjrzeć się nowym projektom wewnątrz firmy. W końcu na rynku są wydawcy, którzy rosną mimo niżu demograficznego. – Które z segmentów postrzegacie jako stosunkowo łatwe do odzyskania? T.G.: – Nie ma „łatwych” segmentów. Konkurencja jest ogromna. – Ale na jedne rynki łatwiej wam będzie wejść, a na inne trudniej. B.D.: – Zgadza się i dlatego zaczniemy od tych, na których umacnianie naszej …