środa, 23 sierpnia 2006
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru8/2006


– W swoim kraju zdobyła już pani nazwisko, osiągnęła sławę…
– W Chorwacji zdobyłam sławę dzięki pierwszej książce, zbiorowi wierszy. Jednak ta sława nie podobała mi się. I elegancko, po kilku miesiącach „pławienia się” w niej, strząsnęłam ją z ramion, podziękowałam, ukłoniłam się i sławie, i tym wszystkim, którzy chcieli ze mnie zrobić coś, co w ciągu kilku lat przerodziłoby się w produkt literacki… Odrzuciłam taką perspektywę.

– To niełatwa decyzja.
– Na pewno niełatwa. Ale sama siebie nie odbieram jako ambitną pisarkę, która pragnie tylko osiągnąć sukces. Moja pozycja startowa musi być czysta. Ważne jest, abym umiała uchwycić jakąś czystość i prostotę, szacunek i otwartość wobec siebie samej, abym mogła zrobić coś, co będzie dobre i co dla innych byłoby znaczące.

– Forma jest dla pani mniej ważna?
– Forma jest ważna, jednak wierszy już więcej nie piszę.

– Jest pani związana z chorwackim tygodnikiem „Feral Tribune”, krytycznym wobec aktualnej chorwackiej rzeczywistości, w którym zamieszcza pani teksty o charakterze dziennikarskim.
– Są to reportaże i proszę przyjąć, że to nie literatura. Oczywiście, jest w nich pewien walor literacki, ale ja tych tekstów nie traktuję jako literaturę. Jako literaturę mogę potraktować zbiór opowiadań, jaki ukazał się w ubiegłym roku pod tytułem „Biele vrane. Price iz Istre”…

– …czyli „Białe wrony. Opowiadania z Istrii”.
– Jest to jednak literatura „lżejszej” wagi, jeżeli można tak powiedzieć, przeznaczona dla szerokiej publiczności. Opowiadania te powstały w czasie mojej już sześcioletniej pracy dla „Feral Tribune”, a tam praktycznie tydzień w tydzień publikuję reportaże i trochę innych form dziennikarskich jak wywiady czy teksty o książkach zagranicznych wydanych w Chorwacji. Nie wypada mi jako chorwackiej pisarce pisać o książkach innych chorwackich pisarzy.

– A co dzisiaj może pani – właśnie jako chorwacka pisarka – powiedzieć o swoim kraju czytelnikowi z zagranicy?
– Wymagałoby to napisania dłuższego eseju. Może jako ilustrację powiem coś o sobie. Urodziłam się w małym przemysłowym mieście oddalonym od stolicy kraju o 45 min. jazdy samochodem, wyrosłam w typowej rodzinie chorwackiej z bardzo surowym systemem wychowania, gdzie „artysta” i „poezja” albo „literatura” były słowami brzydkimi. Ludzie, którzy się tym zajmują, są szkodnikami, nie pracują przecież, nie przynoszą nic dobrego społeczeństwu. Dlatego było mi bardzo trudno stworzyć swój obszar wolności. Pomimo, że minęło od tego czasu sporo lat, dalej walczę o taką przestrzeń dla siebie, bo żyjemy w społeczeństwie, w którym tak naprawdę wolność myślenia nie jest oczekiwana. I tak było kiedyś, i tak jest i dzisiaj. Mówię o stanie duchowym naszego społeczeństwa, o tym, do czego ono dąży. I co z tego, że mamy dzisiaj państwo demokratyczne? Dalej się myśli w ten sam sposób, jak i dawniej. W dalszym ciągu nie są potrzebni ludzie, którzy myślą krytycznie, chociażby szerzej od „wyznaczonego” sposobu myślenia.

– Czy czuje się pani ofiarą wojny w Chorwacji w latach dziewięćdziesiątych?
– Nie jestem ofiarą tej wojny w rozumieniu klasycznym. Moi rodzice żyją, nasz dom nie został zburzony, nie byłam ranna, w tym sensie nic złego mi się nie przytrafiło. Ale z pewnością jestem tak samo poszkodowana, jak każdy inny mieszkaniec tego kraju…

– Nowa pani książka zawiera opowiadania, których akcja dzieje się na półwyspie Istria, miejscu ulubionym przez setki tysięcy turystów, dla których jest to bajkowy kraj…
– Na pewno nie znajdą tej bajki w mojej książce. To inna Istria. Piszę o miejscu, gdzie teraz żyję i gdzie żyją inni zwykli ludzie. Tych miejsc turyści albo zupełnie nie znają, albo nie chcą ich poznać.

Pisarka urodziła się w 1971 roku w Sisku, ukończyła komparatystykę i filozofię w Zagrzebiu. Publikuje w wielu czasopismach. Mieszka obecnie w Puli. Po polsku ukazała się jej powieść „Murzyn” (Czarne, 2005) oraz opowiadanie „Gustavo Pulitzer Finali” w zbiorze „Znikająca Europa” (Czarne 2006). Oba utwory przetłumaczyła Dorota Jovanka Ćirlić.

Autor: ROZMAWIAŁ PIOTR DOBROŁĘCKI