W wąskiej uliczce przy Wydziale Nauk Społecznych UAM w Poznaniu stoi od wielu lat mała blaszana budka. Nie reklamuje się szczególnie – z wyklejonych folią samoprzylepną napisów „KSERO” „dla studentów 10 gr” odpadają litery. Mimo to w środku wciąż są klienci. Czasem – szczególnie w czasie sesji – kolejka wystaje daleko na chodnik, bo w środku prawie nie ma miejsca. Ostatnio była tu policja. – Wpadło trzech funkcjonariuszy z nakazem przeszukania – mówi właściciel. – Podobno dostali doniesienie, że ja tutaj łamię prawa autorskie. Na półce nad głowami kserujących leży kilkadziesiąt teczek z nazwiskami wykładowców. Niektóre całkiem grube. W środku materiały dla studentów – zwykle rozdziały książek, które trzeba przeczytać na wykłady i egzaminy. Policja zabezpieczyła kilkadziesiąt takich teczek, spisała protokół – osiem stron tytułów artykułów, przesłuchała właściciela – i na tym się na razie skończyło. Właściciel walczy teraz o odzyskanie teczek. – Studenci przychodzą, pytają, a tu od miesiąca części tekstów w ogóle nie ma – denerwuje się. – Niektórzy wykładowcy przynieśli nowe teczki. A niektórzy nie, bo liczą na odzyskanie tamtych. Z tych materiałów korzystało czasem kilka roczników, było tego sporo, zbieranie tego to też jakiś wysiłek. Mam nadzieję, że policja to odda. – To bardzo wygodne – mówi Stachu, student socjologii. – Nie trzeba chodzić po bibliotekach, w których i tak jest zwykle jeden egzemplarz, co chwilę wynoszony przez kogoś do skserowania. Czasami to są książki, których w ogóle nie ma w bibliotece, nie wiem, gdzie można to znaleźć, pewnie trzeba byłoby kupić. A tak – to zawsze jest na miejscu. Przychodzisz i prosisz: teczka wykładowcy takiego a takiego, numer 5. Policja szukała przede wszystkim całych podręczników, ale w teczkach były tylko artykuły i pojedyncze rozdziały. – A nawet gdyby były całe książki, to i tak mam prawo je kopiować – twierdzi właściciel. – Płacę podatki na to – na Stowarzyszenie Kopipol. Oni zbierają procent od dochodu za kopiowanie od wszystkich punktów ksero i przekazują na rzecz twórców. Może chodzi o to, że raz się spóźniłem z opłatą i zawiadomili policję? Studenci mają inny pomysł. – Może ktoś na gościa złośliwie doniósł, ktoś z konkurencji – sugeruje Mateusz z psychologii. – W sumie u niego kseruje najwięcej osób, u niego leżą te wszystkie teczki. A na terenie samego wydziału są trzy punkty ksero. Wzdłuż drogi od przystanku tramwajowego kolejnych sześć. W sumie dziewięć. A pewnie o czymś jeszcze nie wiem, bo ciągle powstają nowe. Trudno żeby nie powstawały. Przeciętny student Wydziału Nauk Społecznych w punktach ksero zostawia rocznie pewnie kilkaset złotych. – Jestem na trzecim roku i mam całą szafę zawaloną kserami. – mówi Monika z socjologii. – Dwie długie, szerokie półki. Trochę pojedynczych tekstów, trochę notatek, ale są też całe podręczniki. Co z tym zrobię? Nie wiem. Albo oddam na makulaturę, albo dam komuś młodszemu… – Jak tu nie kserować, jeśli na roku jest kilkadziesiąt albo więcej osób, a biblioteka ma dwa lub trzy egzemplarze podręcznika? – pyta Stachu. – Oczywiście wszyscy muszą go przeczytać na egzamin. Czasem dwa egzemplarze są wypożyczane na początku roku i zostaje jeden, dostępny tylko na miejscu. Wtedy pozostaje ksero samoobsługowe w bibliotece. Studenci kręcą nosem, bo w bibliotece jest drożej niż w zwykłym punkcie ksero – 20 gr za stronę, a w mieście czasem można skserować nawet …