Piątek, 23 sierpnia 2013
Rozmowa z Dorotą Twarowską, prezesem zarządu Wydawnictwa Szkolnego PWN
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru361
Jesteś najmłodszą szefową Wydawnictwa Szkolnego PWN, więc chyba twój zawodowy życiorys nie jest zbyt długi… Jest bardzo długi, ale przy tym bardzo jednorodny. Tak naprawdę swoją poważną pracę zawodową zaczynałam jeszcze na studiach, jednak ta pierwsza praca, która miała być tylko zajęciem wakacyjnym, przedłużyła się do piętnastu lat. Właśnie tyle czasu spędziłam w YDP czyli w Young Digital kiedyś Poland, a potem Planet. Zaczynałam w momencie, w którym zespół liczył jeszcze niewiele osób, bo byłam 23. z kolei zatrudnionym pracownikiem! Czyżbyś przyszła tam „na chwilę”? I tak, i nie. Z mojej perspektywy tak miało być, ale z perspektywy właścicieli chyba niekoniecznie, chociaż okazało się potem, że w pewnym sensie oni również brali pod uwagę taką ewentualność. Byłam wówczas na czwartym roku studiów na Wydziale Zarządzania na Uniwersytecie Gdańskim, a dokładnie na kierunku Finanse i Bankowość, równolegle zaliczając materiał z dwóch lat, ponieważ na piątym roku miałam być już asystentem. Realizowałaś więc jednocześnie dwuletni program… I bardzo intensywnie pracowałam, w prywatnej szkole ucząc marketingu, zachowań konsumenckich, reklamy i podobnych przedmiotów marketingowych. Wcześniej, jeszcze na trzecim roku studiów, byłam na stypendium jednego z programu unijnych, w Hadze w Holandii, i tam oprócz przedmiotów finansowych, które były obowiązkowe, wybrałam wszystkie dostępne tam przedmioty związane właśnie z marketingiem. W Haagse Hoogeschool marketingu uczono zupełnie inaczej niż w Polsce. Z Holandii wróciłam z przeświadczeniem, że chociaż nie wiem jeszcze wszystkiego, to z całą pewnością potrafię marketingu nauczyć, bo tam zobaczyłam, że można to robić w zupełnie inny sposób niż działo się to w Polsce. Ale jak trafiłaś do YDP? Z ogłoszenia! Postanowiłam poszukać „porządnej” pracy, otworzyłam „Dziennik Bałtycki” i zadzwoniłam na numer podany w pierwszym ogłoszeniu w dziale „Praca”, w którym poszukiwano specjalistów Błaszkiewiczds. marketingu – i była to właśnie firma YDP. Uważałam się przecież za bardzo dobrego specjalistę (śmiech) w tej dziedzinie i stwierdziłam, że wszystkie wymagania z ogłoszenia absolutnie spełniam (śmiech). Potem odbyło się pierwsze oficjalne spotkanie, na którym zjawił się Artur Dyro, jeden z czterech współwłaścicieli spółki, a które trwało dwie godziny, chociaż – o czym wtedy nie wiedziałam – on nigdy z nikim nie spotykał się dłużej niż przez piętnaście minut. Podczas spotkania spytał mnie o znajomość branży, a pamiętajmy, że był to rok 1997 i branża, jaką była produkcja oprogramowania edukacyjnego, z perspektywy zwykłego człowieka w ogóle nie istniała. Oczywiście, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że na tej branży się nie znam, ale wcześniej do żadnego egzaminu nie przygotowywałam się dłużej niż weekend! Dlatego stwierdziłam, że jeżeli spotkamy się po weekendzie, to będę już wszystko wiedzieć! Zresztą byłam absolutnie przekonana, że to możliwe. Nie wyobrażałam sobie, że może istnieć coś takiego, czego można się uczyć dłużej niż przez weekend. Wydaje mi się, że Artur Dyro potraktował mnie wtedy jako „ciekawe zjawisko”. Ale do pracy cię przyjął? Wcześniej odbyło się jeszcze jedno spotkanie z wszystkim właścicielami – czterema inżynierami z Politechniki Gdańskiej, którzy z jednej strony są niezwykle do siebie podobni, ale z drugiej absolutnie różni. Spotkanie trwało jeszcze dłużej, bo trzy i pół godziny. W każdym razie panowie zgodzili się na wszystkie moje warunki, które – jak potem się okazało – były absurdalne. Myślę, że stwierdzili, że albo wyjdzie z tego coś ciekawego, albo nic z tego nie będzie, ale dali nam szansę. I zaczęłaś pracę w YDP… Dokładnie 1 lipca 1997 roku. Razem ze mną pracę rozpoczął też Andrzej Działdowski, z którym razem byliśmy odpowiedzialni za marketing, choć w dużej mierze były to głównie działania public relations. Andrzej był moim całkowitym przeciwieństwem, bo bardzo dobrze znał branżę i pasjonował się nią, czytał wszystkie czasopisma branżowe i chciał poznać wszystkich piszących do nich dziennikarzy. I w odróżnieniu ode mnie miał już kilka lat stażu pracy za sobą. Okazało się, że stworzyliśmy wzajemnie uzupełniający się zespół. Andrzej świetnie komunikował się z dziennikarzami z pism komputerowych, a jak miałam mnóstwo pomysłów i nie przyjmowałam do wiadomości, że czegoś się nie da zrobić! I tak się zaczęła twoja przygoda z YDP, która trwała… … piętnaście lat! Nie chcę powiedzieć, że w YDP robiłam wszystko, bo to byłaby nieprawda, ale chyba nigdy nie robiłam dwa razy tego samego. Trzeba pamiętać, że w szczytowym momencie YDP z tamtych dwudziestu paru osób rozrosła się do 650 osób zatrudnionych na umowy o pracę plus kilkuset osób współpracujących na różnego rodzaju umowy. Można powiedzieć, że rozwijałam się jednocześnie z tą firmą. Przy tym cały czas odpowiadałam za rynek polski. Odpowiadałam za sprawy związane z marketingiem, sprzedażą i działaniami PR-owymi. Wkrótce pełniąc funkcję dyrektora zarządzającego Bussines Unit Polska byłam odpowiedzialna za cały biznes generowany na polskim rynku, zarówno w zakresie produkcji i marketingu, ale także promocji i sprzedaży. Ostatecznie pełniłam funkcję członka zarządu. Firma YDP weszła ze swoimi produktami w obszar edukacji, ale w jego część elektroniczną, gdzie praktycznie nie było konkurencji i była absolutnym liderem… Myślę, że tak, natomiast z drugiej strony zmienił się świat i zmieniła się sytuacja w YDP. Od wielu lat współwłaścicielami firmy – najpierw mniejszościowymi, a potem angażując się coraz bardziej kapitałowo – byli Finowie czyli firma WSOY, która potem zmieniła nazwę na Sanoma. Zawsze uważałam, że to bardzo mądry inwestor, reprezentowany przez ludzi z bardzo wysoką kulturą osobistą i klasą biznesową. Ta sama firma zainwestowała też w Nową Erę… Tak, wtedy to już była duża międzynarodowa korporacja. Jak WSOY trafiło na YDP? Wszystko zaczęło się od tego, że mój mąż Rafał, który wtedy przez jakiś czas pracował w YDP, wybrał się do Finlandii, aby zainteresować największego fińskiego wydawcę edukacyjnego naszymi produktami. Podczas spotkania Finowie stwierdzili, że właśnie myślą o rozszerzeniu swojej oferty o elektroniczne produkty edukacyjne i chcieliby się w tym kierunku rozwijać. I tak się rozpoczęły rozmowy szefów YDP z Finami. A był to okres bezpośrednio po „pęknięciu tzw. bańki internetowej”, a w Polsce pojawiła się „dziura budżetowa”. Firma YDP wygrała wówczas siedem czy osiem przetargów rozpisanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i została zaproszone do resortu na podpisanie umów o wartości kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu milionów złotych, co stanowiło dużą cześć przychodu firmy. Jednak w dniu, kiedy mieliśmy podpisać umowę, otrzymaliśmy telefoniczną wiadomość z ministerstwa, że właśnie z powodu dziury budżetowej minister finansów zamroził wszystkie pieniądze i podpisania umów nie będzie. Sytuacja nie była łatwa. Mieliśmy wszystkie działania zaplanowane „pod te pieniądze”. Nie był to pewnie jedyny powód, bo tak czy inaczej właściciele YDP rozglądali się za dofinansowaniem myśląc o rozwoju spółki. Finowie pojawili się w dobrym momencie. Byli nie tylko inwestorami, ale też doradcami, gdy było to potrzebne. Jednocześnie nie próbowali z młodego i butnego YDP zrobić międzynarodowej korporacji. Jak pamiętam, właśnie od tego momentu, od wejścia do YDP, Finowie zaczęli rozwijać swoją działalność na skalę międzynarodową. W Polsce interesowali się różnymi inwestycjami, startowali na przykład w procesach prywatyzacyjnych firm takich jak Ruch i rozważali zakup PAP-u. Wykazywali też zainteresowanie przejęciem WSiP, ale YDP współpracowało już wtedy z Nową Erą i …
Wyświetlono 25% materiału - 1119 słów. Całość materiału zawiera 4478 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się