Niedziela, 14 września 2008
CzasopismoWiadomości Księgarskie
Tekst pochodzi z numeru56


Targi książki mają ponad 500-letnią tradycję, którą zainicjowano
w XV wieku we Frankfurcie nad Menem podczas odbywających
się tam wielkich jarmarków. Współczesna formuła targów,
która poddawana jest aktualnie niegasnącej dyskusji, wypracowana
została po II wojnie światowej, na bazie formującej się przez wieki
imprezy handlowej i zwyczaju kulturowo-literackiego. O znaczeniu
targów książki dla wizerunku państwa, miasta i bezpośredniego
organizatora świadczy fakt wzrastającej nieustannie ich liczby.
Nie wracając już do odległej historii, warto zwrócić uwagę na sytuację
w Europie Środkowo-Wschodniej po upadku systemu sowieckiego
i na Bałkanach po rozpadzie Jugosławii. W zasadzie każde
powstałe w wyniku tych procesów państwo narodowe stara się,
aby w jego stolicy ? jeżeli dotąd ich nie było ? funkcjonowały targi
książki i to o charakterze międzynarodowym, nawet gdyby ta
?międzynarodowość? miała tylko i wyłącznie charakter medialny,
a nie rzeczywisty.

Sukces Wilna

Najbliższym i chyba najlepszym przykładem takich działań,
nie tylko handlowo-marketingowych, ale co należy podkreślić ?
świadomych działań politycznych, wydaje mi się Litwa. Po uzyskaniu
przez dawne radzieckie republiki nadbałtyckie niepodległości,
próbowano budować wspólną formułę międzynarodowych
bałtyckich targów książki dla Litwy, Łotwy i Estonii ? z wędrującym
po stolicach tych państw miejscem dorocznych spotkań. Udało
się raz. Bardzo aktywna w promowaniu swojej tradycji, kultury
i literatury Litwa stworzyła własne, międzynarodowe targi książki
odbywające się z sukcesem co roku, w lutym w Wilnie. Bywam
na tych targach bodajże od 2000 roku i jestem pełna podziwu dla ich ewoluującej formuły i profesjonalizacji. Z międzynarodowego
punktu widzenia mają one niewielkie znaczenie, ale z litewskiego
? są niemal najważniejszym wydarzeniem kulturalnym w kraju.
Oprawa polityczna i medialna jest taka, jakiej nie mogą się doczekać
dużo większe europejskie spotkania. Na ich otwarciu bywa
prezydent, przedstawiciele rządu, parlamentu i korpus dyplomatyczny.
Co roku zmieniany jest również ?pomysł? na otwarcie. Do
Wilna przyjeżdżają wystawcy zagraniczni, chociaż w liczbie dużo
mniejszej niż np. do Warszawy, a imprezy literackie odbywają
się na terenie całego miasta. Mimo niesprzyjającej pory ? luty
bywa na Litwie bardzo zimny i śnieżny ? po bilety ustawiają się
długie kolejki, a rodzimi pisarze są wręcz adorowani. Rząd inwestuje
w biblioteki i promocję czytelnictwa, z uwagą śledząc światowe
trendy związane z promocją czytelnictwa wśród najmłodszych.
Litwini przejęli polskie wzorce i doświadczenia związane
z uczestnictwem w targach we Frankfurcie jako goście honorowi.
Przygotowali ? jak na możliwości tak niewielkiego kraju ? bardzo
ciekawą ekspozycję w 2002 roku, powołali także Litewski
Fundusz Literatury. To otworzyło drogę współczesnej literaturze
litewskiej ? literaturze kraju tzw. małego języka ? do odbiorcy
zagranicznego. Imponująca jest także ? finansowana z budżetu
państwa ? liczba książek promujących Litwę poprzez prezentację
jej folkloru, kultury i historii w języku angielskim i niemieckim.
Jest to świadome działanie państwa, element jego polityki kulturalnej,
której celem jest także przedstawienie kraju jako atrakcyjnego
turystycznie. Na targach i w księgarniach znajdziemy bogatą
ofertę literatury światowej o charakterze popularnym, na bieżąco
tłumaczonej na język litewski.

Gość honorowy w Tajpej

Również Słowacja zabiega o to, aby odbywające się w Bratysławie
targi umacniały swoją pozycję, niezależnie od tego, co robili wcześniej
i co robią Czesi w Pradze. W 2003 roku Czesi byli np. gościem honorowym
w Tajpej na Tajwanie ? targach uważanych za największe w Azji
? i było to bardzo udane wystąpienie. Te targi zrobiły na mnie olbrzymie
wrażenie, zarówno z powodu odmienności kulturowej, wpisanej
już w sam ceremoniał otwarcia targów, jak i oferty wydawniczej. Tak
pięknych książeczek dla dzieci, w tak różnorodnych formach, nigdzie
wcześniej nie widziałam. Można zadać pytanie ? jakie są szanse i jaki
będzie zysk z tłumaczenia literatury czeskiej na chiński, w dodatku
poprzez Tajwan? I jaki może być to nakład? Ale jeżeli wspomnimy
olimpiadę w Pekinie, która niedawno się zakończyła oraz postępującą
ekspansję kultury i gospodarki chińskiej w ostatnich latach, to takie
posunięcie wcale nie wydaje się przypadkowe. W szerszej bowiem
perspektywie i ujęciu długofalowym chodzi przecież o promocję danego
kraju w świecie poprzez książkę ? promocję o charakterze narodowym.
Udział w targach wzmacnia takie działania. Rynek azjatycki
jest w tej chwili niebywale dynamiczny. Warto wspomnieć, że i Polska
wraz z Francją, Grecją oraz Niemcami ? pełniła rolę gościa honorowego
w Tajpej w 2006 roku.

Innym przykładem jest np. Bukareszt, gdzie mimo skromnego
zaplecza technicznego, zadziwia wola organizatorów i wystawców.
Równocześnie, niezależnie od działalności komercyjnej, Rumuni
próbują budować strukturę podobną do polskiego Instytutu Książki
i Funduszu Translatorskiego. Przez cały czas nie rezygnuje z rozwoju
także Budapeszt.

Lwów lepszy od Kijowa

Oficjalne władze Ukrainy podejmują od kilku lat, z godnym
uwagi uporem, ale bez wielkiego rezultatu, próby stworzenia
międzynarodowych, podległych państwu targów książki
w Kijowie. Uczestniczyłam w tych targach bodajże dwukrotnie
i za każdym razem byłam mocno zażenowana. To zażenowanie
umocniła obecność Ukrainy jako gościa honorowego na MTK
w Warszawie rok temu. Przecież Ukraina to taki bogaty kraj,
można wypracować własny styl, można skorzystać z dobrych
doświadczeń innych. Nic z tych rzeczy. Należy domniemywać,
że konf likty wewnętrzne i monopol państwowy uniemożliwiają
rozwój tej imprezy. Inaczej jest we Lwowie, gdzie od 15 lat odbywa
się Forum Wydawców. Tam czynnik samorządowy i prywatny
ma duże znaczenie, a targi rozwijają się mimo różnego
typu utrudnień i mimo typowo kiermaszowego charakteru. Coraz lepsze, bardziej profesjonalne, organizowane w całym Lwowie
stają się imprezy literackie towarzyszące targom, które są
świetną metodą promocji czytelnictwa.

Socjalistyczny park sportu i rozrywki

Jeszcze inaczej jest w Rosji. Rosja to gigantyczny rynek, a w zasadzie
wielość rynków książki. W Moskwie międzynarodowe targi
książki odbywają się dwukrotnie, wyraźnie ze sobą konkurując. Jedne
i drugie mają oficjalne poparcie władz, chociaż status własności
jest różny. Targi wrześniowe to ogromny krajowy kiermasz książki,
z dużą liczbą kramików na świeżym powietrzu, w zapierającej dech
w piersiach scenerii dawnego socjalistycznego parku sportu i rozrywki,
z którego systematycznie wycofują się wystawcy zagraniczni.
Ci ostatni przenoszą się na grudniową imprezę ?Non/fiction?, którą
cenią za profesjonalizm. Kilka lat temu próbowano stworzyć międzynarodowe
targi książki w Petersburgu. Startowano z doskonałej
strategicznie i politycznie pozycji, z hasłem, że Petersburg jest kulturalną
stolicą Rosji. Coś nie zadziałało. Wizytowałam te targi, za
każdym razem mając przeświadczenie, że ich jedyną atrakcją pozostają
?białe noce?, a one na szczęście nie są zależne ani od kiepskiej
organizacji, ani od równie mało atrakcyjnej oferty.

Rynek bałkański znam niestety tylko z opisu i z korespondencji,
również z tamtejszymi polskimi przedstawicielstwami. Wiem natomiast
o nieustającej aktywności lokalnych władz i środowisk twórczych
zmierzających do promocji rodzimej literatury i nadania targom
wymiaru międzynarodowego.

Z punktu widzenia Europejczyka niewątpliwie dużym przeżyciem
estetycznym jest udział w targach azjatyckich, południowoamerykańskich,
które potrafią trwać nawet dwa tygodnie, czy kairskich.
Zatrzymałam się jednak celowo nad sytuacją nowych państw
europejskich, aby wykazać, iż mimo globalizacji, społeczeństwa sieci
i supermarketu kultury, w którym możemy zakupić dowolną tożsamość
oraz perspektywy ?śmierci książki? i mimo nieustającej dyskusji
wokół nowoczesnej formuły targów książki ? pozostają one nadal
na tyle interesującym wydarzeniem, że w zasadzie stolica każdego
państwa o nie zabiega.

Książka czy kiełbasa

Gdyby wierzyć rodzimemu ?klasykowi?, organizatorowi jednych
z ważniejszych targów książki w Polsce ? handel książką nie różni
się niczym od handlu kiełbasą. Widać jednak nie do końca tak jest
i owa ?naddana?, niematerialna wartość książki pozostaje nadal na
tyle atrakcyjna, że ważnych targów książki mamy teraz ponad sto
na świecie, nic natomiast nie słychać, aby stolice nowych państw ?
przynajmniej europejskich ? walczyły o międzynarodowe targi kiełbasy.
W przeciwieństwie bowiem do targów kiełbasy ? przy całym
uznaniu dla ich niewątpliwej społecznej użyteczności ? targi książki
wciąż dają prestiż, są nośnikiem wartości kulturowych same w sobie,
niezależnie od tego, jak bardzo nieudany bądź arogancki może być
ich organizator. Mają wymiar komercyjny, ale równocześnie służą
promocji czytelnictwa. Bardziej przypominają smakowanie dobrego
wina niż degustację kiełbasy. Jeżeli określone targi są równocześnie
imprezą, a nawet szerzej ? instytucją uznaną, szanowaną w środowisku,
znajdującą odzwierciedlenie w pozytywnych zachowaniach
publiczności ? stanowią również markę. Być marką i mieć prestiż,
a w dodatku zarobić ? to marzenie każdego organizatora, ale także
biorącego udział w takiej imprezie wystawcy.

O tym, ile bojów toczy się o targi, najlepiej wiemy z własnego, rodzimego
podwórka. Wbrew pozorom i zapowiedziom nie następuje
ich koncentracja, tylko rozmnożenie. Co i rusz inne miasto, bądź inna
instytucja chce ?mieć? targi książki i najlepiej, żeby od razu były
międzynarodowe. Co prawda, w zeszłym roku nie udała się inicjatywa
rzeszowska, ale obecnie czekamy na nowy, wrześniowy salon
książki w Warszawie. Targi książki są ?cool? i ?trendy?. Następuje
także wyraźna segmentacja oferty targowej, jasno skierowanej do
określonej grupy klientów, których oczekiwania są dobrze rozpoznane,
co wychodzi niektórym targom na dobre, jak w przypadku
Targów Książki Historycznej.

Taniec z gwiazdami

Z punktu widzenia organizatorów targów niewątpliwie nadal
istotna jest sprzedana powierzchnia i liczba wystawców. Ale, żeby
zaistnieć w świadomości ostatecznego odbiorcy, czyli potencjalnego nabywcy książki ? targi muszą przede wszystkim zaistnieć
w mediach. Przy całym szacunku dla ich ponad pięciowiekowej tradycji,
dzisiaj elementy ?Tańca z gwiazdami?, jeszcze lepiej ?Tańca
na lodzie? tyle, że z książką w roli głównej, wydają się niezbędne.
Oczywiście źle promując, markę można zepsuć, nie każdej marce
służy eksperyment. Nie każdy pisarz chce i potrafi być gwiazdą
show-biznesu. Atrakcyjna formuła programu powinna przynieść
zysk wszystkim uczestnikom targów, chociaż nie dla każdego będzie
to zysk finansowy. Potencjalny czytelnik powinien wydawać
pieniądze. Z punktu widzenia publiczności literackiej, uczestniczącej
w targach, ważna jest informacja o nich oraz to, co się na nich
dzieje, a także wszelkie inicjatywy wzmacniające postawy pro czytelnicze.
Pamiętam olbrzymią ciekawość kilka lat temu na targach
w Genewie, jaką wzbudzała prezentacja programu czytania dla
osób starszych, samotnych i niepełnosprawnych. Dla społeczeństwa
szwajcarskiego, przywykłego do mechanizmów demokracji
bezpośredniej i samorządności, program ten wydawał się ?oczywistą
oczywistością?. Wywoływał też, przy dużym zainteresowaniu
medialnym, spore emocje. Był bardzo istotnym elementem targów.
A udział w nim określonych wydawców służył budowie wizerunku
ich firm. Czy w Polsce ktokolwiek zauważyłby taki program na
targach książki? Jesteśmy wystarczająco szczęśliwi, że od kilku lat
wraca moda na polskiego pisarza, do którego jak za dawnych, dobrych
lat ustawiają się długie kolejki.

Natomiast niewiele wskazuje na to, że targi książki jako tradycyjna
instytucja kultury przeżywają załamanie, co nie zmienia faktu,
że niektóre z nich są coraz gorsze pod względem atrakcyjności
programu i organizacyjnym. Ale na szczęście mamy wolny rynek,
a złego towaru po prostu się nie kupuje.

Autor: dr Magdalena Ślusarska