Poniedziałek, 20 lipca 2009
Jeżeli pisać to nie indywidualnie, jak się rozpisać to tylko we dwóch... - Temat numeru
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru7/2009


Literatura to gra między autorem, kartką niezadrukowanego papieru i
czytelnikiem. Coraz częściej pojawia się jednak dwóch autorów, dwie kartki
papieru i tylko nie jesteśmy pewni czy od tego przybywa czytelników. Pisarze –
zgódźmy się, nie wszyscy – utrzymują jednak, że taka literatura tworzona
“wespół, w zespół” jest nie gorsza od tej uprawianej solo.

Literaccy
partnerzy wspólnie tworzą fikcyjny świat. Przez telefon, mejle, esemesy. Wiadomo
– co dwie głowy, to nie jedna. Najważniejsze jednak są: pisarska sprawność,
kreatywność, zgranie, logiczne zamykanie wątków i system pracy. I oczywiście
efekt końcowy – zadowolenie czytelnika. Tak pracują literackie duety. Chociaż,
pisanie powieści na cztery ręce, zdaniem Mariusza Czubaja, to tylko forma
porządnego rzemiosła i z natchnieniem ma niewiele wspólnego. I wcale taka spółka
autorska nie musi od razu mieć zgodności genetycznej, jak to było w przypadku
słynnych braci Strugackich, Goncourtów czy Grimmów, aby z kimś knuć i uzgadniać,
co i jak trzeba napisać. Warsztaty też bywają różne: podział prac na
poszczególne rozdziały, gdzie każdy pisze swoją część oddzielnie, albo twórczość
linearna czy też powierzenie fabuły jednemu z autorów, zaś ostatecznym szlifem
zajmuje się drugi.

Duety, podobnie jak i w świecie muzyki, zdarzają się
różne. Składają się albo z debiutantów, rzadziej z silnych nazwisk, częściej z
par mieszanych, gdzie mało znany, lub nieznany autor może zaistnieć u boku
doświadczonego i popularnego kolegi po fachu.

Marcin Bruczkowski, autor
książek: “Bezsenność w Tokio”, “Zagubieni w Tokio”, “Singapur, czwarta rano”,
postanowił swoją czwartą powieść napisać w tandemie literackim. To odpowiedź na
uwagi czytelników, że kobiety w jego książkach są mało przekonujące. Zaprosił
więc debiutantkę, Monikę Borek, jak ją określił “eksperta merytorcznego w
dziedzinie myślenia kobiecego”. Autor wyznał w rozmowie opublikowanej w
styczniowym numerze “Magazynu Literackiego Książki”, że praca nad “Radio
Yokohama” nie była łatwa z uwagi na odległości i różnice czasowe. Ekspertka
bowiem okazała się być bardzo aktywna i napisane przez siebie narracje słała a
to ze Sri Lanki, a to z Indii czy też Malezji. Najbardziej przydatne okazały się
komunikatory internetowe, mejle i esemesy. Łącznie wymienili między sobą 316
plików wordowych i 273 excelowe.

Inną taktykę obrali znani autorzy
kryminałów – Marek Krajewski i wspomniany już Mariusz Czubaj. “Aleję samobójców”
od początku do końca pisali wspólnie, jednym ciągiem. “Jeden pisał scenę, a
później wysyłał ją drugiemu, który scenę poprawiał i odsyłał do pierwszego,
nadającego jej ostateczny kształt. Czyli były tylko trzy ruchy, trzy takty” –
wyjaśnia Marek Krajewski. Obaj autorzy mają różne style, ale jeden jest w stanie
imitować drugiego, a poza tym są zgodni, a gdy nie – skłonni do kompromisów, jak
przykładowo przy ustalaniu miejsca akcji. Marek Krajewski jak wiadomo to
wrocławianin, Mariusz Czubaj mieszka w Warszawie, a tymczasem fabuła rozgrywa
się w Trójmieście. “Chcieliśmy znaleźć takie miejsce, w którym żaden z nas nie
będzie posiadał topograficznej przewagi” – wyjaśniają. Dopiero przy “Różach
cmentarnych”, drugiej książce z nadkomisarzem Jarosławem Paterem w roli głównej
– wybrali się wspólnie na rekonesans na Wybrzeże.

PEŁNY TEKST DOSTĘPNY WKRÓTCE!

Autor: EWA TENDERENDA-OŻÓG
KRZYSZTOF MASŁOŃ