Bywało, że więzienie inaugurowało literackie kariery polskich pisarzy, ale zazwyczaj trafiali oni tam mając już książki na koncie. Wacław Kostek-Biernacki (1884-1957) W międzywojniu wojewoda poleski odpowiadający za nadzór nad obozem odosobnienia w Berezie Kartuskiej, gdzie przetrzymywano przeciwników sanacji, zarówno z prawa, jak i lewa, także pisarzy np. Stanisława Cata-Mackiewicza. Po wojnie długoletni pensjonariusz Rakowieckiej i Wronek, zwolniony w stanie agonalnym. W latach 1952-53 wszystkie książki jego autorstwa skrupulatnie usunięto z bibliotek, wywieziono do papierni i tam przemielono. Nikt więc już nie pamięta, że był prekursorem realizmu magicznego. Ta twórczość pozostaje nieznana, chociaż przed kilkoma laty wznowiono zbiór opowiadań „Straszny gość”, a do wojskowego śpiewnika wróciła „Pieśń o Wodzu Miłym” („Hej, Hej Komendancie”) ze słowami Kostka-Biernackiego właśnie. Tadeusz Borowski (1922-1951) Jego karkołomna decyzja, aby podążyć do Auschwitz szlakiem wysłanej tam wcześniej narzeczonej Marii Rundo (Borowski celowo wpadł w „kocioł”) dowodzi wielkiej miłości, za sprawą której powstało arcydzieło nowelistyki, jakim jest „Pożegnanie z Marią”. Poświęcenie dla ukochanej jest godne podziwu, ale pobyt w fabryce śmierci zdeformował i tak chyba nadwrażliwą psychikę pisarza. Po wojnie uwikłał się w romans z marksizmem, nie zakończony, niestety, happy endem. Umarł w następstwie zatrucia gazem. Czy było to samobójstwo, wypadek, czy też może zabójstwo, pozostaje do dziś niewyjaśnione. Władysław Broniewski (1897-1962) Ostro urżnęliśmy się czystą, Władek i ja. Władek jest twardym komunistą, Gdy w czubie ma Powyższy czterowiersz Juliana Tuwima idealnie definiuje sztandarowego poetę Polski Ludowej, za młodu legionistę Józefa Piłsudskiego i bohaterskiego żołnierza wojny polsko-bolszewiskej (cztery razy Krzyż Walecznych i order Virtuti Militari). Po raz pierwszy więziennego chleba skosztował w 1930 roku, gdy za komunizowanie trafił do aresztu dzielonego razem z Janem Hemplem, który stał się bohaterem agitacyjnego wiersza „Magnitogorsk, albo rozmowa z Janem”. Po raz wtóry wikt więzienny, znacznie mniej kaloryczny, spożywał Broniewski w lwowskim więzieniu na Zamarystynowie oraz w moskiewskiej Łubiance, gdzie kwaterował kilkanaście miesięcy, ponieważ wbrew nadziejom NKWD odmówił wspierania piórem akcesu Kresów Wschodnich RP do ZSRR. Kolejny raz w izolacji znalazł się w 1954 roku. Tyle, że była to separatka w szpitalu psychiatrycznym w Kościanie. W pokoju bez klamek zamknięto go przymusowo (akceptacja ministra zdrowia Jerzego Sztachelskiego) po załamaniu nerwowym w następstwie utraty jedynej córki – Anki. Nota bene do dziś nie wyjaśniono czy jej zatrucie gazem było świadome, przypadkowe, czy też wynikało z działań osób trzecich. Andrzej Brycht (1935-1998) Niewątpliwie dzierżący palmę pierwszeństwa w kategorii największy łobuz rodzimego pisarstwa. W młodości uprawiał boks. Pięściarstwo weszło mu w krew, bo kiedy został literatem niejednego antagonistę skarcił na tyle mocno, że przez pewien czas nosi więzienny drelich. Chyba właśnie wtedy autor „Żywych” stał się „TW”. Stanisław Grzesiuk (1918-1963) Gdyby nie łapanka, nigdy nie powstałoby jedno z fundamentalnych świadectw niemieckich zbrodni. „Pięć lat kacetu”, debiut prozatorski trubadura Czerniakowa i Powiśla, relacjonujące – z humorem (!) – pobyt w niemieckich obozach koncentracyjnych Dachau, Mauthausen i Gusen, czas zweryfikował pozytywnie. Natomiast dwa inne tomy wspomnieniowe tego barda z mandoliną: „Boso, ale w ostrogach” oraz „Na marginesie życia” trącą myszką. Czy dlatego, że nie odnoszą się do niewoli? Wątpię. Adam Grzymała-Siedlecki (1876-1967) „111 dni letargu” zawiera relację z pobytu tego zapomnianego pisarza, a przede wszystkim krytyka literackiego, na Pawiaku. Z jednej strony ma ona wymiar historyczny, z drugiej świetnie oddaje stan człowieka, który znalazł się w kryminale bez wyroku. Gustaw Herling-Grudziński (1919-2000) „Inny świat” to jedno z pierwszych w literaturze światowej świadectw Archipelagu Gułag. Przez dekady przyjmowane – szczególnie we Francji – z powątpiewaniem i niedowierzaniem. Autorowi zarzucano konfabulację, oskarżając o wrogość do demokracji (!!!). I nie należy się temu dziwić. Nawet dziś wielu nie śmie postawić znaku równości pomiędzy nazizmem a komunizmem, traktując ten ostatni jako jedyną swego czasu skuteczną obronę przed tym pierwszym. Lewackie lobby jest i wpływowe, niestety. Wacław Holewiński (ur. …