Poniedziałek, 16 lutego 2015
Rozmowa z Rafałem Skąpskim – dyrektorem i pełniącym obowiązki likwidatora Państwowego Instytutu Wydawniczego
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru401


Rafał Skąpski: Zanim panowie zaczniecie… gratuluję 400. numerów Biblioteki Analiz. Mamy więc rozmowę jubilata z jubilatem, ponieważ w ostatnich dniach minęło dziesięć lat, odkąd kieruję Państwowym Instytutem Wydawniczym.

Dziękujemy. Trzeba przyznać, że ze swojego jubileuszu jesteśmy bardzo zadowoleni, a jak pan ocenia fakt, że już od ponad dziesięciu lat kieruje PIW-em?

Oczywiście, jest to suma sukcesów i porażek, radości i smutków, zwycięstw i zawodów, realizacji planów ale i zaskoczeń, w bardzo różnych proporcjach. Ale ponieważ jeszcze istniejemy, stale wydajemy nowe książki, więc bilans jest dodatni. Przyznam, że dziesięć lat temu nie sądziłem, iż taki jubileusz dane mi będzie obchodzić.

Zacznijmy zatem to podsumowanie od pytania o to, czy ta dekada to okres dla PIW-u stracony?

Na tak postawione pytanie chyba nie ja powinienem odpowiadać. Jestem jednak głęboko przekonany, że była to dekada podarowana tej oficynie przez zespół pracowników zmobilizowany przeze mnie i mój optymizm, przez moją wiarę i wolę działania. Okres dodatkowych dziesięciu lat istnienia wydawnictwa, któremu w 2004 roku, nikt nie dawał najmniejszych szans na dalsze funkcjonowanie. Nie chciałbym zrzucać całej odpowiedzialności na moich poprzedników, chciałbym wierzyć, że mieli dobre intencje, ale zderzały się one ze wszystkimi możliwymi trudnościami, których na krajowym rynku książki nigdy nie brakowało. Proces dostosowywania największego, pod każdym względem, wydawnictwa w Polsce, choćby z uwagi na liczbę zatrudnionych pracowników, (w pewnym momencie ponad 200 osób), był niezwykle trudny, bolesny, przede wszystkim zaś zdecydowanie nieudany. PIW z czołówki rankingów spadał na pozycje coraz odleglejsze, a firma miała coraz mniejsze szanse, by te tendencje zmienić.

Dobrze pamiętam jak w latach 90. przykro było na targach książek przechodzić obok stoiska PIW widząc, jak na najmniejszej z możliwych powierzchni wyprzedawano jedynie to, co zalegało na magazynie.

Jednak i za pańskiej kadencji PIW-u co najmniej raz zabrakło na warszawskiej imprezie wystawienniczej…

Rzeczywiście, zdarzyło się tak w 2012 roku. Była to jednak swego rodzaju demonstracja przeciwko decyzji o postawieniu wydawnictwa w stan likwidacji. Przypomnę, że rok wcześniej kilka tysięcy osób odwiedzających targi, wśród nich ówczesny premier Donald Tusk, ministrowie Bogdan Zdrojewski i Michał Boni, podpisało się pod apelem o ratowanie PIW-u. Nasza nieobecność była więc milczącą informacją o skutkach tego apelu, a precyzyjniej o ich braku. W roku 2012 wydaliśmy też najmniej książek na przestrzeni minionych dziesięciu lat – zaledwie 21 tytułów.

Wróćmy jednak do oceny ostatniej dekady w historii oficyny. Rozumiem, że pańska interpretacja tego okresu nie jest negatywna?

Zdecydowanie pozytywna. Uważam, że nie można uznać za straconych lat, w czasie których PIW regularnie wydawał książki, łącznie blisko 600 tytułów. Co więcej, były to książki ważne, oczekiwane przez czytelników, dobrze oceniane przez krytykę. Przypomnę, że w roku 2011 otrzymaliśmy prestiżową nagrodę sezonu wydawniczo-księgarskiego IKAR, zaś prezydent Bronisław Komorowski wysoko ocenił moją działalność jako wydawcy, przyznając mi Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Skąd więc ten całkowity brak konkretnych, naprawczych działań na rzecz firmy ze strony decydujących o jej losie organów państwowych?

Decydenci przez cały ten czas dawali mi nadzieję, która pozwalała wtedy i pozwala dziś firmie funkcjonować. Poprzedni minister kultury, Bogdan Zdrojewski spotykał się ze mną średnio trzy-cztery razy do roku. Ostatnia rozmowa, jak zawsze około godzinna, odbyła się cztery dni przed jego odejściem. Za każdym razem zapewniał, że wszystko jest przygotowane. Podawał nawet konkretne daty…

Do czego przygotowane?

Do powrotu PIW-u pod skrzydła ministerstwa kultury. Przypomnę, że wydawnictwo do 1997 roku było instytucją podległą temu resortowi.

I proces przekazania nadzoru nad oficyną miał nastąpić szybko?

Tak, do końca 2014 roku.

Od tego momentu minęło dziewięć miesięcy i…

… i pan minister jest w Brukseli, nie ma już Polskich Nagrań, ale Polskie Wydawnictwo Muzyczne zmierza ku rychłemu podporządowaniu resortowi kultury…

Na szczęście wciąż jeszcze nie dzielimy losu Polskich Nagrań, ale też nie korzystamy z dobrodziejstwa jakim objęto PWM. Ale PIW istnieje i działa nadal. Wciąż zmniejszamy dług, odzyskaliśmy władanie nad kamienicą, tą od frontu przy ulicy Foksal, wydajemy kolejne tytuły. Właśnie ukazał się kolejny tom „Listów” Witkacego, kontynuujący wydawanie dzieł zebranych tego autora. Decyzją Senatu RP rok 2015 jest rokiem obydwu Witkiewiczów (ojca i syna – red.) – to nam dobrze wróży.

Przypomnieliśmy także czytelnikom wybór komedii Aleksandra Fredry w układzie zaproponowanym przez prof. Annę Królikowską-Korzeniewską, a także jedyny utwór Fredry prozą „Trzy po trzy” poprzedzony znakomitym esejem Tomasza Łubieńskiego.

Edycja dzieł Fredry była związana z jubileuszem autora w 2013 roku i zainicjowaną przez Prezydenta RP akcją Narodowe Czytanie Fredry. Uświadomiłem sobie wtedy, że od ponad kilkunastu lat na rodzimym rynku nie pojawiło się żadne wznowienie utworów tego twórcy. Dlatego, aby ta akcja nie była działaniem w pustkę, wznowiliśmy te dzieła.

Czy właśnie w takich działaniach postrzega pan misję PIW-u w przyszłości?

Dokładnie tak powinien funkcjonować Instytut, jako wydawnictwo „narodowe”, w rozumny sposób, a więc tak aby książki nie zalegały w magazynach, przypominające klasykę polskiej literatury. Zadaniem oficyny powinno być przemyślane przypominanie, w rozsądnym rytmie, najważniejszych publikacji z dorobku PIW-u, najważniejszych pozycji polskiej literatury, od dzieł najwcześniejszych. Zarówno w tradycyjnych edycjach papierowych, ale też równolegle w najnowszych technikach elektornicznych.

W ostatnich latach wydawnictwo udowodniło, że potrafi to robić przy zachowaniu najwyższego poziomu merytorycznego…

Temu służyło wznowienie dzieł Juliusza Słowackiego, Bolesława Leśmiana, Mirona Białoszewskiego czy wieloletni projekt edycji „Listów” Henryka Sienkiewicza. Okazuje się zresztą, że prac nad tą edycją jeszcze nie ukończyliśmy, ponieważ realizująca je prof. Maria Bokszczanin odnalazła jeszcze kilkanaście nowych listów Sienkiewicza i w tym roku jeszcze uzupełnimy piętnastotomową serię, którą już wydaliśmy, o następny tom.

Zatem być może prowizorka organizacyjna, w ramach której funkcjonuje obecnie PIW jest rozwiązaniem optymalnym, skoro w tym trybie wydawnictwo tak aktywnie działa?

Z zewnątrz może to tak tak wyglądać, ale operacyjne działanie na takich zasadach jest niebezpieczne, także dla mojego zdrowia psychicznego i reszty zespołu PIW.

Wartością PIW-u jest dziś przede wszystkim fakt, że oficyna jest ciągle obecna na rynku, że znak towarowy funkcjonuje w czytelniczej świadomości, stąd trudno nam nie mieć w zanadrzu oferty wydawniczej, nowych umów, nowych pomysłów na książki.

Stan prawny w jakim funkcjonuje obecnie PIW, a więc stan likwidacji, która trwa od 16 lutego 2012 roku, narzuca mi jednak określone zadania i zachowania. Po pierwsze to spłata zadłużenia, dlatego stopniowo pozbyłem się aktywów, które były zbędne wydawnictwu do prowadzenia jego statutowej działalności i spłaciłem ponad 75 proc. zadłużenia, które tu zastałem.

Ile wynosi ono dzisiaj?

To kwota nieco poniżej 1,7 mln zł. To się stale zmniejsza.

Czy możliwa jest jego częściowa chociażby redukcja?

Raczej nie. Największy wierzyciel PIW-u, któremu wydawnictwo winne jest spłatę odsetek od wcześniejszego, uregulowanego już, zadłużenia, nie znajduje do tego podstawy prawnej, mimo wielu prób negocjacji, trzeba więc to zobowiązanie spłacić. Pozostałe, to suma wielu, ale niezbyt wysokich pojedynczych zobowiązań, więc szkoda toczyć o to boje, tym bardziej że nie ma argumentów, jesteśmy po prostu te pieniądze winni, ale gdy będziemy mieli środki, gdy będziemy wiedzieli, że jesteśmy już w stanie te zobowiązania spłacać, próby redukcji podejmiemy. Sprawa może zostać rozwiązana w ciągu najbliższych miesięcy. W odniesieniu do momentu, gdy stawiano nas w stan likwidacji, sytuacja PIW zmieniła się zasadniczo. Wspominałem o odzyskaniu dla firmy kamienicy biurowej, a to daje nam kilkukrotną przewagę wartości aktywów nad malejąca kwotą zadłużenia. Bardzo często jako odpowiedź w rozmowach z decydentami pada argument o wciąż istniejących długach PIW-u jako przeszkodzie w podjęciu procedowania zmian statusu firmy i jej podporządkowania Ministerstwu Kultury. Dlatego, aby usunąć ten argument, w najbliższych miesiącach PIW sprzeda dwa piętra w posiadanej kamienicy, a dzięki temu spłacimy wszystkie długi. Warto też chyba podkreślić, że cały ten proces oddłużania w najmniejszym nawet stopniu, nie angażuje środków finansowych pochodzących z budżetu państwa. Nie tylko chodzi o oddłużanie. Od co najmniej dziesięciu lat PIW funkcjonuje na zasadach rynkowych, tak jak wydawnictwa prywatne czy spółdzielcze.

Jednak w momencie, w którym zostawał pan dyrektorem PIW-u, wydawnictwo miało normalnie funkcjonować, nie otrzymał pan wtedy zadania jego likwidacji…

Wówczas oczywiście nie było mowy o likwidacji, odwrotnie. Wygrałem konkurs, przedstawiając przekonywujący plan wyjścia z kryzysu. Nie wchodząc w szczegóły, firma borykała się wtedy nie tylko z długiem, ale z tendencją powiększania go co roku o kilkaset tysięcy złotych. Ja tę tendencje powstrzymałem i to już w pierwszym roku działalności. A przez kolejne dziesięć lat dług firmy w kwotach globalnych nie uległ zwiększeniu.

A teraz firma jest blisko jego całkowitej redukcji?

Stanie się to w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. Taki jest plan i wierzę w jego powodzenie.

Paradoksalnie więc, decyzję resortu skarbu o postawieniu firmy w stan likwidacji trzeba oceniać pozytywnie. Dzięki niej zyskał pan większe uprawnienia, które pozwoliły na znacznie efektywniejsze gospodarowanie majątkiem, który de facto od lat obciążał PIW…

Protestuję. Żadnej decyzji o likwidacji jakiejkolwiek instytucji kultury nie można oceniać pozytywnie. Ale jest prawdą, że likwidator może stosować mniej skomlikowane procedury niż dyrektor. To uprościło sprzedaż mieszkań, którymi dysponowało przedsiębiorstwo. Prawdą jest też to, że każdą likwidację można zawiesić, odwołać, przerwać. Muszą oczywiście istnieć ku temu stosowne przesłanki, musi być wola decydentów, wola ponownej analizy sytuacji, stanu finansowego. A odzyskanie budynku diametralnie zmieniło sytuację PIW-u. Wierzę, że odpowiednie organy administracyjne przeprowadzą niebawem szczegółową diagnozę, czy wydawnictwo jest w stanie dalej, już bez ciążących na nim długów, prowadzić rentowną działalność. Będę o taką analizę w odpowiednim momencie wnosić. Muszą panowie wiedzieć, że w momencie podjęcia przez skarb państwa decyzji o postawieniu PIW-u w stan likwidacji, wydawało się, że by zdobyć środki na uregulowanie długów, trzeba będzie zbywać majątek kulturowy, a więc prawa autorskie, znak towarowy, zasoby żelazne itd. Dzięki uporczywej walce o odzyskanie budynku biurowego udało mi się stworzyć nową sytuację finansową, którą wcześniej można było przewidywać, ale była zaledwie hipotetyczna.

Nie bezzasadne wydaje się więc pytanie, o potencjalną kondycję ekonomiczną PIW-u na przykład za rok?

Dziś mogę powiedzieć, że wstępne szacunki bilansu za rok 2014 określają zysk na poziomie stu tysięcy złotych. Zysk! Wydawnictwo w likwidacji ma zysk, i wydało w roku ubiegłym 65 tytułów. Wierzę, że informacja o treści: „PIW nie ma długu”, którą będę mógł przekazać może nawet w maju, „PIW nadal prowadzi aktywną działalność wydawniczą, a także posiada współwłasność atrakcyjnej nieruchomości w centrum Warszawy”, spowoduje, że znikną przesłanki do utrzymania firmy w stanie likwidacji.

Tylko czy ktoś świadomie czeka na taki komunikat? Mam na myśli oba resorty zainteresowane losami PIW-u, choć palmę pierwszeństwa dzierży tu oczywiście Ministerstwo Skarbu Państwa.

To pytanie najlepiej byłoby zadać w ministerstwie. Ale też w Ministerstwie Kultury, które przecież winno troszczyć się o wszelkie wartości, niezależnie od tego, czy bezpośrednio je nadzoruje czy nie. Jednostce nadzorującej PIW w Ministerstwie Skarbu raportuję swoje działania na bieżąco, co miesiąc.

W takim razie jaka jest informacja zwrotna?

PIW ma za zadanie koncentrować swoje wysiłki na realizacji zadań postawionych mu w decycji o likwidacji. I je koncentruje.

Skoro dziś wiadomo, że ten cel jest bardzo bliski realizacji, to czy pojawiają się już zapowiedzi kolejnych działań, które mogłyby określić możliwe scenariusze na przyszłość dla PIW-u?

Przed nami kilka miesięcy przeznaczonych na finalizację zaplanowanych działań, dopiero potem do resortu wpłynie odpowiedni raport. Przewiduję, że w połowie roku PIW będzie oddłużonym przedsiębiorstwem państwowym, gotowym na nowe formy przyszłego funkcjonowania. To jest na komercjalizację i pójście drogą PWM, czyli skorzystanie z możliwości jakie daje procedowana w parlamencie ustawa o powrocie spółek Skarbu Państwa pod nadzór ministra kultury i przekształceniu ich w narodowe instytucje kultury.

Chciałbym jeszcze poruszyć dość istotny wątek związany z bieżącą działalnością wydawniczą PIW-u w okresie, w którym wydawnictwo znajdowało się już w stanie likwidacji. Dlaczego w tych okolicznościach kontynuowaliście aktywną pracę edytorską?

Wyznaczony przez ministerstwo skarbu rzeczoznawca dokonał wyceny zarówno wartości praw, wartości egzemplarzy żelaznych, jak i wartości znaku towarowego. W tej ostatniej wycenie wyraźnie zapisał, że wartość tego znaku jest silnie związana z obecnością książek PIW na rynku. Gdybyśmy więc zaprzestali działań wydawniczych, wartość znaku towarowego zaczęłaby gwałtownie spadać, a to mogłoby być zakwalifikowane nawet jako działalność na szkodę firmy.

Stąd decyzja o prowadzeniu działalności wydawniczej na porównywalnym, jak poprzednio, poziomie. Marka PIW musi żyć i być obecna na rynku. Inna rzecz, iż w momencie ogłoszenia decyzji o likwidacji, przez pewnien czas wydawało się nam, że stan likwidacji będzie trwał znacznie krócej, maksymalnie półtora roku. Wtedy rozwiązaliśmy kilka ważnych umów, w których prace nad tytułami nie były zaawansowane, teraz bardzo tego żałuję. To było też powodem do nieuczestniczenia w targach w 2012 roku, o czym mówiliśmy na początku.

Jakie książki straciliśmy z tego powodu?

Na pewno kilka ważnych, w tym biografię Witolda Lutosławskiego przygotowywaną specjalnie z myślą o Roku Lutosławskiego, który przypadał w roku 2012. W efekcie postawienia oficyny w stan likwidacji straciliśmy także kilka znaczących dotacji oraz licencji, w tym licencję na wszystkie dzieła Milana Kundery, do których mieliśmy „od zawsze” wyłączność.

Mówił pan już o idei wydawania przez PIW publikacji wartościowych i ważnych dla rodzimej kultury. A jaki, pana zdaniem, byłby najbardziej optymalny układ organizacyjny dla prowadzenia takiej działalności wydawniczej? Inaczej mówiąc, jak wyobraża pan sobie PIW za rok?

To wynika z mych poprzednich wypowiedzi. Ale najkrócej mówiąc, niezmiennie od dziesięciu lat widzę PIW jako narodową instytucję kultury, dbającą o obecność na rynku polskiej literatury od renesansu, baroku, oświecenia poprzez romantyzm, pozytywizm, Młodą Polskę po literaturę XX wieku, w najlepszych krytycznych opracowaniach. Za rok PIW powinien świętować swoje 70-lecie, ale nie akademiami, lecz jakimś szczególnym wydawnictwem.

A czy pańskim zdaniem PIW można byłoby sprywatyzować i ewentualnie na jakich zasadach taki proces mógłby przebiegać?

Można, oczywiście że można. Ale ja od dziesięciu lat głoszę ideę przekształcenia PIW w instytucję narodową, ideę związania PIW-u z Ministerstwem Kultury. Czyli prywatyzacji nie rozważam. Jeśli zabiega się o konkretną narzeczoną, nie rozgląda się za innymi, nawet artakcyjniej wygladającymi pannami. Nie powinno się tego robić, nie wypada…

Autor: Paweł Waszczyk i Piotr Dobrołęcki