Czwartek, 26 czerwca 2014
Temat numeru - Książki o alkoholach mocnych
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru6/2014


Alkohol obecny jest w literaturze od tak
dawna, odkąd obecny jest w życiu,
jako element zabawy, symbol beztroski,
afrodyzjak, eliksir na wszelkie smutki.
Mitologie basenu Morza Śródziemnego, od
wieków znanego z upraw winorośli, miały
swoich bogów wina i zabawy, z Dionizosem
i Bachusem na czele. Dionizos, syn Zeusa,
to jeden z najbardziej przyjaznych człowiekowi
bogów, a Dionizje bez wątpienia należały
do najprzyjemniejszych ze świąt.

Sztuka destylacji mocnych alkoholi,
w porównaniu do umiejętności warzenia
piwa czy fermentacji wina, to stosunkowo
młoda dziedzina. Jeden z pierwszych
opisów destylacji – soli z wody morskiej
– znajdziemy u Arystotelesa, wcześniej
w starożytnym Egipcie destylowano wonne
olejki, jednak droga do uzyskania spirytusu,
czyli ducha alkoholu, nadal była
daleka. Pierwsi zaczęli destylować wino
ryżowe Chińczycy, cóż nam jednak po
tym, skoro droga do Chin Europejczykom
długo jeszcze pozostawała nieznana. Nauczyliśmy
się tego od Arabów, z języka
arabskiego wywodzą się też takie terminy
jak alkohol czy alembik.

W Europie alkohol początkowo destylowali
alchemicy, a zaraz potem mnisi,
szczególnie cystersi i kartuzi (najstarsza
receptura słynnego ziołowego likieru Chartreuse
została opracowana przez francuskich
kartuzów). Prawdopodobnie zaczęto
destylować spirytus w XI lub XII wieku,
choć Irlandczycy wierzą, że destylacji uisge
beatha, czyli whiskey, nauczył ich żyjący
w IV wieku święty Patryk. Początkowo
mocny alkohol traktowany był jak
medykament, mieszany z ziołami i podawany
jako lekarstwo. O leczniczych właściwościach
świadczy łacińska nazwa alkoholu
– aqua vitae, czyli woda życia.
Od tego terminu pochodzą skandynawski
akwawit czy nasza swojska okowita. Termin
spirytus odwołuje się z kolei do duchowości.
Wódka narodziła się znacznie
później, w formie dziś nam znanej dopiero
w XIX wieku, wcześniej niejaki Aeneas
Coffey musiał wynaleźć aparat do destylacji
ciągłej, który wprowadził świat alkoholi
w czasy nowożytne.

W literaturze antycznej alkohol nieodłącznie
wiązał się z dionizyjskimi świętami,
w średniowieczu pojawia się głównie w twórczości ludowej. Dopiero w XVI wieku
pojawiają się pierwsze traktaty na temat
alkoholu (i jego wpływu zarówno na
zdrowie, jak i problemy społeczne). Bodaj
najświetniejsze przykłady w polskiej literaturze
to: „Na pijaństwo nieposkromione
i pijusów” Krzysztofa Opalińskiego, „Kostyra
z pijanicą” i „Żywot człowieka poczciwego”
Mikołaja Reja, „Iż pijaństwo
jest rzecz sprosna a nieprzystojna człowiekowi”
Jana Kochanowskiego oraz „Wódka
albo gorzałka” Jerzego Potańskiego. Ten
ostatni pisał w 1614 roku:

„Chocia w Polszcze gorzałkę od
dawnych lat macie,

A wżdy do niej takich cnót, jakie
ma, nie znacie,

Przeczytajcież tę książkę Gorzałkopijowie,

Obaczcie jaką moc ma ratować
zdrowie”.

W XIX i XX wieku mocny alkohol na dobre
wkracza w świat literatury – prozy, poezji,
a też sztuk plastycznych. Wielkie dni
przeżywają anyżówki i absynty, za sprawą
francuskiej bohemy oraz malarstwa
secesyjnych twórców, na czele z takimi artystami jak Alfons Mucha i Henri de
Toulouse-Lautrec, a w poezji przede wszystkim
Charles Baudelaire. Lata dwudzieste
XX wieku to już opilstwo pełną gębą, bez
skrępowania i bez umiaru. „Narkotyki” Stanisława
Ignacego Witkiewicza są tu sztandarowym
przykładem opisu stanów „pod
wpływem”. Do historii literatury przeszły takie
dzieła jak: „Stracony weekend” Charlesa
R. Jacksona (1944), „Pijak” Hansa Fallady
(1944), „Pod wulkanem” Malcolma Lowry-
’ego (1947), „Moskwa-Pietuszki” Wieniedikta
Jerofiejewa (1970), „Zostawiając Las
Vegas” Johna O’Briena (1990), a z polskich
autorów najbardziej sugestywnym studium
pijaństwa jest dla mnie „Pętla” Marka Hłaski
(1956), a z rzeczy nowszych – „Pod
Mocnym Aniołem” Jerzego Pilcha (2000),
natomiast w poezji niedoścignionym propagatorem
uroków alkoholowych oparów postaje
do dziś Julian Tuwim.

Czym zapełnić barek?

Pozostawmy jednak dzieła literackie
i przyjrzyjmy się książkom, które wprowadzają
czytelnika w barwny świat mocnych
alkoholi.

Opus magnum to „Alkohole świata”
André Dominé (wydawnictwo Olesiejuk),
potężna książka, w której znajdziemy informacje
o wszystkich najważniejszych
mocnych alkoholach oraz o winach
wzmacnianych, jest tu historia znanych
marek, metody destylacji i starzenia, sposoby
podawania, noty degustacyjne, przegląd
najbardziej znanych koktajli itd.,
rzecz absolutnie niezbędna w biblioteczce
każdego konesera wysokoprocentowych
alkoholi. Imponuje wiedza autora, znajomość
nie tylko trunków, ale też sposobu
ich wytwarzania.

Autorski, subiektywny charakter ma
„Encyklopedia alkoholi” Wojciecha Gogolińskiego,
autor opisuje najważniejsze
mocne trunki, daje liczne noty degustacyjne,
bezsprzecznie jedna z ciekawszych
pozycji o alkoholach polskiego autora.

Znacznie słabsza jest wydana na początku
lat 90., dziś dostępna głównie na
Allegro, „Wielka księga alkoholi świata”
Gliberta Delosa (Twój Styl) bardzo już
przestarzała i bardzo frankofońska.

„Nowe vademecum barmana” (wydawnictwo
Galion) zmarłego wielkiego
eksperta w dziedzinie mocnych alkoholi,
Zdzisława T. Nowickiego, to zgodnie z tytułem,
książka pisana z myślą o barmanach
i oby wszyscy ją czytali, bo dobry
barman musi nie tylko dobrze mieszać
alkohole, ale także potrafić o nich opowiedzieć.
Ta książka dostarcza zarówno
wiedzy, jak i umiejętności, choć nic nie
zastąpi praktyki (w tym także organoleptycznej).

Pędzić nie wolno, ale
czytać jak najbardziej
Nie brakuje na polskim rynku wartościowych
pozycji na temat destylacji, czyli
produkcji okowit – często domowym sposobem,
a więc kolokwialnie mówiąc „pędzenia
bimbru”. Polskie prawo na to nie
zezwala, ale czytanie na szczęście nie jest
zabronione. Znakomita książka austriackiego
autora, Josefa Pischla „Destylaty
owocowe” (Borus & InterPolonus), w wyjątkowo
dobrym polskim przekładzie,
przedstawia sposoby wytwarzania najlepszych
jakościowo owocowych destylatów.
Autor omawia wybór owoców, ich oczyszczanie,
fermentację, destylację, oczywiście
opisuje też urządzenia do destylacji
i składniki przydatne w fermentacji (drożdże,
enzymy etc), przedstawia wydajność
poszczególnych owoców, daje receptury
jak przygotować dobry alkohol z gruszek,
z czarnego bzu i innych owoców. Nie ma
lepszej pozycji na temat destylatów owocowych,
lektura obowiązkowa i to nie tylko
dla tych, którzy sami destylują. Wydanie
wzbogacono o informacje dotyczące
naszych realiów.

Kto nie ma cierpliwości na lekturę obszernej
książki Pischla, ten może sięgnąć
po zgrabnie napisany „Poradnik amatorów
domowych alkoholi” Rafała Wawrowskiego
i Marcina Szulakiewicza (Ares). Pozycja
absolutnie obowiązkowa dla każdego
homo bimbrownikusa, czy też dla tych
wszystkich, którzy chcą destylować wodę
do akwarium. Wydestylowanie alkoholu
jest łatwiejsze niż nauczenie się tabliczki
mnożenia, wystarczy podgrzać wino i je
skroplić. Sztuką jest jednak zrobić alkohol,
który będzie się nadawał do konsumpcji –
i to nie tylko będzie miał elegancki aromat
i dobry smak, ale może przede wszystkim
– nie będzie trucizną. Z tego powodu każdy
bimbrownik w zasadzie powinien legitymować
się certyfikatem z przeczytania
(dla tych, co potrafią pędzić a nie potrafią
czytać, przydałby się audiobook). A tak
zupełnie serio, w książce są wszystkie informacje
o tym, jak zrobić dobry i zdrowy
alkohol, a także jak to zrobić możliwie
najtaniej. A zatem omówione są rodzaje
dostępnych w sklepach drożdży, filtrów,
enzymów, wiórków dębowych, a także urządzeń do domowej destylacji. Napisano
też jak się tym posługiwać, jak destylować
żeby trunek smakował, które frakcje
destylacji są trujące i bezwzględnie
nie należy ich dla oszczędności mieszać
z resztą alkoholi. Pamiętajmy – jeżeli alkohol
cuchnie jak politura czy rozpuszczalnik,
to nie nadaje się do konsumpcji,
choćby nas bardzo piliło. Niestety, nie raz
spotkałem bimbrownika-amatora, który
z poradnikiem się nie zapoznał i próbował
sprzedawać śmierdzącą berbeluchę, po
której gigantyczny kac byłby najmniej
przykrym z efektów. A jeszcze gorzej jak
ktoś wydestyluje rozpuszczalnik i doprawi
go ziołami czy miodem żeby nie było
czuć zapachu, zamiast wylać świństwo
jeśli nie do zlewu, to chociaż do ponownej
destylacji. Czytajcie ten poradnik zanim
zaczniecie eksperymentować z zacierem
i ogniem!

Whisky czyli Uisge Beatha

Najwięcej jest na polskim rynku książek
o whisky i whiskey. Cóż, nic dziwnego,
wszak sprzedaż tego trunku notuje
w ostatnich latach największe wzrosty.
Najlepsza pozycja to bez wątpienia „Wielki
atlas świata whisky” Dave’a Brooma
(Buchmann). Autor pokazuje bogactwo
smaków i aromatów, uczy jak się nim
cieszyć, opowiada o gorzelniach dużych
i małych, pokazuje je na mapach, zamieszcza
masę bardzo ciekawych not degustacyjnych,
w prosty sposób przedstawia
tajniki powstawania whisky. Atutem
co najmniej równym treści są jednak ilustracje.
Graficznie jest to chyba najpiękniejsza
książka o whisky, prawdziwy atlas
ilustrowany.

Wielkim dziełem jest bez wątpienia
„1001 whisky, których warto spróbować”
pod redakcją Dominica Roskrowa
(Muza), nie ma drugiej równie wyczerpującej
publikacji o whisky po polsku. Tom
ma ponad dwudziestu autorów i obejmuje
whisky z całego świata, także blendowane.
Książka pomyślana jest jako swego
rodzaju leksykon, kompendium wiedzy,
trunki podzielone są regionalnie (Szkocja,
Irlandia, USA, Kanada, Japonia, Europa
i reszta świata), a w obrębie regionów
alfabetycznie. Każda z 1001 whisky jest
szczegółowo omówiona i towarzyszy jej
nota degustacyjna, wartością samą w sobie
są zamieszczone tu fotografie (nie tylko
butelek!).

Jednym z największych autorytetów
w dziedzinie whisky jest Charles MacLean
(gościł niedawno w Polsce). Jego książka
„Whisky” (Hachette Polska) przypomina
przewodnik turystyczny i oprowadza
czytelnika po świecie – od Szkocji,
przez Irlandię, USA, Kanadę, Japonię, aż
po Francję, Belgię czy Niemcy, czyli kraje
bynajmniej nie słynące z whisky.

Whisky uchodzi za trunek mężczyzn,
ale coraz częściej do jej zestawiania (tzw.
master of blending) zatrudniane są kobiety,
obdarzone bardziej wyczulonymi zmysłami,
zwłaszcza w zakresie rozpoznawania aromatów.
Nic zatem dziwnego, że w grupie
znanych degustatorów whisky jest kobieta,
Helen Arthur, której dwie pozycje ukazały
się po polsku. „Whisky Uisge Beatha” (Bellona)
to zgrabnie napisana książka, przedstawiająca
krótki zarys historii whisky, jej
marketing, produkcję, oczywiście także
znane marki, także poza Szkocją, Irlandią,
USA i Japonią. Atutem są różne cytaty, odniesienia
do literatury, a także bezpośrednie
relacje z miejsc i od ludzi, którzy zajmują
się produkcją whisky. Wartością samą
w sobie są znakomite zdjęcia z destylarni,
muzeów i archiwów. Niestety, polskie wydanie
z 2008 roku oparte było na angielskiej
edycji z 2000 roku. Od tamtego czasu
w świecie whisky zmieniło się bardzo wiele,
więc bieżące informacje są mocno nieaktualne.
Historia jednak pozostaje historią
i ta część jest najbardziej interesująca. Druga
pozycja Helen Arthur to „Zostań koneserem
whisky” (Wydawnictwo MWK). Tu
widzimy spojrzenie „innej płci”, niewiele
znajdziemy w książce na temat procesów
produkcyjnych, za to całkiem sporo na temat
smaków i aromatów. Noty degustacyjne
są największą wartością tej książki. Opisy
destylarni właściwie ograniczają się do
znanych faktów.

Dwukrotnie wydana po polsku „Whisky
leksykon smakosza” Davida Wisharta
(Wydawnictwo RM) to książka wyłącznie
o świecie szkockich single maltów, zawiera
ciekawe opisy gorzelni i noty degustacyjne
wybranych whisky. Wartością jest stworzona
przez autora typologia profili smaków,
która pozwala porównywać whisky z różnych
destylarni. Niestety książka jest już
mocno przestarzała, w 2013 roku ukazało
się drugie polskie wydanie, które ma jedynie
zmienioną okładkę, tak jak poprzednie opiera
się na angielskim wydaniu z 2006 roku.

Mamy też swoich amatorów whisky, którzy
potrafią o niej interesująco pisać. Niedoścignionym
wzorem są tu pozycje Jarosława
Urbana, jego „Vademecum whisky”
(Wydawnictwo Olesiejuk) oraz „Bourbon
i inne whiskey Ameryki” (Wydawnictwo
Aletheia). Pierwsza publikacja skoncentrowana
jest głównie na szkockich single maltach,
ale zahacza też o whisky blendowane
oraz te pochodzące z innych stron świata,
zawiera informacje o niezależnych dystrybutorach,
każda szkocka gorzelnia przedstawiona
jest zarówno w ujęciu historycznym,
jak i współczesnym, a przede wszystkim są
tu świetne noty degustacyjne autora i opisy
samych whisky. Najlepsza książka o szkockiej
whisky w języku polskim. Druga pozycja,
napisana ze znawstwem i swadą, absolutnie
kultowa książka o historii bourbona,
najważniejszych producentach, markach,
technologiach produkcji. Widać, że autor
był w miejscach, które opisuje, rozmawiał
z ludźmi i wypił nie jedną szklaneczkę złocistego
trunku.

Drugim popularyzatorem whisky w naszym
kraju jest Jerzy Mazgaj. Jego „Whisky”
(WIG-Press) to książka pełna anegdot.
Czy były prezydent Lech Wałęsa ma
szkockie korzenie? Jerzy Mazgaj bynajmniej
nie rozstrzyga, ale zwraca uwagę, że wielu
Szkotów o nazwisku Wallace w wiekach
minionych do Polski przybywało. W przeciwieństwie
do większości autorów, Mazgaj nie skupił się na notach degustacyjnych,
tych jest tu bardzo niewiele. Opisuje historię
whisky, szerzej wpisaną w historię Szkocji,
a nawet świata. Zebrał ciekawostki, które
innym autorom często umykają, opisał
destylarnie, których już nie ma. Przystąpił
do opisywania whisky z pasją badacza historii
i to jest niewątpliwa wartość. Nie jest
to kompendium wiedzy, a raczej ładnie ilustrowany
prezent dla kogoś, kto zaczyna
przygodę z whisky i interesuje go coś więcej
niż tylko jej aromat, smak i finisz.

Świat koniaków,
armaniaków i brandy

Koniaki pija się od święta i zwykle długo
leżą w barku, trunki te lubią długo dojrzewać
i nie ma tu tak wielu nowinek, jak
w świecie whisky. Hennessy, Remy Martin,
Martell, Courvoisier, Camus czy Baron
Otard od lat trzymają ten sam poziom.
„Wielka księga koniaków” Gilberta Delosa
(Twój Styl), pisana w połowie lat dziewięćdziesiątych,
jest dobrym dowodem
na to, że w świecie koniaków czas upływa
wolniej niż gdzie indziej. Tego samego
autora „Wielka księga whisky” wydana
po polsku w 1997 roku to już zupełny
staroć o wartości wyłącznie archiwalnej.
Tymczasem księga o koniaku zdezaktualizowała
się nieznacznie. Owszem, wypadło
z rynku kilku producentów, jest kilku nowych,
są nowe marki a z rynku globalnych
inwestorów zniknął Seagram, są za to Diageo
i Pernod Ricard, ale koniak powstaje
tak samo jak w XIX wieku, z tych samych
szczepów winogron, dojrzewa w takich samych
beczkach, a liderami pozostają stare
marki. I wciąż barki leniwie płyną po
rzece Charente, tylko zaczęto bardziej doceniać
koniaki z uważanych kiedyś za pośledniejsze
regionów: Fins Bois, Bon Bois
czy Bois Ordinaire.

Absolutnie wyjątkową pozycją jest
„Brandy de Jerez” Carlosa Marrodana
Casasa (Ambasada Hiszpanii w Polsce)
– bardzo osobista podróż po krainie płynącej
sherry, napisana przez wybitnego
tłumacza literatury hiszpańskiej na język
polski. Autor opisuje historię sherry i jej
młodszej siostry, brandy de Jerez, sposoby
produkcji, starzenia, degustowania,
omawia kilka najbardziej znanych marek,
na koniec daje porady kulinarne i propozycje
drinków z brandy de Jerez. Pozycja
ukazała się w małym nakładzie i praktycznie
dostępna jest dziś tylko jako antykwaryczny
rarytas, a szkoda.

Zupełną nowością jest natomiast
książka „Wino, Armagnac, Calvados” Juliana
K. Hombeka (HEK Hombek Urban).
Pisana przez amatora z wykształceniem
technicznym, jest w niej trochę błędów
merytorycznych, trochę nieporadności językowej,
ale to wszystko ma swój urok,
bo autor relacjonuje swoje upodobania
ze skromnością, a jednocześnie radością
człowieka, który dzieli się pasją. Mniej tu
zatem fachowej wiedzy, a więcej porad –
jak kupić dobre wino i zapłacić za nie niewiele,
co warto obejrzeć przy okazji podróży
do Gaskonii śladem armaniaku czy
do Normandii, gdzie wytwarza się kalwados.
Są też porady dotyczące degustacji,
garść własnych wrażeń smakowych, ale
niewiele, więcej o historii i geografii trunków.
Informacje są wybiórcze – zebrane
podług gustów autora, bez ambicji by opisać
wszystko.

Trunki rodzime

Leszka Wiwały „Od gorzałki do wódki. Zarys
historii polskiej wódki” (Wydawnictwo
Leon) to najlepsza książka jaka powstała
o historii polskiej wódki, prezentująca
dzieje trunku i kulturę picia od czasów
najdawniejszych po współczesność. Bogaty
materiał dokumentacyjny, ciekawie napisane,
dużo świetnie dobranych ilustracji.
Autor jest prezesem Związku Pracodawców
Polski Przemysł Spirytusowy, dysponuje
wielką wiedzą na temat polskiej wódki
i umie się nią z czytelnikiem dzielić.

„Gorzałka, czyli historia i zasady wypalania
mocnych trunków” Jana Rogali
(Baobab) to książka popularyzatorska,
zbierająca ciekawostki o historii alkoholi,
a także informacje praktyczne o destylacji,
jak i liczne przepisy na wódki gatunkowe,
ziołowe czy owocowe. Rys historyczny
przedstawia dzieje gorzałki w dużym
skrócie i uproszczeniu, w drugiej części
książki jest coś na kształt małego leksykonu
najważniejszych mocnych trunków, nie
wszystkie zebrane tu informacje są jednak
precyzyjne.

Łukasz Czajka zebrał informacje o królowej
polskich wódek w książeczce „Starka
– Perła w koronie polskich trunków”
(Agapress). Znajdziemy tu wybór różnych
tekstów, także z XIX wieku.

I na koniec dwie pozycje o charakterze
benedyktyńskim. Pierwsza to „Enographia
Thalloris” Mirosława Kuleby (Fundacja
Gloria Monte Verde), monografia
zielonogórskiego winiarstwa, dzieło nie
mające w polskiej literaturze enologicznej
odpowiednika. Wnętrze przypomina sale
muzealne, pełne jest reprodukcji eksponatów:
rzeźb, dzbanów, butli, maszyn,
etykiet, starych dokumentów, są tu pipy,
prasy, beczki, wnętrza piwnic, kielichy,
puchary i herby firm winiarskich. To także
historia innych alkoholi, przede wszystkim
tych, które z wina się wywodzą – winiaków
i koniaków zielonogórskich, jak i np.
znakomitych zielonogórskich jarzębiaków.

Druga ważna publikacja, to „Degustacyjny
słownik winiarski” Wiktora Zastróżnego
(Festus Sopockie Towarzystwo Winiarskie),
książka z powodzeniem mogłaby
ukazać się po włosku, hiszpańsku czy po
francusku, jest to bowiem słownik kompletny,
dający przegląd wszelkich terminów
związanych z winem w różnych krajach.
Jednocześnie wszystkie hasła zachowują
słownikowy charakter, napisane są profesjonalnie,
wyczerpująco, ale bez anegdot,
bez elementów osobistych. Dużą wartością
jest podanie angielskiego i francuskiego
terminu przy każdym haśle. Jest tu charakterystyka
najbardziej znanych odmian winorośli
(znakomita!), a na końcu bardzo obszerna
literatura związana z winem.

Autor: Łukasz Gołębiewski