Okolica Charing Cross Road była mekką środowiska literackiego i małych, niezależnych księgarni. Turystom znana z autobiograficznej książki amerykanki Helen Hanff „84 Charing Cross Road”, w której zawarta jest jej 20-letnia korespondencja z londyńskim antykwariuszem spod tytułowego adresu, już w latach 50-tych stanowiła bibliofilski raj. Tam też można było spotkać Dylana Thomasa czy Auberona Waugh szukających inspirujących lektur. A dzisiaj? Doba internetu i wywin- dowanych czynszów wyraźnie przerzedza księgarskie szeregi. Feministyczna Silver Moon przejęta przez duży Foyles, jedyna w Anglii księgarnia poświęcona wyłącznie kryminałom Murder One zamknięta, podobnie jak specjaliści od sztuki Shipley i Zwemmers. Ostatnio okoliczni księgarze zorganizowali uliczne targi i choć skończyło się na paru zaledwie stoiskach, okazuje się, że nie załamują rąk i szukają innych rozwiązań niż naśladowanie księgarnianych molochów. I kiedy przyjrzeć się losom niektórych z tzw. sieciówek, wygląda na to że mogą mieć rację, przynajmniej częściowo. Dwa lata temu splajtował amerykański Borders. Firma wchodziła na angielski rynek z wielkimi ambicjami - chciała stworzyć odwiedzającym warunki, które zatrzymają ich na dłuższą chwilę i skłonią do większych zakupów, dlatego jako pierwsza na rynku nawiązała współpracę z siecią kawiarni. Niestety, mimo to klienci nie dali się oczarować. Nadszedł czas sklepu Amazon i sprzedaży popularnych pozycji w supermarketach, a recesja zadała …