Z magnesów przyciągających klientów do księgarń najsilniejszym jest śmierć. Najlepiej niespodziewana, w młodym wieku, samobójcza, od biedy w katastrofie. W istocie wydawnictwa, że o gazetach, radiu, telewizji i Internecie tylko wspomnę, zamieniają się od czasu do czasu w przedsiębiorstwa funeralne. Nic dziwnego, że z wydanych ostatnio biografii na plan pierwszy wybija się „Życie legendy. Michael Jackson 1959-2009” Michaela Heatleya (Amber). Biografia jednak biografii nierówna. Nie od dziś wiadomo, że największym wzięciem cieszą się te mniej może dokładne, za to obfitujące w najlepiej pikantne detale z życia prezentowanych postaci. Protesty rodzin zainteresowanych zwykle wybieleniem życiorysu krewniaka czy współmałżonka, nie zdają się na nic, wydawcy zasłaniają się formułą „biografia nieautoryzowana”, a recenzenci rozpisują się o „żywotach nieświętych”, „skandalizujących perypetiach” czy „losach rodem z powieści sensacyjnej”. Nieautoryzowane bywają też biografie osób żyjących i stają się bestsellerami, o ile – rzecz jasna – ich bohaterami są postaci budzące wyjątkowe zainteresowanie. Takie jak Madonna, nic dziwnego więc, że „Moje życie z Madonną” Christophera Ciccone (Hachette Polska), brata artystki, stało się hitem wydawniczym na długo przed publikacją. Podsycić zainteresowanie książką było bardzo łatwo, wystarczyło ujawnić parę szczegółów o kolejnych romansach Madonny. Półki z biografiami uginają się od ciężaru książek, ale jest też oczywiste, że mało która z nich zaciekawi każdego i ulokuje się na samym szczycie list bestsellerów. W większości są to bowiem pozycje niszowe, adresowane a to do historyków-amatorów, a to do fanów rocka, to znów do zaprzysięgłych kinomanów czy domorosłych polityków. Kategorie te, przyznajmy, rzadko kiedy pokrywają się. Czasem warto więc rozejrzeć się w księgarni po półkach bliskim biografiom, na przykład takim tytułom jak „Wielcy kompozytorzy i ich czasy” Michaela Steena (Rebis), ogromnej, panoramicznej historii ponad trzydziestu kompozytorów, największych w dziejach muzyki poważnej. Rzecz złożona jest z biograficznych rozdziałów, odrębnych, ale połączonych ze sobą na tle politycznym, społecznym i kulturalnym. Oczywiście, meloman zakochany np. w Liszcie będzie nieusatysfakcjonowany, ale bądźmy realistami: większości z nas naprawdę wystarczy wiedza zawarta w ponad 1000-stronicowym (!) dziele Steena, niezależnie od jego pochodzenia bynajmniej nie anglocentrycznego. Choć pewnie niektórzy polscy czytelnicy rozdziału o Chopinie zżymać się będą na zbyt uproszczony wykład dziejów Polski, w rodzaju: „Niezwykłym aspektem ustroju Polski był jej paraliżujący system polityczny, zgodnie z którym szlachta wybierała króla, a potem ograniczała jego władzę prawem liberum veto, zasadą umożliwiającą zerwanie sejmu (a w konsekwencji unieważnienie wszystkich jego uchwał) przez jednego posła. Krajem zatem faktycznie nie dało się rządzić, łatwo więc mogli go zdławić potężni sąsiedzi”. I trudno zaakceptować zdanie: „Polacy widzą w Chopinie ucieleśnienie polskiego patriotyzmu, chociaż w istocie bardzo niewiele jego utworów zawiera rozpoznawalne melodie ludowe”. Kończąc chopinowską kwestię podpowiem, że Muza wydała będący zbiorem esejów autora album „Fryderyk Chopin. Biografia ilustrowana”. Pięść do nosa Biorąc pod uwagę wyłącznie rozmiary woluminu, silną konkurencję dla „Wielkich kompozytorów” stanowi wydana przez Krytykę Polityczną „Autobiografia” Jacka Kuronia. Z opasłością tomiszcza nie idzie w parze jego jakość. I nie chodzi o to, czy przemyślenia legendy polskiej opozycji, wieloletniego więźnia PRL, a w pierwszym gabinecie III Rzeczypospolitej ministra częstującego bezrobotnych zupą i lansowanego przez tzw. lewicę laicką, konsekwentnie acz bez powodzenia, kandydata na prezydenta – trafiają komuś do przekonania czy nie. Rzecz w tym, że Krytyka Polityczna zachowała się podobnie do Wydawnictwa Literackiego, w swoim czasie mamiącego czytelników „Autobiografią” Jana Pawła II, w rzeczywistości będącą zbiorem cytatów z homilii i innych tekstów papieskich. Redaktorzy Krytyki Politycznej zebrali w jednym tomie cztery książki Kuronia, z najciekawszą – „Wiarą i winą” na czele, wszystko opatrzyli dumnym tytułem „Autobiografia”, a nawet – żeby odeprzeć zarzut łatwizny – dzieło przyozdobili czymś na kształt daviesowskich „kapsułek”, tłumaczących a to czym był Okrągły Stół, czym plan Balcerowicza, Praska Wiosna i Studenckie Komitety Solidarności, a kim Władysław Gomułka, Leszek Kołakowski czy Bronisław Geremek. Rozumiem, że miały to być ściągawki ułatwiające lekturę młodzieży. Przy okazji uczące jak myśleć należy. Książki Jacka Kuronia zebrane tutaj – przepraszam za wyrażenie – do kupy, nasuwają jeszcze jedne, niewesołe refleksje. Otóż, pokazują one jak na dłoni, że kto jak kto, ale urzędujący, czynny polityk jak od natrętnej muchy winien opędzać się przed wydawcami, przekonującymi, by swoje złote myśli uwiecznił drukiem. Wtedy wychodzą takie pawie jak „Moja zupa”, mająca się do „Wiary i winy” jak pięść do nosa. Oczywiście, książka Jacka Kuronia ma swoje …