Najciekawszym z tekstów zawartych w tej relacji reporterskiej wydała mi się opowieść o przyjazdach na polowania do Białowieży marszałka lotnictwa Trzeciej Rzeszy Hermana Goeringa. Wspólna fotografia z nim uratowała w czasie okupacji niemieckiej Jana Potokę przed Gestapo. A po wojnie – udostępniona przez sąsiadów czerwonoarmistom – zapewniła gajowemu dziesięcioletni pobyt w Kazachstanie.
Innym opisanym w książce jest „Wiedźmar”, nazywany też „Czmutarem”, czyli lokalny czarnoksiężnik. Niestety, nikomu sekretów wiedzy tajemnej nie przekazał.
Autorka opisała też lokalnych kłusowników. „Zabijanie to bardzo fajny sport” – wyznaje Jerzy Milko, chodzący za dzikiem z piką. „Bo co to za frajda strzelić do zwierzęcia z myśliwskiej ambony. Dopiero, kiedy zada się celne pchnięcie, dzielny mężczyzna odczuwa radość. Kiedy nie trafia, pozostawała mu tylko błyskawiczna ucieczka”.
Są też w „Historiach z Puszczy Białowieskiej” – jak głosi podtytuł – równie oryginalne wspomnienia dotyczące bartników, carskiego ogrodniku, brytyjskiego konsorcjum karczującego bór w międzywojniu, czy zauroczonego tym ostępem leśnym Józefa Mackiewicza, który penetrując Białowieżę w roku 1922 stawiał pierwsze kroki w pisarskim rzemiośle.
Czuć w tej prozie sentyment do przyrody, tak wyjątkowej na terenie Puszczy Białowieskiej. Czy po odwołaniu ze stanowiska ministra ochrony środowiska Jana Szyszki stać będzie jego sukcesora na kontynuację walki w ekologami, zagrażającymi temu drzewostanowi nie mniej od korników?