Piątek, 7 września 2018
WydawcaPrószyński i S-ka
AutorWeronika Wierzchowska
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron572
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 8/2018

Za skąpstwo – udokumentowane i certyfikowane – jej rodowe nazwisko przerabiano nieraz na „Ćwierciakiewiczowa”, że niby o ćwierć albo wręcz do ćwierci obcina należności. Handryczyła się przy rynkowych straganach, zbijała ceny nawet jeśli nie znała prawdziwej wartości produktu – a to było rzadkie, bo Lucyna Ćwierczakiewiczowa znała się na ingrediencjach wybornie. I nie tylko na nich – interesowała ją higiena w kuchni, właściwa obróbka i przechowywanie produktów, ich świeżość, rodzaj wzbogacających je przypraw; sięgała po receptury z zagranicy, gotowa była stosować zarówno przyprawy, jak i potrawy – nie obawiała się, że włoskie ptifury, dla przykładu, zostaną przez jej warszawskich klientów odrzucone – wielka orędowniczka swojskiej kuchni, ochoczo wzbogacała ją obcymi, byle tylko smacznymi dodatkami.

Czy Ćwierczakiewiczowa miała córkę Teodezję zwaną Tosią? A co mnie to obchodzi, spytać mogę? Jakie ma to znaczenie dla konstrukcji książki – córka opowiada, mąż, dawny kucharz, narrator/ka? Czy to naprawdę ma znaczenie w wyimaginowanej narracji? Żadnego, to przecież pomysł autorki. Pomógł jej w zbudowaniu fabuły? Tak, bez wątpienia – Tosia stała się przewodniczką po Warszawie z czasów Kongresówki i wczesnych latach niepodległości podrugowojennej. A to ważne, bo w narracji pojawiają się postaci połączone rodowodem – przedstawiciele mieszczaństwa, rodzącego się właśnie, i pre-słoiki, by tak rzecz, żulia szybko zdobywająca dominującą pozycję w mieście, sięgająca po prawa bynajmniej jej nienależne. Tosia daje sobie z wszystkimi tymi mętami radę, co ogromnie czytelnika raduje, ale po zastanowieniu każe myśleć, że to „pic na wodę fotomontaż”, jak kiedyś mówiono.

Choć kto wie? Przyzwyczajeni jesteśmy do walk, cierpień i podchodów. Dlaczego jednak nie zaakceptować innego rodzaju życia: pewnego stopnia luzu, możliwości prowadzenia w miarę normalnego – jak na owe czasy i obyczaje – życia? To właśnie chce nam przekazać autorka. Bo Lucyna Ćwierczakiewiczowa wielką postacią była, i to na wielu polach, ale wynoszenie jej na piedestał nie ma sensu. O czym mówi córka. Ewidentnie wbrew opinii matki. Książce to bynajmniej nie szkodzi – mamy tu do czynienia i z historią detektywistyczną, i z szachowymi zagwozdkami, i z wyzwaniami stawianymi przez rząd gęb do nakarmienia. A kto uważny, to i jakiś przepis kuchenny wyłowi.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ