środa, 14 marca 2018
WydawcaKarakter
AutorPiotr Rypson
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2017
Liczba stron318
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2018

Wybitny grafik, właściwie samouk, obdarzony talentem, łatwością skojarzeń, zmysłem planowania strony, równoważenia elementów, wybijania najważniejszego przesłania. Mieczysław Berman należał do grona polskich projektantów przedwojnia, których wpływ odbił się na pokoleniach twórców dziś lepiej pamiętanych, takich jak Roman Cieślewicz czy, co może wielu zdumieć, Janusz Grabiański (fenomenalny ilustrator, ale i projektant książkowych okładek, których rygor odnieść można właśnie do nauk Bermana).

Berman był grafikiem zaangażowanym – to też nic nowego, urodzony w 1903 roku doświadczył i biedy, i poniżeń, stąd „skręt w lewo” (aczkolwiek przed wojną, już uznany, przyjmował bez oporów zlecenia sanacyjnego rządu). Propagandysta pierwszej wody, przekonany i o słuszności wyznawanego kierunku, i o znaczeniu, jakie dla propagandowych celów mógł mieć plakat, książkowa okładka, fotomontaż (w tym był naprawdę wielki), gazetowa grafika, reklama. W swoich projektach posługiwał się odważną typografią – na okładki najczęściej trafiała tzw. pisanka, czcionka nie tyle udająca odręczne wykonanie, ile rzeczywiście rysowana przez samego artystę. Umiejętnie i nadzwyczaj chętnie łączył ją z fotografią, tą też przetwarzając na rozmaite sposoby, wmontowując elementy graficzne czy poddając zdjęcia procesom chemicznym w ciemni. „Coś z niczego” – tak można by nazwać szkołę przedwojennych twórców, posługujących się metodami, które dzisiejszych grafików muszą przerażać: ołówek, kamera, nożyczki, klej. A gdzie Photoshop, programy graficzne, InDesign? Berman dałby sobie dzisiaj radę, w to nie wątpię, gdy ci młodzi, pozbawieni technicznego wsparcia, przepadliby w tydzień.

Był autorem niezliczonych (dosłownie, wiele bowiem było niesygnowanych, liczne prace przepadły) okładek, druków, prospektów. „Artysta z gruntu polityczny – pisze Rypson. – Berman wywarł ogromny wpływ na grafikę wydawniczą związaną z tematyką lewicową. (…) Utylitaryzm jego prac był sprzęgnięty z wybraną drogą i środowiskiem politycznym, któremu służył”. Patrząc na nie dziś, nadal podziwiać je można za skrótowość, prostotę, dosadność, czytelność przekazu. Niepowstrzymany ból zębów wywołują rysowane plakaty z pierwszych powojennych lat – są, co tu ukrywać, szpetne. Rypson na szczęście pozostaje wierny swemu celowi: opisuje artystę, nie rozważa polityki. Zresztą z tą polityką różnie bywa – po wojnie władze korzystały ochoczo z usług Bermana, mimo że przed wojną „robił dla kapitalisty”. I boję się, że jednak nie, dziś Berman też by przepadł – zaczęto by mu grzebać w życiorysie, wypomniano plakaty wzywające do wsparcia komunistycznych władz. Choć może jako polityczny kameleon potrafiłby się po raz kolejny przystosować…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ