środa, 14 marca 2018
WydawcaEdipresse Książki
AutorAgnieszka Zakrzewska
Recenzent(et)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron400
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2018

Według szacowanych danych w Holandii przebywa blisko ćwierć miliona Polaków, a większość z nich wyjechała do kraju tulipanów za lepszą pracą i płacą. Inspiracje do napisania tej książki Agnieszka Zakrzewska czerpała najwyraźniej z własnych obserwacji, bo od 2002 roku jest na emigracji w Królestwie Niderlandów. W „Do jutra w Amsterdamie” znajdziemy mnóstwo refleksji o emigracyjnych perypetiach Polaków. Począwszy od obrotności naszych rodaków, pracowitości i solidarności, poprzez to, jak niektórzy Holendrzy traktują pomoce domowe, po przypadki wyzysku polskich pracowników. W powieści pojawia się też temat rasizmu wśród Polaków tam przebywających, a główna bohaterka została napadnięta tylko dlatego, że przyjaźniła się z człowiekiem o innym kolorze skóry.

Agnieszka Zakrzewska pisze też o tęsknocie: „Coraz częściej czułam, że mam teraz dwie ojczyzny, dwa krwiobiegi, dwa serca, które biły w różnym, a jednocześnie w tym samym rytmie. Żyłam w dwóch światach, ale żaden z nich nie był dostatecznie blisko, żeby zapuścić korzenie na dłużej ani dostatecznie daleko, aby przestać tęsknić. Polska pulsowała we mnie nadal, polskość była tatuażem na mojej tożsamości, moim przekleństwem i błogosławieństwem. (…) Tęskniłam za Polską, będąc tutaj, i byłam absolutnie pewna, że tęskniłabym za Holandią, będąc tam. Ten wieczny szpagat między sercem a rozumem, między ludźmi, których kochałam, a tymi, których pokochałam na emigracji”.

Ale żeby było jasne – „Do jutra w Amsterdamie” to pozytywna opowieść o perypetiach dziewczyny, która z dnia na dzień trafia do „krainy deszczowców”. A konkretnie do miasta Haarlem, od którego pochodzi nazwa słynnej dzielnicy w Nowym Jorku. Agnieszka trudni się sprzątaniem u zamożnych klientów. Jest odważna, przebojowa i zaradna, mimo wpadek (np. wymyła okna płynem do czyszczenia piekarników, bo nie potrafiła przeczytać etykiety na butelce) zawsze wychodzi obronną ręką. Jej życiowe motto: „Limit nie istnieje, sami go sobie stwarzamy”. Jest życzliwą duszą i w nagrodę los zsyła jej dwóch przystojniaków – młodego właściciela firmy sprzątającej oraz przystojnego pilota. Im bardziej zanurzamy się w jej historię, tym bardziej intrygujący wydaje się być ten niewielki kraj, którego stolica ma więcej kanałów niż Wenecja, więcej mostów niż Paryż, z muzyką „zaklętą w dzwonkach milionów rowerów”, z „niepowtarzalnym zapachem mieszanki wilgoci, marihuany, kurzu i pośpiechu”. I zupy musztardowej.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ