To kolejny kryminał z prawdziwą klasą – nazwa serii przecież zobowiązuje.
Niebanalny, błyskotliwy, w którym rządzi bezlitosny przypadek,
a los jest niemal tak okrutny jak w greckiej tragedii.

Marianne Shearer to kobieta z kamienia. Zimna, bezwzględna, wyrachowana
prawniczka, broni szumowin i zawsze wygrywa. Teraz dzięki
niej Richard Boyd, kolejny łotr uniknął kary. Jedna z ofiar tego brutalnego
psychopaty popełniła samobójstwo, a Marianne Shearer kilka dni po
procesie skoczyła z okna w pięknej zjawiskowej sukni. To właśnie strój
jest podstawą intrygi. Czemu ta szara, bezbarwnie ubierająca się kobieta
poleciała na spotkanie śmierci w wielobarwnej tęczy pieniącego
się jedwabiu? Czy rzeczywiście było to samobójstwo? Przecież kupiła
nowy luksusowy apartament… Jej śmierć jest zagadką, którą próbują
rozsupłać przyjaciel adwokat, dla którego to sprawa honorowa i brat
nieudacznik, który liczy na duży spadek. Jest jeszcze asystent denatki,
jej ostatni klient i siostra jednej z ofiar. Okazuje się, że Marianne Shearer
prowadziła podwójne życie, niczym larwa i motyl. Prawdę może
odkryć tylko ktoś, kto kocha stroje. Z faktury tkanin, barw materiału
i splotów ściegów można wiele odczytać.

Kryminał Fyfielf ma hipnotyzujący, niespieszny rytm. Wydaje się,
że oryginalny tytuł „Blood from Stone” (krew z kamienia) jest bardziej
adekwatny, i mocniejszy.