Oto Kołobrzeg, jakiego przeciętny wczasowicz czy kuracjusz nie zna. Ożywcza bryza, szum morskich fal, zapierające dech w piersiach widoki? Nic z tych rzeczy. Jeśli wiatr, to taki, który „wyje i tłucze szyby okien” albo „zrywa cumy kutrów w porcie rybackim i łomocze nimi zajadle o nadbrzeże”, fale zaś „potężne, zagarniające i niszczące wydmy z drzewami i mikołajkami nadmorskimi”. No dobrze, aż tak źle nie jest. Jest tajemniczo. „Kołobrzeg kryje jeszcze wiele tajemnic. Nie wszystkie uda się odkryć, a nawet jeżeli poznamy pewne sekrety, to czy świat będzie gotowy w nie uwierzyć?”.
„Fabryka wiatru” to współczesna powieść, której fabuła odwołuje się do miejscowej legendy i tajemniczej historii z czasów drugiej wojny światowej. Głównej bohaterce Beacie sen z powiek spędza zdjęcie tajemniczego budynku w Kołobrzegu, którego adres ma ustalić na prośbę swojego przyjaciela z Warszawy. Tyle że fizycznie nigdzie go nie ma, natomiast każdy, kto ogląda fotografię, widzi go nieco inaczej. Kobieta chce się jak najwięcej dowiedzieć o tym widmie, a im bardziej zagłębia się w śledztwo, tym bardziej podnosi się temperatura powieści. Autorka dość sprawnie buduje napięcie i wprowadza atmosferę niepokoju, może niepotrzebnie wplata niektóre elementy z codzienności Beaty, ale w końcu to debiut prozatorski, który w ogólnej ocenie przedstawia się całkiem nieźle.
Beata Mieczkowska-Miśtak, jakże by inaczej – kołobrzeżanka, ma doświadczenie na niwie poetyckiej – wydała do tej pory trzy tomiki poezji oraz… książkę o kołobrzeskiej kuchni. Z wykształcenia pedagog, manager oraz specjalista do spraw żywienia. Pracowała jako dziennikarka, dyrektor ośrodka kultury, właściciel własnej firmy. Teraz poświęca się pisarstwu, na tapecie ma już kolejną książkę.