Z jakąż lekkością napisana jest ta książka! Chyba żaden inny polski pisarz nie
ma takiego ucha do rozmów jak Janusz Głowacki. Kilkoma słowami partii
dialogowej określa charakter i nastrój bohatera, jego poczucie humoru,
stosunek do kobiet, do wykonywanej pracy, do odmiennych poglądów,
do samego siebie. W „Good night, Dżerzi” przeplata się wiele wątków,
retrospekcje cofają czas fabuły do lat 40. i do lat 50. XX wieku, wszędzie
jednak jakby była kamera Głowackiego. To nie pierwsza jego książka, której
narracja sprawia wrażenie stołu montażowego – pocięte i posklejane
ponownie fragmenty wielu filmów – dokumentalnych i fabularnych, porno
i lirycznych. Posklejane z głową, rzecz jasna. Właśnie pod względem montażu,
literackiego rzemiosła, ta powieść zachwyca i jest najdoskonalszym
prozatorskim dziełem autora „Antygony w Nowym Jorku”.
Krytycy, którzy skupili się na głównym wątku tej książki, żenująco
tragikomicznej biografii Jerzego Kosińskiego, dali się zwieść wydawcy
i towarzyszącej „Good night, Dżerzi” reklamie. Głowacki jak zwykle pisze
o sobie, a jeśli o Kosińskim to o swoim odkrywaniu Kosińskiego, jeśli
o kobietach autora „Malowanego ptaka”, to o własnej fascynacji ich erotycznym
magnetyzmem, jeśli o wrogach, to umieszcza tu także własne
lęki artysty. Stąd wrażenie niezwykłej autentyczności, a przecież spora
część tej książki to fikcja. Bohaterowie, pierwszo i drugoplanowi, żyją
tylko podług roli wyznaczonej przez Głowackiego, to dar słuchu i obserwacji
pisarza sprawia, że zapisane skrawki rozmów, króciutkie sceny
wyrwane z kontekstu, dają nam złudzenie pełnowymiarowych postaci.
I nie jest to zarzut, każdy pisarz redukuje bohatera do przypisanej mu
w fabule roli, tyle że Głowacki robi to po mistrzowsku!
Wersja audio to 9,5 godziny nagrania. Znakomicie interpretuje Krzysztof
Globisz, który podobnie jak pisarz ma wielki słuch do języka.