Tytułowa gra to pochodząca z Afryki Zachodniej strategiczna gra planszowa, nieco podobna do warcabów. Swoją popularność zawdzięcza łatwości, z jaką można rozpocząć rozgrywkę, a także szybkości gry i możliwym zwrotom akcji. Jednym przemyślanym ruchem można wiele zyskać; jednym błędnym posunięciem można wszystko stracić. To doskonała analogia do fabuły, którą na nieco ponad 450 stronach utkał Tadeusz Michrowski.

Pierwszoosobowym narratorem jest przekorny student Akademii Teatralnej, którego krnąbrność kosztuje utratę indeksu. To prowadzi go do wojska (ostatni rok poboru!), a w konsekwencji swojego zachowania trafia do kompanii karnej w Bieszczadach. Tam poznaje grupę ludzi, z którymi los splącze go w sposób znacznie wykraczający poza te kilka miesięcy spędzonych w wojskowej jednostce. Odważne posunięcia na planszy życia powodują, że dotychczasowi towarzysze znajdą się w samolocie lecącym do nieznanego miejsca w samym sercu Afryki, gdzie w imię wzniosłych i – nieraz – przeciwstawnych ideałów ruszą na podbój krainy, w której wprowadzą własne porządki….

W swoim debiucie Michrowski potrafił stworzyć wielowątkową i wielowymiarową powieść. Jest w niej wszystko – zupełnie jak w partii yoté, gdzie pozornie solidny układ może okazać się kolosem na glinianych nogach, jeśli tylko gracz na chwilę straci koncentrację. Wartka narracja, dobrze skonstruowana historia, intrygujące postaci. Po skończonej lekturze trudno oprzeć się wrażeniu, że to praktycznie gotowy materiał na film – czego sobie i czytającym te słowa życzę.