„Kobieta, któ ra ma romanse, zmienia kochanków, nie jest niemoralna, robi to, co sprawia jej przyjemność, zaspokaja ją, nie musi nikogo krzyw dzić (chociaż czasem zdarza się). Niemoralna jest ta, która w spo sób bezwzględny, dla wygody politycznej, podlizując się swojej zwierzchności, fałszuje rzeczywistość. Krzywdzi ludzi. Udaje, że nie wie, że pomaga w faszyzacji. Że gubi ten kraj”. Ten cytat z najnowszego tomu kroniki codziennej Józefa Hena jest symptomatyczny – autor bardzo wiele miejsca poświęcił w nim etyce, moralności, zachowaniu. Już miałem napisać „polityce”, ale co to za polityka… Politykierstwo najwyżej, a po prawdzie przepychanki, pokrzykiwania, hejt i fake newsy. Przede wszystkim zaś – pokaz buty, pychy, zadufania i głupoty. „Bo kierują także takim państwem ludzie – nie stworzenia idealne. I górę weźmie w końcu interes partyjny”. Niby ten komentarz odnosił się do innych zapisków, ale tom, mimo że zbudowany chronologicznie, jest swoistą układanką, dopuszczającą – w przypadku polityki – pewną dowolność w ich układzie: interes partyjny i głupota, często i chamstwo, powtarzają się co i rusz, niewiele się różniąc. Po lekturze zapisków Hena nachodzi mnie myśl, że demokracja to ustrój, który w polskiej wersji pozwala obywatelom na wszystko, niczego im nie zakazując.
Autor nie koncentruje się oczywiście na polityce, ale cóż, trudno jej uniknąć, zwłaszcza jej codziennego, coraz paskudniejszego oblicza: marszów narodowców, zadowolonych wypowiedzi antysemitów, którzy znów poczuli się swobodnie, coraz głośniejszych ksenofobów i pospolitych głupców, których, wbrew powiedzeniu, chyba rzeczywiście zaczęto wysiewać. Martwi go to, nie ukrywa – i nie pozwala nam o tym zapomnieć.
Ale, jako że Józef Hen to pisarz, prozaik, autor świetnych opowiadań, scenarzysta i nade wszystko rozmówca, w tomie prowadzi czytelnika szlakiem swych utworów, komentarzy i reakcji ich dotyczących, relacjonuje historyczne wydarzenia, przywołuje nazwiska – zarówno bohaterów swych książek, jak i sąsiadów, znajomych, członków rodziny. Towarzyszymy mu na co dzień, dopuszcza nas do swego życia – i jakże ono jest ciekawe!