Piotr Mitzner jako poeta nie zwalnia tempa. Niedawno wydał potężny, bo liczący ponad pół tysiąca stron tom swoich poezji zebranych, zatytułowany „Wybiór” (2015), a zaraz potem zbiorek znacząco zatytułowany „polak Mały” (2016), a już na przełomie 2016 i 2017 serwuje nam następny tom wierszy „Klerk w studni”, obok którego nie da się przejść, tak jak przechodzi się obok setek tomików poetyckich, ukazujących się w Polsce rok w rok. Napisałem, że nie zwalnia tempa jako poeta nieprzypadkowo, bo przecież Mitzner jest także eseistą, tłumaczem, redaktorem „Nowej Polszy” oraz wydawcą, odnoszącym sukcesy w każdej z tych dziedzin. Podziwiam nie od dzisiaj zarówno jego talent, jak i pracowitość.
Wiersze składające się na „Klerka w studni” zostały napisane w charakterystycznej dla Tadeusza Różewicza wersyfikacji, co wcale nie znaczy, że jako poeta idzie Mitzner tropem Różewicza, nic z tych rzeczy. Faktem jest, że jego liryka jest oszczędna w wyrazie. Poeta panuje nad słowem, nad ekspresją, chociaż fantazji mu nie brakuje i raz po raz daje jej upust. Co najciekawsze, to poeta wsłuchany w puls żywej polszczyzny, tej nie tylko z radia i telewizora, ale z tramwaju, autobusu, pociągu, z ulicy i z uniwersytetu, ze sklepu i z biblioteki.
Oprócz wierszy krótkich, zwartych intelektualnie i lapidarnych pod względem formalnym, na tomik składają się formy dłuższe, takie jak „Grozi zawaleniem zakaz przebywania”, „Listy” i „W tej wrzawie”, ale jeśli dobrze przyjrzeć się tym tekstom, łatwo wyodrębnić z nich części składowe, które mogłyby funkcjonować jako samodzielne wiersze. Piotr Mitzner to mistrz krótkiej formy lirycznej.
Poetę interesuje zarówno egzystencja, jak i esencja, równie swobodnie posługuje się anegdotą, opowieścią, jak i metaforą. Z tym,
że tym, co napędza mechanizm jego poezji, a także poszczególnych wierszy, jest jak się wcześniej rzekło żywy, dynamiczny – bo nieustannie się zmieniający – język. Uprzedzając pytania: poeta nie przebiera w słowach – tak bywa nie raz i nie dwa, ale bywa też i tak, że powstrzymuje się, opiera się pokusom, jakie żywy język oferuje. Stąd rzadkiej urody teksty w rodzaju „Lata 2016”, zadedykowanego poecie Wojciechowi Kassowi i jego żonie Jagience, kierującym Muzeum im. Gałczyńskiego w Praniu czy „Patrz!”, ofiarowanego Leszkowi Szarudze, poecie, prozaikowi i literaturoznawcy na jego 70. urodziny.
To, co najlepsze w poezji Piotra Mitznera, znajduję także w wierszach „Co kryje góra?”, „Po kolędzie”, „Ścieg”, w których to, co intelektualne przeplata się finezyjnie z tym, co z wyobraźni; to, co ciemne, z tym, co jasne; to, co oczywiste, z tym, co oczywiste nie jest, nie było i nie będzie.