Jean-Christophe Grangé powrócił z drugą częścią opowieści o Człowieku Gwoździu i rodzinie Morvanów, która próbuje go dopaść. W pierwszej części sagi, zatytułowanej „Lontano”, poznajemy Człowieka Gwoździa – szaleńca mordującego młode kobiety oraz początki jego przestępczej drogi w Kongu, w latach siedemdziesiątych XX wieku. Stamtąd też dowiadujemy się, że zabójca został zlikwidowany przez seniora rodu Morvanów, specjalistę od spraw kryminalnych – Gregoire’a, a także, że 30 lat później we Francji znalazł się ktoś, kto kontynuował dzieło Gwoździa. Wtedy morderca zginął z rąk syna starego Morvana – Erwana, również policjanta.
W „Kongo…” postać Człowieka Gwoździa znów się pojawia. Tym razem za sprawą Erwana, który powraca do kraju, gdzie wszystko się zaczęło, by odtworzyć serię zbrodni sprzed 40 lat. Kierują nim pobudki osobiste. Jedną z ofiar Gwoździa była jego matka. Niewiele udaje mu się ustalić, ściąga na siebie natomiast zainteresowanie przestępcy, który ma bardzo podobne metody działania do Człowieka Gwoździa i któremu bardzo zależy, by pozbawić życia wszystkich członków rodu Morvanów. Zaczyna się walka z czasem…
Trzeba przyznać, że Grangé zadbał o to, by bohaterowie książki (a przez to i czytelnicy) nie mieli ani chwili wytchnienia. Zwroty akcji następują tu bardzo często, bohaterowie praktycznie cały czas znajdują się w sytuacjach podbramkowych, zagrażających ich życiu (zdrowiu zresztą też), wątki mnożone są ponad miarę, a sieć i charakter powiązań między poszczególnymi postaciami przypomina czasem brazylijską telenowelę. Mimo wszystko „Kongo…” czyta się z zapartym tłem i z niecierpliwością wypatruje rozwikłania zagadki – czy Człowiek Gwóźdź jednak żyje?