Piątek, 7 kwietnia 2017
WydawcaTrzecia Strona
AutorPrzemysław Bogusz
Recenzent(to-rt)
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2016
Liczba stron304


Marek Kotański wyrastał w cieniu mitu ojca. Wiesław Kotański był osobowością charyzmatyczną, cenionym naukowcem, profesorem japonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Być może dlatego jego syn od dziecka stawiał na sławę. Zrazu pośród szkolnych kolegów, potem w Monarze (czyli Młodzieżowym Ruchu na Rzecz Przeciwdziałania Narkomanii), który założył w1981 roku.

Z rzetelnie udokumentowanej biografii wynika niezbicie, że jej bohater miał skłonności narcystyczne. Uwielbiał błyszczeć w towarzystwie, cieszył się, gdy o nim mówiono, poszukiwał wręcz swego nazwiska w prasie. Autor książki napomyka, że w trakcie którejś z pielgrzymek papieskich Kotan skrupulatnie liczył, czy w gazecie napisano więcej o nim, czy o… Janie Pawle II. Megalomania zatem nie była Kotańskiemu obca.

Ale skupianie uwagi na sobie bez wątpienia pomogło mu osiągnąć sukces w walce z narkotykowym nałogiem, trawiącym młodych Polaków od początku lat siedemdziesiątych zeszłego stulecia, co władza ludowa początkowo ukrywała (za Gierka głoszono opinie, że narkomani występują wyłącznie w społecznościach kapitalistycznych). Twórca Monaru najpewniej doszedł do oczywistego dziś wniosku, że promocja siebie wydatnie pomaga w propagowaniu własnych działań. Unikając pokazywania swego oblicza, z pewnością nie przyczyniłby się do uratowania wielu ludzkich istnień.

W batalii z nałogiem nierzadko improwizował, ufając intuicji. Nie zawiodła go. A uwolnieni od narkomanii częstokroć przeistaczali się w terapeutów, pomagając wyjść na prostą kolejnym uzależnionym. Z czasem Kotan rozszerzył pola aktywności. Pomagał chorym na AIDS oraz bezdomnym. Szeroko komentowano to w mediach. Nie zawsze życzliwie.

Powszechna rozpoznawalność sprawiła, że postanowił zaistnieć na niwie polityki – akurat zmieniał się w Polsce ustrój – ale zabiegi o mandat senatorski zakończyły się fiaskiem. Zapewne osiągnąłby więcej, gdyby nie wypadek samochodowy (pod Pomiechówkiem, gdzie miał swą ulubioną sadybę), który przed 15 laty położył kres jego życiu. Jak na ironię kraksę spowodowali uzależnieni. Tyle, że od alkoholu.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ