środa, 1 września 2010
WydawcaWAM
AutorCharles Martin
TłumaczenieJacek Bielas
RecenzentJarosław Górski
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2010
Liczba stron340


Powieść amerykańskiego pisarza została wydana przez krakowskie katolickie
wydawnictwo WAM w nowej serii „Labirynty. Kolekcja Prozy”.
Jest to zapewne jeden z wielu przykładów obfitej po tamtej stronie
oceanu produkcji fabuł dostarczających czytelnikowi lekkostrawnego
moralnego pokrzepienia. Jest tu coś o rodzinie, o cudzie życia, o tym,
że wiara i ufność pomagają przełamać wszelkie trudności. Jest heroizm
i ofiarność, skrywana wina, wyznanie i wybaczenie. Jednak aby
zrozumieć intencje autora, dostrzec w tym dziele jakiś sens i głębię,
czytelnik powinien sięgnąć po oryginał, bo polskie tłumaczenie Jacka
Bielasa całkowicie zmienia pierwotną konwencję.

Rzecz zapewne realistyczna staje się tutaj, za sprawą niezwykle
nowatorskiego potraktowania polskiej składni, oniryczno-surrealistycznym
horrorem, w którym rzeczywistość przybiera zadziwiające
kształty, a ludzie i przedmioty ujawniają nadzwyczajne właściwości.
Oto garść przykładów: „Gdy Sawyer (…) przybył ze swojego gabinetu
z dość zakłopotanym wyrazem twarzy, trzymał wyciągnięty przed
sobą czek, jakby go parzył” (jak się, u licha, parzy czeki? – s. 53), „Podrapałem
się po głowie, a ona zamknęła za mną drzwi” (s. 60), „Na
jego twarzy pojawił się blady uśmiech i wykonał ręką nieokreślony
gest” (s. 93), „Odłożyłem słuchawkę przy mlaskaniu Blue liżącego
mnie po stopach i tuptaniu zaspanej Maggie nadchodzącej korytarzem” (s. 123), „Woda spływała mi po ramionach i chłodziła skórę
pośrodku wilgotnej nocy” (s. 232).

Podobnych zdanek można by tu wypisywać jeszcze wiele, można
by dołożyć dziesiątki anakolutów, nielogiczności, błędów fleksyjnych
i leksykalnych, nie mówiąc już o stylistycznych nieporadnościach.
W tej książce nie ma strony, na której nie pojawiłyby się, potworne,
śmieszne, żenujące czy tylko żałosne błędy językowe, ba, trudno tu
o akapit napisany w miarę poprawną i komunikatywną polszczyzną.
Nawet przedrukowany na okładce książki na zachętę fragment recenzji
wygląda tak: „Niesie nadzieję, bez oferowania zbyt doskonałego rozwiązywania
problemów”. Osoby znające angielski mogą pobawić się
w odgadywanie, jak brzmiało to zdanie w oryginale, ale co to, u licha,
znaczy po polsku?

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ