Czwartek, 5 lipca 2018
WydawcaTrzecia Strona
AutorMaria Dłużewska
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron336
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 6/2018

Rozmówcami cenionej dokumentalistki naszej teraźniejszości są: Anna Walentynowicz, Piotr Andrzejewski, Zofia Romaszewska, Jan Krzysztof Kelus, Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Andrzej Kołodziej, Andrzej Rozpłochowski, Stefan Hambura, Andrzej Lew-Mirski oraz Wiesław i Olga Johannowie.

Opowiadają o kulisach polityki, kosztach transformacji gospodarczej, prywatyzacji, konieczności rozliczenia z peerelowską przeszłością, przeciwstawianiu się złu, zachowaniu wierności ideałom, ale także o doświadczeniach osobistych.

Śp. Olga Johan – warszawianka z urodzenia – przyszła na świat podczas okupacji. Rodzice byli lekarzami, mieszkali na Ochocie. 1 sierpnia przed południem ojciec pożegnał żonę i córkę, udając się na dyżur do szpitala. Działał w konspiracji, więc wiedział, że o godzinie 17 wybuchnie w mieście powstanie. Zakazał im opuszczać lokum, aż do chwili, kiedy się ponownie pojawi. Jednak trzeciego dnia walk matka dostała informację, że jej pacjent z Pl. Artura Zawiszy potrzebuje pomocy. To było zaledwie 200 metrów od jej domu. Słychać było kanonadę, ale obowiązek lekarski przeważył. Wzięła córkę za rękę i ostrożnie posuwając się wzdłuż kolejnych kamienic, szczęśliwie dotarła – po kilku godzinach – do celu wędrówki. Udzieliła pomocy choremu, ale w międzyczasie zapadła szarówka. Podobno oferowano jej gościnę, ale zdecydowała się wracać. Może dlatego, że strzelanina ucichła.

„Ulica była pusta, z naprzeciwka szedł jakiś człowiek w mundurze. Matka zaczęła dobijać się do najbliższej bramy, żeby ją wpuścili, ale ludzie bali się otworzyć. Ten człowiek w mundurze szedł nadal spokojnie, a kiedy zrównał się z matką, wyciągnął pistolet i ją zabił. Ja się uratowałam tylko dlatego, że matka upadając, przykryła mnie sobą. Dzięki Bogu nie zaczęłam krzyczeć. Ów człowiek nawet się nie obejrzał, poszedł dalej. (…) Kiedy z bramy wybiegli ludzie, żeby ściągnąć matkę, zobaczyli, że pod nią jest jeszcze dziecko. Pochowali mamę gdzieś na trawniku, a mnie zabrali do siebie jacyś państwo mieszkający w tej kamienicy. Cud boski, znaleźli przy zabitej dokumenty i mogli rozlepić karteczki, że zginęła kobieta o takim a takim nazwisku i zostało dziecko”.

Ogłoszenie przeczytała babcia Olgi i odnalazła wnuczkę. Ojciec o śmierci żony dowiedział się kilka miesięcy później. Wcześniej bezskutecznie poszukiwał zaginionej rodziny.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ