Poniedziałek, 16 października 2017
WydawcaAusteria
AutorZofia Bobowicz
TłumaczenieJanina i Krzysztof Błońscy
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiKraków – Budapeszt
Rok publikacji2017
Liczba stron294
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 9/2017

Autorka jest, posłużę się słowami Czesława Porębskiego, zamieszczonymi na okładce, „literaturoznawczynią, tłumaczką, redaktorką wydawnictw, pośredniczką między polskim a francuskim rynkiem wydawniczym”. Oczywiście „niezwykłą”, bo w tej chwili wszystko mamy „niezwykłe”, od meczów piłki kopanej po panie znające się na literaturze. Ubożeje nam język…

Zofia Bobowicz do Francji trafiła pod koniec lat pięćdziesiątych. Los jej sprzyjał, pomagali znajomi, wyszła za mąż, studiowała, poznawała ciekawych i wpływowych ludzi. W wydawnictwie Robert Laffont stworzyła i prowadziła przez niemal ćwierć wieku niedochodową serię prezentującą literaturę Mitteleuropy. Na początku wydawca skłonny był do przedsięwzięcia dopłacać, z upływem lat – i przy kolejnych zmianach właścicieli – seria traciła prestiż. Autorka stara się wytłumaczyć powody takich decyzji i przedstawić warunki, w jakich przyszło jej działać.

Narracja rozwija się powoli i bez – to moja opinia – esprit, ducha, czegoś, co nie tyle przyciągałoby uwagę czytającego, ile kazałoby mu czytać ten raport o stanie francuskiej książki z wypiekami. Książka pisana była dla francuskiego czytelnika, stąd nadmiar – z punktu widzenia polskiego odbiorcy – nazwisk i szczegółów, w których łatwo się pogubić. Ale chwała Austerii i za to – książka Bobowicz to pierwszy bodaj od czasów biografii Gastona Gallimarda (ukazał się u nas w 1996 roku) tom poświęcony zachodnim wydawcom. Dlaczego? Przecież to środowisko ogromnie zajmujące dla czytelnika, a i nadzwyczaj barwnych postaci w nim nie brakuje: Unseld, Amman, Suhrkamp, Straus, Gottlieb, Deutsch, Weidenfeld, Faber… Lista mogłaby być długa. Czytanie o ich pracy przybliża książkę – poznajemy wydawniczą kuchnię, widzimy autorów w innym świetle. A ile w tych biografiach czy wspomnieniach anegdot, złośliwości, przytyków, fochów, wspaniałych historii i zabawnych dykteryjek! Jednak polscy wydawcy zakładają, że nikogo to interesować nie będzie. Może i racja, w społeczeństwie, które uwielbia celebryckie badziewie, tego typu publikacja mogłaby okazać się finansową klapą.

„Paryski świat książki” nie kryje, wbrew tytułowi, zbyt wielu tajemnic paryskich wydawców. To wspomnienia dotyczące pracy w jednej konkretnej oficynie; autorka cytuje swoje wewnętrzne mema, listy do autorów, głosy mediów. Przypomina wyjazdy targowe i spotkania promocyjne, dyskusje redakcyjne. Z pewnością jednak uderzy polskiego czytelnika kilka przykrych prawd: pozycja książki polskiej we Francji jest kiepska, niech nas nie mamią zachwyty naszych dziennikarzy nad „entuzjastycznym” i „niezwykłym” (oczywiście) przyjęciem przekładów polskich autorów. Znamienne są słowa skargi autorki, podkreślającej słaby poziom polskich oryginałów: „niektóre książki więcej znaczyłyby na rynku światowym, gdyby je powierzono bardziej doświadczonym piórom. (Myślę tutaj między innymi o „Drodze nadziei” Lecha Wałęsy wydanej przez Fayarda, której niemal cały nakład, czyli blisko 60 tys. egzemplarzy, przemielono)”…

Kolejny cytat: po przyznaniu literackiego Nobla Wisławie Szymborskiej „Polacy triumfowali, we Francji okazywano grzeczne zainteresowanie. Przypomniałam sobie lekcję, jaką kiedyś otrzymałam: »Są Noble i Noble, nie wszystkie akurat muszą się sprzedawać«. Faktycznie, żaden z polskich laureatów nie zyskał renomy związanej z tą nagrodą we francuskiej republice literatury. (…) Nawet przy wyjątkowo sprzyjającej koniunkturze (…) niezwykle rzadko się zdarzało, żeby jakiś autor wschodnioeuropejski osiągnął bardzo wysokie wyniki sprzedaży we Francji. (…) Cztery do sześciu tysięcy sprzedanych egzemplarzy może uchodzić za więcej niż przyzwoity wynik”.

To smutna konfrontacja wyobrażeń o Francji żyjącej kulturą – także czytelniczą – z rzeczywistością: „Dla francuskiego ducha, literatury słowiańskie przy całym ich bogactwie pozostają obce. […] Nie ma wielu powieści zdolnych do pokonania barier językowych, a arcydzieł jest dzisiaj jeszcze mniej”. Na rynku dominują wielkie grupy wydawnicze kontrolowane przez fundusze inwestycyjne, dla których liczy się nade wszystko rentowność. Jeśli dodamy, że dla większości Francuzów kontekst kulturowy Europy Środkowo-Wschodniej jest zbyt odległy i niezrozumiały, to wiemy już, dlaczego najbardziej czytanym pisarzem Mitteleuropy jest Milan Kundera – który od lat pisze po francusku i od dawnych kontekstów się odcina…

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ