Wtorek, 23 października 2018
WydawcaIskry
AutorMariusz Urbanek
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron350
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2018

Czemu prof. Rudolf Weigl nie dostał Nagrody Nobla za odkrycie szczepionki przeciwko tyfusowi plamistemu? – zastanawiamy się po przeczytaniu tej frapującej biografii, skądinąd kolejnej w dorobku Mariusza Urbanka. Komitet Noblowski otwiera archiwa po pięćdziesięciu latach, toteż wiemy, że bohater książki w latach 19301939 otrzymał aż 70 nominacji do Nobla, co oznacza, że tylu uczonych z różnych krajów popierało jego kandydaturę. Tylko raz, w 1935 roku, nominowany nie był. Ale miał pecha, w 1928 roku Nobla dostał Francuz, prof. Charles Nicolle za udowodnienie, że tyfus plamisty jest roznoszony przez zwykłe wszy odzieżowe. Weigl dokonał rewolucji, stworzył szczepionkę, która skutecznie zastopowała śmiertelną chorobę, ale przegrał z opinią, że Nobel dla niego byłby nagrodą niejako za to samo. Nie pomogły nawet argumenty Nicolle’a przekonującego, że odkrycie Weigla ma znaczenie epokowe.

W czasie II wojny Niemcy obiecywali Weiglowi poparcie dla Nobla w zamian za podpisanie reichslisty. Chcieli go mieć po swojej stronie, przenieść z okupowanego Lwowa do Niemiec, proponowali budowę instytutu w Berlinie, ale odmówił, więc sprawa przestała istnieć. W PRL kwestia Nobla dla uczonego wróciła, Weigl został zaproszony do Szwecji z wykładami, polski ambasador w Sztokholmie informował rząd, że jest duża szansa na nagrodę, bo „Polska po wojnie jest modna”. Znaleźli się jednak w Krakowie ludzie, którzy zarzucili mu kolaborację, bo ze szczepionki produkowanej w jego Instytucie korzystał Wehrmacht. Historia pokazała kolejny raz, jak potrafi być okrutna. Raz Nobel ominął Weigla, bo chciał być Polakiem, a nie Niemcem, drugi raz, bo ktoś uznał, że był złym Polakiem.

A był Polakiem z wyboru. Jego antenaci przywędrowali na Morawy zapewne z Bawarii gdzieś u progu XIX stulecia i tam, w ramach cesarstwa austro-węgierskiego, prowadzili w Przerowie najpierw warsztat, a potem fabrykę automobili, dorożek i bicykli. Matka Weigla po tragicznej śmierci pierwszego męża, ojca Rudolfa, wyszła za Józefa Trojnara. Ojczym, nauczyciel języka polskiego w gimnazjach w Stryju i Jaśle, zadbał o patriotyczne wychowanie Rudiego. Zachował się w rękach rodziny jego gimnazjalny notes, prowadzony początkowo wyłącznie po niemiecku, z cytatami z niemieckiej literatury, ale stopniowo przybywało w nim wierszy Mickiewicza, Słowackiego, Asnyka, Konopnickiej. Zapewne ogromną rolę w jego asymilacji odegrał Lwów, dokąd przyjechał w 1903 roku na studia.

Nie ukończył medycyny. Studiował głównie biologię. Zdecydował się na ten fakultet najpewniej pod wpływem legendy tzw. łowców mikrobów, Ludwika Pasteura i Roberta Kocha, którzy w prymitywnych warunkach, w samotności, ryzykując własnym życiem dokonywali odkryć dla ludzkości epokowych. Medycyna stała się dla Weigla drugim wyborem. Owszem, chciał kontynuować jej naukę po I wojnie, ale był już wtedy na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie profesorem zwyczajnym biologii i kierownikiem katedry, więc nawet nie wypadało.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ