Zachęcona tytułem i zaintrygowana kuszącym obwieszczeniem na okładce, że „jeszcze żadna nowa gwiazda nie eksploatowała z taką siłą”, ochoczo sięgnęłam po książkę, by na własnej skórze odczuć siłę zapowiadanej eksplozji, a przy okazji przekonać się, na ile polski kryminał prawniczy odbiega od obcojęzycznych powieści tego gatunku.
Pierwsze strony zaprowadziły mnie do zadymionej dyskoteki, w której na dobre pulsowała „gorączka sobotniej nocy”, podlewana sporą dawką różnorodnych alkoholi z podpitą trzydziestolatką i zblazowanym przystojniakiem w sile wieku na pierwszym planie.
Ona po kilku solidnych drinkach czyni wszystko, by oderwać się na tę jedną noc od przerażającej rzeczywistości, z którą musi się zmagać.
On z papierosem w zębach i szklaneczką whisky poluje przy barze na atrakcyjną nastolatkę, by nudną rzeczywistość zamienić na tę jedną noc w ekscytującą przygodę erotyczną.
Przypadek sprawia, że wpadają na siebie i wspólnie opuszczają bar, by resztę nocy spędzić pod wspólną kołdrą i o świcie odejść do swoich spraw. Ona do bronienia groźnego gangstera wbrew swojej woli i zasadom. On do pakowania za kratki przestępców różnego autoramentu zgodnie z własnymi przekonaniami i zasadami.
I jak to bywa w figlarnym życiu różne drogi okazują się wcale nie takie różne, gdyż bohaterowie spotykają się na tej samej sali sądowej. Ona w roli obrońcy. On w roli oskarżyciela. Oboje muszą wygrać. Ona, by uniknąć zemsty gangu w przypadku zapuszkowania szefa. On – by otworzyć sobie drogę do kariery w przypadku wsadzenia tegoż szefa za kratki.
Historia jednej sprawy sądowej opisana inteligentnie z punktu widzenia dwojga profesjonalistów stojących po różnych stronach barykady, mających sprzeczne cele, zmuszonych walczyć ze sobą i z własnym pożądaniem, grających znaczonymi kartami i notorycznie łamiących reguły gry.
„Prokurator” to pełna emocji powieść o wartkiej akcji, ukazująca od środka świat prawniczy daleki od ideału, o wciągającej fabule, ciekawej konstrukcji, interesującej narracji komentującej z dwóch perspektyw te same fakty i wydarzenia. Szkoda tylko, że tak pełna wulgaryzmów, zgoła nie pasujących do bohaterów, w wielu przypadkach niepotrzebnych i zupełnie nieuzasadnionych. No cóż, do dosadnego, a mimo to ładnego i równocześnie ekspresyjnego języka trzeba dorosnąć. Trzymam kciuki, żeby w przypadku Pauliny Świst dorastanie przebiegło jak najszybciej!