Czwartek, 15 marca 2018
WydawcaBiblioteka „Frazy”
AutorJan Wolski (red.)
Recenzent(gs)
Miejsce publikacjiRzeszów
Rok publikacji2017
Liczba stron158
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2018

Tom, który – jak wiele mu podobnych – nie zagości na rynku, nie będzie do odszukania w księgarniach, czytelnika nie podbije, bo go nie znajdzie. To efekt pracy, ale przede wszystkim fascynacji Jana Wolskiego, redaktora książki, autora od lat zajmującego się szwajcarskimi polonikami, tłumacza z niemieckiego, bibliofila, projektanta, szperacza… Opowiadać więcej? W tym środowisku nie trzeba.

Poznałem go wiele lat temu (zgłaszam zatem prywatne zainteresowanie), połączyli nas wspólni znajomi – świetny projektant i typograf z Berlina, Piotr Mordel, jeden z założycieli słynnego dziś (nie tylko w Berlinie) Klubu Polskich Nieudaczników. Wolski o Mordelu jest równie wysokiego zdania jak ja – to talent-samorodek, niedoceniony a wybitny, o czym świadczą jego książki, czasopisma i akcydensy. Jednak to nie Piotr jest bohaterem tej recenzji, a Wolskiego związki z Rapperswilem, szwajcarskim miasteczkiem, w którym od 1870 roku mieściło się (bo w 1954 spotkał go kres) Muzeum Narodowe Polskie, powołane przez Agatona Gillera i Władysława Broel-Plattera, emigrantów, którzy po powstaniu listopadowym postanowili przechowywać pamiątki polskości nad brzegami Jeziora Zuryskiego, w kantonie Sankt Gallen.

„Rzeczą narodowego obowiązku jest pomyśleć o stworzeniu za granicą we Francji lub w Szwajcarii narodowego muzeum, w którym moglibyśmy pamiątki zamierzchłej przeszłości ochronić od zniszczenia (…) aż do chwili, w której (…) wnieść je będziemy mogli do niepodległej Polski” – tak pisał w 1863 roku Giller, prezentując koncepcję muzeum. Organizatorom udało się wydzierżawić stary zameczek, po remoncie zgromadzili w nim bogate acz zaskakujące zbiory, od biblioteki pełnej bezcennych rękopisów począwszy po urnę z sercem Kościuszki. Placówkę przez lata wspierało wielu biedniaków-emigrantów, przetrwanie zapewnił jej Henryk Bukowski. Nie udało się muzeum utrzymać – zbiory po części trafiły do Polski, przepadły w zawierusze II wojny światowej, umowa z właścicielami zamku została rozwiązana, dziś resztki kolekcji można oglądać w pomieszczeniach na piętrze. Nie chcę dochodzić – a i sam autor o tym nie pisze – kto „zawalił”, ale trudno ukryć gorycz: akurat to muzeum naprawdę powinno pozostać w gestii polskich zarządców. Wydajemy miliony na szmatławe pomysły, nie stać nas na placówkę tak znaczącą dla narodowej historii?

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ