Wtorek, 23 października 2018
WydawcaGW Foksal
AutorEmil Marat
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron482
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2018

Czy gdyby nie II wojna światowa Krzysztof Sobieszczański przeszedłby do historii jako szwarccharakter? Bowiem bohater książki jako dwudziestodwulatek posunął się do kradzieży. Dość głośnej i efektownej, ale nie po to, by się wzbogacić, tylko realizować młodzieńcze marzenia. Wcześniej zdezerterował z Marynarki Wojennej, chociaż morze przyciągało go od dziecka. Służba wojskowa na Bałtyku okazała się strasznym rozczarowaniem. Opisywany opowiadał o tym po wojnie Stanisławowi Likiernikowi. W „polskiej flocie, co na straży polskiego morza stoi” ważniejsze od ćwiczeń było polerowanie mosiężnych elementów osprzętu, bo stare okręty słabo pływały. Dyscyplina, aroganccy, ale jednocześnie często mało doświadczeni młodsi oficerowie, nieciekawe warunki pod pokładem. Bliskość morza jeszcze rozbudzała jego apetyt na podróże – czuł się jak więzień, który ma celę z widokiem na raj.

Po powrocie do Warszawy z niemieckiego więzienia (w którym siedział dwa lata – od jesieni 1938 roku – za kradzież jachtu w Gdańsku) jakby nie zauważył, że miasto jest pod okupacją. Podobno za śpiewanie antyniemieckich piosenek w knajpie na Bielanach po miesiącu „wolności” trafił na Pawiak, a stamtąd do Auschwitz. Emil Marat przypuszcza, że rotmistrz Witold Pilecki nie mógł nie zwrócić uwagi na młodego marynarza, perfekcyjnie mówiącego po niemiecku, z przydatnym w obozowych warunkach więziennym doświadczeniem. Obaj pracowali w stolarni. Czy Sobieszczański był w siatce rotmistrza, nie wiadomo. Na pewno chłopak, który bywał w kwaterach esesmanów, bo naprawiał im drewniane sprzęty, a potem budował dla niemieckich oficerów łódki i kajaki, byłby dla organizacji kimś bezcennym. Niewątpliwie przyszły pierwowzór czołowej postaci z powieści Romana Bratnego „Kolumbowie. Rocznik 20” zetknął się z ojcem Maksymilianem Kolbe.
Zachowała się kartoteka z bloku 11. Był w nim prawdopodobnie wówczas, gdy miał miejsce słynny apel, podczas którego zakonnik zgłosił się na śmierć.

Sensacyjnie brzmi hipoteza autora tej fascynującej publikacji dotycząca udziału opisywanego w zabójstwie Marcelego Nowotki. Wedle obowiązującej wersji tow. „Starego” zastrzelili jego koledzy – komuniści, bracia Bolesław i Zygmunt Mołojcowie. Jednak „Stasinek” Sosabowski, dowódca żoliborskiej grupy Kolegium „A” Kedywu AK, parę lat przed śmiercią w 2000 roku miał wyznać publicyście historycznemu Dariuszowi Baliszewskiemu, że Nowotkę zlikwidowali „Kolumb” i Jan Barszczewski „Janek” – żołnierze TOW i AK. Czemu nie wierzyć Baliszewskiemu, a zwłaszcza „Stasinkowi”, który był człowiekiem żelaznych zasad? – pyta Marat.

Przekonujących dowodów na taką wersją wydarzeń jednak nie dostarcza.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ