środa, 25 września 2013
WydawcaOficynka
AutorJoanna Łańcucka
RecenzentUrszula Witkowska
Miejsce publikacjiGdańsk
Rok publikacji2013
Liczba stron448


„Ja już za stara na to po nocy latanie. Ciężko mnie
chodzić bez te nogie pieruńskie, a i już się nie kce,
jak to dawniej bywało. Dość mnie już tych spiekładuchów,
tych popaprańców, co z ludzkiej głupoty
i złości na nasz padół przychodzo i niecnotę czynio.
A bo to już ni ma komu złego odganiać, ludzie
tera uczone, w zabobony, jak to gadajo, nie wierzo.
Już ino ja jedna została, co się zna na piekielnych
sztuczkach. Trza robić, póki sił starczy. Mus je, ino
ochoty ni ma. – Słaboniowa znowuż westchnęła”.

Ano westchnęła, bo i miała nad czym wzdychać. Jak Capówka
pod Chmielowem nie za długa i niekoniecznie szeroka, ale jednak
chat parę stoi, tak i Słaboniowa wzrokiem swym sięga nieco za horyzont,
o czym wielu mieszkańcom wsi przekonać się było dane.

Bo może i stara, może i zmęczona, ale co jak co, wzrok to Słaboniowa
ma dobry. A już oczyska zimne i pysk pociągły na skraju lasu
dojrzy zawsze. I w ciemności przyczajoną nad kołyską kikimorę dojrzy.
I między słowami wyczyta, co to za spiekładuchy kogo we wsi nawiedziły.
A choć stare już kości odmawiają posłuszeństwa, to jak trzeba
i zmorę schwyci do butelki i strzydze poradzi.

I umie się Teosia odgryźć wrednie a porządnie, oj umie. Takiej
baby to i sam diabeł nie okiełzna. No chyba, że baba sama do diabła
przyjdzie. Ale… z tym diabłem to w sumie długa historia, więc lepiej
jak przeczytacie sami.

I jeśli mam być szczera, to aż mi słów brak, by opisać debiutancką
powieść Joanny Łańcuckiej. Urzeka językiem – wyważonym i nie męczącym,
a jednak takim, dzięki któremu przenosimy się do maleńkiej
wioski gdzieś u styku dwóch światów – tego realnego i tego, którego
istnienia nawet się nie domyślamy.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ