Poniedziałek, 17 grudnia 2018
WydawcaNaukowe PWN
AutorKrzysztof Trojanowski
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2018
Liczba stron322
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2018

Puste widownie kin Generalnego Gubernatorstwa to humbug – dowodzi autor tej nafaszerowanej nieznanymi faktami publikacji o kolosalnym wymiarze poznawczym.

O wzmożonym zainteresowaniu seansami filmowymi podczas niemieckiej okupacji wspominają świadkowie – choćby Aleksander Kamiński w „Kamieniach na szaniec”. Kino stało się najbardziej dostępną i najtańszą rozrywką. Ani długie kolejki do kas, ani akcje małego sabotażu nie zdołały zniechęcić miłośników X muzy, wśród których dominowała młodzież. W prasie konspiracyjnej apele o bojkot kin pojawiały się prawie do końca wojny, ale odzew był nikły. Pojawiła się za to figura „konika”, czyli osoby oferującej przed seansem bilety po cenie umownej. Szczególnie dużą frekwencją cieszyły się komedie, filmy muzyczne i sensacyjne oraz polskie produkcje premierowe, których było siedem.

Te ostatnie na ekranach niemieckich kin miały przede wszystkim świadczyć o postępującej „normalizacji” życia w GG. Plany okupantów były zakrojone szeroko: nie tylko realizacja nowych filmów w kontrolowanym przez władze ośrodku, wolnym od wpływów „żydowskiej mafii”, jak pisano w reżimowej prasie, ale także szkolenie młodych talentów. Podkreślano też fakt, że dzięki temu pracę w zawodzie znajdą polscy artyści i technicy, co od razu spotkało się z potępieniem w prasie podziemnej. W warunkach okupacyjnych dokończono sześć filmów; jeden – „Sportowiec mimo woli” – był gotowy już przed wybuchem wojny, lecz nie doczekał się premiery w wolnej Polsce.

Na ekrany kin okupowanej Polski trafiło w sumie około 430 filmów fabularnych, z czego przeszło 120 archiwalnych, znanych już polskiej publiczności. Większość stanowiły obrazy niemieckie – przeszło 300, poza tym 50 polskich, około 20 amerykańskich i austriackich, 5 włoskich oraz kilkanaście koprodukcji, głównie niemieckich, i po jednym filmie z Francji, Hiszpanii, Węgier i Australii – skrupulatnie wylicza Krzysztof Trojanowski.

Na ekranach królowały cudzoziemki: Polka Pola Negri, Rosjanka Olga Czechowa, Czeszka Lida Baarova, Szwedki Zarah Leander i Kristina Söderbaum, Węgierka Marika Rökk, Chorwatka Hilde Krahl, pół-Holenderka Ilse Werner… Ulubieńcami pań byli śpiewający amanci z Austrii: Willi Forst i Viktor Staal, głosem uwodzili także Włoch Beniamino Gigli i Holender Jonannes Heesters. Żadna z tych sowicie opłacanych gwiazd nie należała do nazistowskiej partii, oportunistycznie wybierając polityczną naiwność, choć niekiedy tylko pozornie. Negri, pomagająca żydowskim przyjaciołom w Niemczech, w pewnym momencie po prostu uciekła do Francji, nie wywiązując się z kontraktu, a w świetle najnowszych doniesień Czechowa i Leander od czasów przedwojennych współpracowały z wywiadem sowieckim.

Nie wiadomo, czy ówcześni kinomani czytali recenzje drukowane regularnie w prasie koncesjonowanej przez niemieckiego okupanta. Autorzy zazwyczaj pozostawali anonimowi. Pod pseudonimem Stefan Kalicki swoje teksty ogłaszał Zygmunt Kawecki, przedwojenny dramaturg i cenzor. Po wojnie został na dwa lata zawieszony w prawach członka Związku Literatów Polskich. Kary więzienia nie uniknęła za to Helena Wielgomasowa, autorka felietonów, w których czasem opisywała wyprawy do kina. Była przedwojenną współpracowniczką lokalnej prasy, a w okresie okupacji awansowała na jedną z czołowych publicystek.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ