środa, 7 kwietnia 2010
WydawcaLiterackie Towarzystwo Wydawnicze
AutorFerdynand Antoni Ossendowski
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiŁomianki
Rok publikacji2009
Liczba stron206


„Polesia czar, to dzikie knieje, moczary, Polesia czar to smętny wichru
jęk…” – śpiewali nasi antenaci, a po nich to tango mieli w repertuarze
m.in. Krzysztof Klenczon i Andrzej Rosiewicz.

I podobny wizerunek tej mistycznej krainy szkicuje Ossendowski
w swej powieści, która tchnie naftaliną i irytuje natrętnymi, dydaktycznymi
wstawkami, w pierwszym rzędzie adresowanymi do nastoletnich
czytelników. Bohaterem jest bowiem kwartet gimnazjalistów,
spędzający wakacje anno domini 1936 w kajakach, wędrując po tym,
najmniej zaludnionym i chyba najbardziej pod każdym względem dziewiczym
obszarze II RP.

Eskapada obfituje w przygody. Mnie do serca najbardziej przypadły
wędkarskie. Toteż identyfikowałem się z Olkiem Malewiczem łowiącym
tuzinami liny, leszcze, okonie, miętusy, polującym na okazy szczupaków
czy poskramiającym suma-giganta (105 kilo żywej wagi). Zwracają
uwagę opisy bogatej flory i fauny tego urokliwego terenu, zniszczonego
na skutek melioryzacji u progu lat siedemdziesiątych ubiegłego
stulecia. Sowieccy specjaliści od rolnictwa wpadli bowiem na pomysł,
by na osuszonych bagnach i trzęsawiskach dominujących w poleskim
pejzażu powstały łąki do wypasu kołchozowego bydła. Eksperyment –
przypominający w pewnym sensie koncepty Łysenki i Miczurina – zakończył
się fiaskiem. Dewastując ekosystem doprowadzono do tego,
że nad Piną i Prypecią powstały hektary zachwaszczonego ugoru. Najbardziej
straciły zwierzęta wodne. No, ale, jak wiadomo, ryby głosu
nie mają, a Greenpeace nigdy nie kwapił się z protestami wobec niszczenia
przyrody w Kraju Rad.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ