środa, 1 kwietnia 2015
WydawcaIskry
AutorAntoni Kroh
RecenzentTomasz Z. Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2014
Liczba stron500


W 1949 roku celebrowano siedemdziesiąte urodziny towarzysza Stalina.
W ZSRR postanowiono to uczcić olejnym malowidłem gigantycznych gabarytów, przedstawiającym sowieckiego przywódcę w formie
alegorycznej, przyjmującego hołd narodów świata. Pomysł i kompozycja
owego działa zaczerpnięte były z podobnego portretu, powielanego
w formie pocztówek u progu XX stulecia, z okazji jubileuszu cesarza
Austro-Węgier, Franciszka Józefa. Podobno, gdy rzecz się wydała, sowieckiego plastyka zlikwidowano, a jego obraz zniszczono. Tego
typu cymeliów w pasjonującej książce Antoniego Kroha jest znacznie
więcej. Ten etnograf, tłumacz, folklorystyczny ekspert i kolekcjoner
osiadły na Sądecczyźnie już po raz czwarty wyraźnie zaznacza swoją
obecność w polskim piśmiennictwie. Zaczęło się od wydanego – jeszcze
w ubiegłym stuleciu – przez niszowego edytora arcyzabawnego
tomu eseistycznego pt. „O Szwejku i o nas”. Potem były autobiograficzne
delikatesy, czyli „Sklep potrzeb kulturalnych”. Następnie proza
dygresyjna snująca się potoczyście poprzez „Starorzecza”, a po paru
latach niecierpliwych oczekiwań możemy przeczytać o „pogmatwanych
dziejach chłopskiej kultury plastycznej na ziemiach polskich”, bo
tak brzmi podtytuł niniejszej książki.

„Opowiadano o sprzedawanych pod Jasną Górą – pisze autor –
po jarmarkach i odpustach, wizerunkach świętego Józefa w solidnych
ramkach, ze szkłem, przerabianych z portretów Karola Marksa, kupowanych
hurtem za psie pieniądze w placówkach handlu uspołecznionego.
Ludowy artysta dorabiał klasykowi aureolę, chmurki w tle, lilię,
różowił policzki. Gdy rzecz wyszła na jaw, władza ludowa postawiła
artyście szczególny zarzut – obrazę uczuć religijnych. Powołano biegłego,
profesora – jezuitę. Ów wydał opinię, że przerabianie Marksa
na świętego Józefa nie jest obrazą religii, przeciwnie. Co innego, gdyby
było odwrotnie – argumentował”.

Plastyczna sztuka rustykalna nie jest już dziś tak popularna jak
w PRL-u, toteż coraz mniej na powiatowo-gminnych targach kramów
z chłopskimi rękodziełami. Przez lata tego typu bazary odwiedzał
w Polsce nieodżałowany Wojciech Siemion, tworząc pokaźny zbiór
malarsko-graficzno-rzeźbiarski. Eksponowany początkowo we własnym
segmencie na Mokotowie (cóż to były za czarowne Wigilie, gdy
gospodarz w takiej scenografii inicjował wieczór kolęd i pastorałek),
a potem w swojej wiejskiej sadybie w Petrykozach.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ